Wytwórcę i odbiorcę energii ma łączyć bezpośrednie połączenie. Ominięcie powszechnej sieci energetycznej ma być impulsem do szybszego rozwoju OZE, a w dobie kryzysu – szansą na oszczędności.

Takie cele stawia sobie Ministerstwo Rozwoju i Technologii. Dotarliśmy do założeń projektu ustawy – autorstwa resortu – która odblokuje powstawanie linii bezpośrednich, czyli łączących jednostkę wytwarzania energii elektrycznej (np. wiatrak) bezpośrednio z odbiorcą – z pominięciem powszechnej sieci przesyłowej.
Według naszych źródeł projektem niebawem ma zająć się Rada Ministrów. Rozwiązanie ma być jedną z recept na obecne problemy branż energochłonnych, spowodowane przez galopujące ceny energii. Choć – jak zauważa poproszony przez nas o komentarz ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP) Piotr Wołejko – inwestycje muszą potrwać, mówimy zatem o uldze, która nastąpi za kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt miesięcy. – Natomiast impuls do rozpoczęcia działań i inwestycji powinien zostać wysłany jak najszybciej. Są to bardzo pozytywne kierunki zmian – podkreśla.
Zgodnie z szacunkami FPP przedsiębiorcy energochłonni, którzy byliby jednymi z beneficjentów odblokowania linii bezpośrednich, w sumie mogą zaoszczędzić na tym rozwiązaniu ok. 90 mln zł w skali roku. – W obecnych warunkach i poszukiwaniu oszczędności oraz wzrostu efektywności jest to suma niebagatelna – ocenia Piotr Wołejko. Jak podkreśla, dziś koszty energii w przypadku niektórych branż gospodarki odgrywają kluczową rolę w ocenie ich konkurencyjności i mogą decydować o być albo nie być przedsiębiorstwa.
Z uzasadnienia projektu wynika, że umożliwienie realizacji linii bezpośrednich stanowi bezkosztowy dla budżetu państwa instrument wsparcia przedsiębiorców, mający istotny wpływ na obniżenie kosztów energii elektrycznej, w tym dla konsumentów.
Ekspert wskazuje, że aktualnie prawo, a w zasadzie jego interpretacja, de facto uniemożliwia budowę linii bezpośrednich, a uzasadnieniem takiego podejścia jest niechęć do rezygnacji z licznych opłat, które – oprócz kosztu samej energii – znajdują się na rachunku za jej dostawę. – Każda z tych opłat ma swoje uzasadnienie i cel, np. opłata mocowa, OZE, kogeneracyjna itd., jednocześnie sprawiając, że zwiększa się atrakcyjność linii bezpośrednich, w przypadku których takie opłaty nie są naliczane – tłumaczy.
Projekt MRiT zakłada kompromisowe rozwiązanie – opłaty za przesył energii przez linie bezpośrednie nie będą pobierane, użytkownicy tych linii zostaliby jednak zobowiązani do ponoszenia opłaty solidarnościowej.
Jak wskazuje jeden z naszych rozmówców z kręgów biznesowych, dotychczas decydenci stali raczej na stanowisku, że – nawet jeśli linia bezpośrednia nie jest częścią systemu elektroenergetycznego – jej użytkownicy powinni ponosić opłaty. Chodzi o to, by dokładali się do „słusznych” celów, na które one trafiają, a także o to, by nie przyznawać im nadmiernych przywilejów w stosunku do pozostałych użytkowników sieci. Dodaje, że z punktu widzenia przyszłych beneficjentów tego rozwiązania kluczowe jest określenie poziomu opłaty solidarnościowej, który musi być wyważony tak, aby realizacja linii bezpośrednich była opłacalna. Stawką jest rozwój mocy w OZE, zmniejszanie obciążenia systemu elektroenergetycznego przez odbiorców przemysłowych, ale także rolniczych i rolno-spożywczych oraz przez spółdzielnie energetyczne, a ponadto zachowanie konkurencyjności przez przedsiębiorców.
Projekt doprecyzowuje definicję linii bezpośredniej, wyjaśniając, że może być do niej podłączony również odbiorca, który korzysta z krajowej sieci energetycznej. Odbiorca lub przedsiębiorstwo energetyczne nie będą musiały mieć tytułu prawnego do jednostki wytwarzania energii, z której korzystają – będą mogły jedynie kupować energię, np. od właściciela wiatraka, i pozyskiwać ją za pośrednictwem linii bezpośredniej.
Zmiana dotyczy także wydawania decyzji przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. Dotychczas podłączenie odbiorcy do powszechnej sieci lub sama możliwość takiego podłączenia wystarczały do odmowy zgody na linię bezpośrednią. Projekt przewiduje, że nie będą mogły być jedynymi przesłankami decyzji odmownej. – W dotychczasowej praktyce była to główna bariera przy budowie linii bezpośredniej – wskazuje prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej Janusz Gajowiecki.
Wymienia też korzyści płynące z uproszczenia procedur, w tym przede wszystkim szanse dla nowych źródeł OZE. – Dziś nowe inwestycje blokowane są przez brak mocy przyłączeniowych do sieci elektroenergetycznej. Wykorzystanie linii bezpośredniej do połączenia wytwórcy z odbiorcą eliminuje ten problem – argumentuje szef PSEW.
Kolejna zaleta, na którą wskazuje, to zazielenianie polskiego przemysłu. – Coraz większe znaczenie dla konsumentów ma ślad węglowy konsumowanych przez nich produktów, co oznacza, że przemysł potrzebuje coraz większej ilości energii odnawialnej dostarczanej bezpośrednio do fabryk i zakładów wytwórczych – przekonuje. Uważa, że zwiększenie energii z OZE będzie także miało znaczenie dla inwestorów zagranicznych. – Coraz istotniejszym argumentem przemawiającym za napływem bezpośrednich inwestycji zagranicznych jest bezpośredni dostęp do energii odnawialnej – mówi. Wskazuje również, że linia bezpośrednia jest niezbędna na potrzeby wytwarzania zielonego wodoru, który – jak uważa – będzie stanowił kluczowy element w transformacji energetycznej Polski.