Od 11 sierpnia nie można już importować go do UE z Rosji. Ceny surowca biją rekordy, ale państwa członkowskie zapewniają, że nie mają sygnałów o łamaniu embarga. Cała „27” poszukuje też alternatywnych źródeł dostaw.
Od 11 sierpnia nie można już importować go do UE z Rosji. Ceny surowca biją rekordy, ale państwa członkowskie zapewniają, że nie mają sygnałów o łamaniu embarga. Cała „27” poszukuje też alternatywnych źródeł dostaw.
Według szacunków Komisji Europejskiej zakaz importu rosyjskiego węgla ma pozbawić Kreml ok. 8 mld euro wpływów rocznie. Odbija się to na cenach surowca, które rosły, jeszcze zanim embargo weszło w życie. Popyt na węgiel cały czas zwyżkuje. Podobnie jak ceny uprawnień do emisji CO2. Jak wynika z sondy DGP przeprowadzonej w resortach odpowiedzialnych za energetykę w wybranych państwach UE, stolice znalazły nowe źródła zaopatrzenia – m.in. w Kolumbii, RPA i Australii – a samo embargo nie jest łamane. Jego efektem może być natomiast zapaść gospodarcza w rosyjskim obwodzie kemerowskim, sercu przemysłu węglowego. Władze regionalne szukają nowych kierunków zbytu, ale przeszkadza im w tym ograniczona przepustowość Kolei Transsyberyjskiej
Embargo na rosyjski węgiel to część piątego pakietu sankcji nakładanych przez UE od początku wojny w Ukrainie. W zeszłym roku wszystkie 27 państw członkowskich – według danych Światowego Forum Ekonomicznego – wydało 99 mld euro na import rosyjskich węglowodorów. Według wyliczeń Komisji Europejskiej zatrzymanie dostaw do Unii ma kosztować Rosję ok. 8 mld euro rocznie. Z kolei fińskie Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem szacuje, że od ataku na Ukrainę Rosjanie zarobili na eksporcie węgla ok. 12,6 mld euro, z czego za prawie 3 mld odpowiadała UE. W zeszłym roku z kierunku rosyjskiego pochodziła ponad połowa sprowadzanego na Stary Kontynent węgla, a w przypadku węgla opałowego udział ten wynosić miał nawet 70 proc. Choć KE podkreśla, że przestrzeganie embarga to domena władz krajowych, a sama Bruksela jedynie monitoruje ten proces, to jak na razie nie ma poważniejszych sygnałów, jakoby któreś europejskie spółki łamały zakaz.
Tylko 10 państw członkowskich nie miało w ubiegłym roku udziału węgla w swoim miksie energetycznym. Pozostałe 17 państw wyznaczyło sobie cele całkowitej rezygnacji z surowca, a ostatnim, który do tego doprowadzi, ma być w 2049 r. Polska.
Czeskie ministerstwo przemysłu i handlu poinformowało DGP, że węgiel z Rosji został zastąpiony innymi źródłami, w tym krajowymi, jednak nie dysponuje jeszcze danymi dotyczącymi konkretnych transakcji. Praga podkreśla, że w 2020 r. importowała z Rosji jedynie około 58 tys. t antracytu i ok. 283 tys. t węgla energetycznego, a całkowita zależność od paliw kopalnych z Rosji wyniosła w Czechach w 2020 r. jedynie 1,7 proc. ogólnego zużycia.
Niemiecki resort gospodarki i ochrony klimatu zapewnił DGP, że nie ma obecnie żadnych informacji o łamaniu zakazu importu węgla z Rosji, który został zastąpiony dostawami m.in. z RPA i Kolumbii. Ministerstwo kierowane przez Roberta Habecka zaznaczyło jednak, że to firmy na własną odpowiedzialność decydują, skąd sprowadzają surowiec.
Włochy z kolei zmniejszyły prawie dwukrotnie import rosyjskiego węgla energetycznego. Jeszcze w styczniu sprowadzały go – według danych przekazanych DGP przez włoski resort transformacji energetycznej – w ilości 630 tys. t, podczas gdy w czerwcu było to już tylko 340 tys. t. Włosi sprowadzają dziś węgiel m.in. z: Hiszpanii, Kazachstanu, RPA, Kolumbii, Indonezji i Australii.
Podobnie jak w większości państw również w Holandii rynek energetyki węglowej opiera się na prywatnych spółkach. W przeciwieństwie do pozostałych państw członkowskich Holandia – jak przekazało DGP ministerstwo gospodarki i polityki klimatycznej – nie prowadzi żadnego centralnego nadzoru nad źródłami importu węgla. W związku z tym, jak dodał resort, Holandia nie dysponuje danymi dotyczącymi zastąpienia rosyjskich dostaw. Jeden z rzeczników ministerstwa Pieter ten Bruggencate zapewnił jednak DGP, że według informacji od elektrowni węglowych żadna ze spółek nie miała problemów z zastąpieniem węgla rosyjskiego surowcem z innych państw. Dotychczas był to głównie węgiel z Kolumbii, Stanów Zjednoczonych i Australii.
Polski resort klimatu nie odpowiedział na nasze pytania o zastąpienie przez spółki energetyczne dostaw z Rosji alternatywnymi źródłami. Polska zdecydowała jednak o zakazie importu węgla z Rosji jeszcze przed unijnym embargiem, choć uzależnienie od tego kierunku wynosiło ponad 80 proc. Alternatywnymi źródłami dostaw są dla Warszawy m.in.: USA, Australia, Indonezja, RPA, Mozambik, Kanada czy Kolumbia.
Choć europejscy importerzy przygotowywali się na zatrzymanie dostaw z Rosji od miesięcy – najpierw gromadząc zapasy, a potem stopniowo ograniczając swoje zakupy z tego kierunku (np. w czerwcu z Rosji sprowadzono już tylko ok. 1,7 mln t węgla, o ponad połowę mniej niż w poprzednim miesiącu) – od początku miesiąca ceny wystrzeliły w górę już o ponad jedną trzecią, a w porównaniu do zeszłego roku przebicie jest czterokrotne. Cena tony paliwa z dostawą na wrzesień przekroczyła w poniedziałek 410 dol., przekraczając rekordowy poziom 400 dol. z marca tego roku. Bije tym samym ceny u polskich producentów nawet po ostatnich podwyżkach ogłoszonych chociażby przez Polską Grupę Górniczą (średnia cena tony węgla opałowego sprzedawanego przez PGG to ok. 1200 zł). Znacznie droższy jest za to łatwiej dostępny węgiel oferowany przez składy węglowe – tam ceny zaczynają się od 2,5–3 tys. zł, a kończą nawet na 4. Na to wszystko nałożyły się problemy logistyczne związane m.in. z historycznie niskimi poziomami europejskich rzek, wykorzystywanych do transportu węgla. Według danych branży w portach zablokowanych może być nawet 8 mln t surowca.
Mimo że Europa wprowadziła zakaz importu ponad cztery miesiące po polskim embargu, też nie jest wolna od obaw o dostępność węgla. Oprócz kwestii logistycznych wynika to przede wszystkim z rosnącego zapotrzebowania na węgiel, który dla wielu krajów UE – na czele z Niemcami – stanowi główną alternatywę dla bardziej problematycznego gazu.
W ślad za popytem na węgiel rosną także ceny unijnych pozwoleń na emisje CO2, które pod koniec tygodnia były najbliżej w historii przekroczenia symbolicznego pułapu 100 euro za tonę. Zwiększone zainteresowanie to skutek rosnącego pesymizmu dotyczącego perspektyw przywrócenia równowagi na rynkach, w tym w szczególności na rynku gazu, z czym może się wiązać utrzymanie się podwyższonego zapotrzebowania na węgiel. Wysokie koszty dwutlenku węgla to problem zwłaszcza dla najbardziej emisyjnej w UE energetyki polskiej, która na każdą megawatogodzinę prądu emituje ponad 700 kg CO2.
Rosyjski węgiel coraz skuteczniej zastępują jednak na europejskim rynku alternatywne kierunki, takie jak m.in.: RPA, Australia, Indonezja, Kolumbia czy USA. A według analityków S&P grono kluczowych dostawców surowca dla Europy rozszerza się o nowych graczy: Kazachstan, Nigerię czy Tanzanię.
Z ich danych wynika, że do tej pory na nasz kontynent sprowadzono w tym roku prawie 3 mln t węgla z Kazachstanu, 3,5 razy więcej niż w całym roku ubiegłym. ©℗
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama