Trudne czasy szybko się nie skończą. W najbliższym czasie nie ma szans na wzrost cen węgla - mówi w rozmowie z DGP Jarosław Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej
Panie prezesie, we wtorek wieczorem lub w środę rano mają być znane wyniki referendum rozpisanego w kopalniach należących do JSW w sprawie rozpoczęcia akcji protestacyjno-strajkowej. Jakiego wyniku pan się spodziewa?
Te wyniki de facto znamy już teraz. Wszystkie referenda, jakie były dotychczas regularnie rozpisywane przez związki zawodowe w JSW, kończyły się wynikiem 94–98 proc. głosów „za”, niezależnie od pytania. Zresztą te pytania są zawsze stawiane właśnie w taki sposób, by pracownik odpowiedział twierdząco. W polskim prawie nie jest nigdzie napisane, jakie zasady obowiązują przy stawianiu pytań referendalnych. Dlatego też w referendach w JSW są to zawsze pytania typu: czy chcesz być młody, piękny i bogaty? Nie ma się więc co dziwić, że wyniki są takie, a nie inne.
Jeśli faktycznie rezultaty będą tak przytłaczające, jak pan mówi, to już w środę rozpocznie się najpewniej akcja protestacyjno-strajkowa. Jak może to wyglądać?
Nie wiem, szczególnie że temperament strony społecznej w Jastrzębiu jest duży. I od lat demonstrowany podczas najróżniejszych protestów. W 2009 r., kiedy panował dotkliwy kryzys, mieliśmy duży protest, w którym uczestniczyło 2,5 tys. osób. W znacznej części byli to emeryci, którym związki płacą za przyjście na manifestację po 50 zł. Protestujący żądali, by nie skracać tygodnia pracy do czterech dni. Z powodu sytuacji ekonomicznej zarząd zdecydował się na taki krok i przez trzy miesiące załogi kopalń, mimo tych wszystkich protestów, pracowały w takim właśnie trybie. Dwa lata później JSW wchodziła na giełdę. W rozpisanym przez związkowców referendum pracownicy sprzeciwili się prywatyzacji i giełdowemu debiutowi spółki. Mimo to JSW została sprzedana i od tamtego czasu jest notowana na GPW.
Czyli wychodzicie z założenia, że psy szczekają, a karawana idzie dalej?
Zarząd jest zobowiązany kodeksem spółek handlowych do jak najlepszego dbania o sprawy JSW. Dlatego będziemy to robić, nie patrząc na humory 103 liderów związkowych. Trzeba sobie bowiem wreszcie jasno powiedzieć: polskie kopalnie nie należą do panów związkowców. To nie jest ich prywatny folwark, na którym mogą robić, co im się żywnie podoba. Nie oni też dyktują warunki gry. Firmy w Polsce mają dziś konkretnego właściciela – jest nim właściciel prywatny albo państwo polskie. Dlatego reguły gry dyktuje dzisiaj ekonomia. I dlatego zarząd, który ma legitymację właściciela, tak będzie kierował firmą, aby spełnić wymogi ekonomii, ale także odpowiedzialności społecznej. Właśnie dlatego w JSW nie likwidujemy miejsc pracy, nie zamykamy kopalń, ale żeby zbilansować firmę i przystosować ją do trudnego okresu niskich cen, musimy przeprowadzić pewne działania oszczędnościowe. Dlatego zagrożone – podkreślę „zagrożone” – mogą być niektóre przywileje naszych pracowników. O części tych bonusów decyduje sam zarząd – chodzi np. o premię bhp czy premię produkcyjną, a część jest zagwarantowana prawnie, ale zarząd może decydować o formie wypłaty. To może dotyczyć 14. pensji, którą być może wypłacimy w ratach. Tylko w górnictwie w ciągu trzech miesięcy wypłaca się pięć pensji. Problem w tym, że górnictwo już tego finansowo nie wytrzymuje. A trudny okres jeszcze potrwa, bo w najbliższym czasie nie ma szans na wzrost cen węgla.
Jak długo ceny pozostaną na tym poziomie?
Zakładamy, że po spadku cen z 300 dol., do ok. 120 dol. za tonę, taki ich poziom utrzyma się przez najbliższe dwa-trzy lata. Nie mamy więc co liczyć na wzrost cen naszego podstawowego produktu.
Związkowcy wysuwają postulaty płacowe. W kopalni Knurów-Szczygłowice, która trafiła do JSW w połowie zeszłego roku, chcieliby np. podwyżek rzędu 3 tys. zł brutto dla górników dołowych. Co pan na to?
Jeśli spółkę będzie na to stać, jeśli będziemy mieć na to pieniądze, zapewne tak zrobimy. Przyznaję, że pobory we wszystkich kopalniach należących do grupy powinny być na takim samym poziomie. Dlatego przeprowadzimy proces standaryzacji wynagrodzeń.
Premier Ewa Kopacz powiedziała ostatnio, że w JSW, a także w Katowickim Holdingu Węglowym, mógłby się sprawdzić podobny program jak ten, który ma być wdrażany w Kompanii Węglowej.
Jeśli mielibyśmy iść dokładnie taką samą ścieżką, musielibyśmy część kopalń przekazać do SRK, czyli do likwidacji. W JSW są lepsze i gorsze kopalnie, ale dopóki mamy przekonanie, że istnieją rezerwy, które mogą być wykorzystane, to decyzji o przekazaniu do SRK nie podejmiemy. Mamy otwartą tę drogę, jednak na taki krok będziemy mogli się zdecydować dopiero wtedy, gdy wyczerpiemy wszystkie możliwości podniesienia efektywności kopalń.
Drugi element programu dla KW to utworzenie nowej spółki, do której trafią kopalnie. I w tym samym kierunku pójdziemy także w Jastrzębiu. To pozwoli nam na inne niż dotychczas organizowanie procesu produkcyjnego, np. wprowadzenie sześciodniowego tygodnia pracy czy nowego systemu płac, zakładającego optymalizację dodatkowych składników. Naszym celem jest bowiem stworzenie rozwiązań podobnych do tych, na jakich funkcjonuje już dziś kopalnia Silesia.