Pod wpływem szokujących dowodów zbrodni z podkijowskiej Buczy w Europie wracają postulaty zatrzymania rosyjskich dostaw ropy, gazu i węgla.
Pod wpływem szokujących dowodów zbrodni z podkijowskiej Buczy w Europie wracają postulaty zatrzymania rosyjskich dostaw ropy, gazu i węgla.
O nowe drastyczne restrykcje apelują władze Ukrainy. Według szefa dyplomacji Dmytra Kuleby powinny one obejmować embargo na ropę, gaz i węgiel, zamknięcie portów dla rosyjskich jednostek i towarów oraz całkowite odcięcie Rosji od systemu SWIFT (do tej pory dostęp do niego utrzymano dla instytucji obsługujących płatności za surowce, m.in. Gazprombanku). Przewodniczący Rady Najwyższej Rusłan Stefanczuk ocenił z kolei, że kraje, które w dalszym ciągu podnosić będą wątpliwości wobec embarga na rosyjskie surowce, będą de facto godzić się na finansowanie ludobójstwa na Ukraińcach. – Każda baryłka ropy, każdy kilowat prądu, każda tona węgla zakupiona od Rosji jest teraz nasączona krwią pomordowanych przez raszystów (rosyjskich faszystów – red.) – podkreślił Stefanczuk. – Odrzucenie rosyjskich nośników energii to zasadniczy test na wierność zasadom i wartościom UE – dodał.
– Kolejny pakiet sankcyjny jest już w przygotowaniu – poinformował w niedzielę przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. Jak zaznaczył, UE wspiera ukraińskie władze i organizacje pozarządowe w dokumentowaniu zbrodni. Pilne prace nad nowymi restrykcjami zapowiedział też szef unijnej dyplomacji Josep Borrell. Już jutro dalsze działania mają przedyskutować unijni ambasadorowie.
Co kluczowe, większą elastyczność wobec sankcji na nośniki energii mogą wykazać Niemcy, które odgrywały główną rolę w blokowaniu tej ścieżki w dotychczasowych pakietach unijnych obostrzeń. Choć – według sondaży – embargo cieszy się poparciem większości niemieckiej opinii publicznej, Berlin proponował dotąd zamiast sankcji stopniowe wygaszanie importu ze Wschodu. Same Niemcy miały w ten sposób wyeliminować ze swoich dostaw rosyjską ropę w ciągu roku, a gaz – do 2024 r. Teraz minister obrony Christine Lambrecht stwierdziła jednak, że UE będzie musiała rozważyć także gazowe embargo. Choć zastępca kanclerza odpowiedzialny za sprawy gospodarki i klimatu Robert Habeck deklaruje, że Berlin pozostanie przeciwny temu rozwiązaniu, niemieccy politycy nie wykluczają już jednak wprost innych form sankcji surowcowych. A kanclerz Olaf Scholz zapowiada, że Władimir Putin i jego zwolennicy „odczują konsekwencje” swoich działań.
Sceptyczne stanowisko wobec sankcji energetycznych podtrzymuje Austria. Wczoraj szef dyplomacji tego kraju Alexander Schallenberg oświadczył, że Wiedeń nie poprze embarga. Eksperci i dyplomaci uważają jednak, że ani Austria, ani Węgry, które parę tygodni temu twierdziły, że nie poprą żadnej formy uderzenia w rosyjskie dostawy surowców, raczej nie zdecydują się na weto pakietu, jeśli swoje stanowisko zrewiduje Berlin.
Opierając się przed surowcowym embargiem, rząd Scholza tłumaczy swoje stanowisko potencjalnie niszczącym wpływem tego typu sankcji na gospodarkę, które – w ocenie niemieckiego rządu – mogłyby doprowadzić nawet do recesji czy masowego bezrobocia. Twierdzenia te były jednak kwestionowane przez ekspertów. Analiza niemieckiego zespołu badawczego ECONtribute wykazała, że maksymalny koszt zablokowania rosyjskich dostaw dla Niemiec to ok. 3 proc. PKB – mniej, niż wyniosły straty gospodarki naszych sąsiadów związane z pandemią koronawirusa. Nieco bardziej boleśnie skutki embarga mogłyby odczuć kraje leżące na wschodzie UE, m.in. Słowacja, Bułgaria, Czechy czy Finlandia.
Znacznie wyższą cenę energetycznych sankcji poniosłaby jednak Rosja. Według agencji Bloomberga Kremlowi groziłaby utrata większości z szacowanych na ponad 320 mld dol. tegorocznych przychodów z opłat za surowce. Z wyliczeń Instytutu Międzynarodowych Finansów wynika, że embargo, nie licząc kosztów pośrednich, przyczyniłoby się do spadku rosyjskiego PKB o 10 proc. i wywołało głęboki kryzys finansów publicznych.
Za zaostrzeniem sankcji, w tym o objęcie nimi dostaw ropy naftowej i węgla, opowiedział się wczoraj Emmanuel Macron, który do tej pory kładł nacisk przede wszystkim na dyplomatyczne metody zakończenia wojny. W obliczu zbrodni w obwodzie kijowskim oraz w nadmorskim Mariupolu konieczne – jego zdaniem – jest wysłanie sygnału, iż Europa jest gotowa do obrony swoich wartości. Zapowiedział jednocześnie koordynację działań z Niemcami.
O tym, że temat zablokowania rosyjskich dostaw węglowodorów wraca do unijnej debaty, mówi także szef MSZ Włoch Luigi Di Maio. Polityk zaznaczył, że Rzym na pewno nie zawetuje piątego pakietu unijnych sankcji. Embargo na gaz i ropę wprost poparł były premier Włoch oraz lider koalicyjnej Partii Demokratycznej Enrico Letta. Rosja odpowiada za ok. 40 proc. dostaw gazu ziemnego do tego kraju.
Presję na embargo zwiększają także wcześniejsi zwolennicy tego rozwiązania, przede wszystkim Polska i jej sojusznicy z krajów bałtyckich. Po tym, jak postulatu tego nie udało się przeforsować na marcowym szczycie w Brukseli, rząd w Warszawie miał zamiar przekonywać partnerów do łagodniejszego rozwiązania w postaci specjalnego podatku, który miałby obciążyć rosyjskie węglowodory. W obliczu nowej fali presji na polityków europejskich związanej z ujawnionymi świadectwami zbrodni na Ukraińcach Polska wraca jednak na wcześniejsze, bardziej zdecydowane stanowisko.
„Unia musi jak najszybciej zerwać wszystkie handlowe stosunki z Rosją. Europejskie pieniądze muszą przestać płynąć na Kreml. Bandycki i coraz bardziej totalitarny reżim Putina zasługuje tylko na jedno – na takie SANKCJE, KTÓRE WRESZCIE ZACZNĄ DZIAŁAĆ!” – napisał w niedzielę na Facebooku premier Mateusz Morawiecki. Za postulatem tym lobbują w UE także przedstawiciele polskiej opozycji. O poparcie embarga przez Europejską Partię Ludową – największe ugrupowanie w PE – zabiegają m.in. deputowani Koalicji Obywatelskiej. ©℗
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama