Czeska opozycja podważa ugodę w sprawie polskiej kopalni w Turowie, którą na początku lutego podpisali premierzy obu krajów.
Czeska opozycja podważa ugodę w sprawie polskiej kopalni w Turowie, którą na początku lutego podpisali premierzy obu krajów.
W dokumencie, którego treść była negocjowana przez ponad pół roku, Polacy zobowiązali się do zapłaty odszkodowania (45 mln euro) oraz działań na rzecz ochrony środowiska w związku z oddziaływaniem kopalni węgla w Turowie. Tymczasem były szef czeskiego rządu Andrej Babiš i eksminister środowiska Richard Brabec krytykują warunki umowy i chcą, by przyjrzał się jej czeski parlament. Jeżeli punkt dotyczący porozumienia między Republiką Czeską a Polską w sprawie Turowa nie zostanie wpisany do agendy, posłowie partii ANO (do której należą obaj politycy) będą zbierać podpisy w celu zwołania nadzwyczajnego posiedzenia w tej sprawie.
Zarówno Brabec, jak i Babiš prowadzili pierwszą turę negocjacji, które zakończyły się niczym jesienią zeszłego roku tuż przed wyborami w Czechach. Teraz krytykują obecny rząd przede wszystkim za to, że zgodził się na pięcioletni termin ważności umowy. I uważają, że również inne warunki są niekorzystne dla Czech.
Według hetmana kraju libereckiego, którego mają dotyczyć działania naprawcze, Martina Půty, przedstawiciele poprzedniego rządu mieli okazję wynegocjować lepsze warunki jesienią ub.r., ale specjalnie nie doprowadzili do porozumienia, bo bali się zawrzeć ugodę na krótko przed wyborami parlamentarnymi.
Půta już wcześniej mówił (i w DGP, i w czeskich mediach), że wówczas możliwe było wynegocjowanie siedmioletniego nadzoru sądowego i wyższego odszkodowania. Zarówno Babiš, jak i Brabec odpierali zarzuty, twierdząc, że to zwykłe kłamstwo, ich zdaniem to Polska czekała na „nowy słaby rząd”.
Sprawa wywołuje nadal duże emocje również wśród organizacji pozarządowych. W niedzielę w centrum Pragi protestowało kilkaset osób. „Pieniędzy nie da się pić” – to jedno z ich haseł, nawiązujące do ryzyka zanieczyszczenia wód. Organizacje chcą też pozwać rząd za brak ochrony swoich obywateli.
Jednak według premiera Petra Fiali to jego gabinet, w odróżnieniu od poprzedników, zadbał o interesy Czechów. Martin Smolek, czeski wiceminister spraw zagranicznych, który negocjował umowę, podkreślał, że czekanie na rozstrzygnięcie Trybunału Sprawiedliwości UE (skarga Pragi została wycofana po podpisaniu ugody) wcale nie byłoby korzystne. Już wstępna opinia rzecznika generalnego TSUE nie była we wszystkich punktach rozstrzygająca na rzecz Czechów. „Małe dziecko umiałoby policzyć, że porozumienie przynosi nam o wiele więcej, niż mogłoby orzeczenie sądu” – mówił w mediach Smolek.
W umowie Polska (poza wypłatą odszkodowania) zobowiązała się, że nie będzie kontynuować wydobycia w Turowie w kierunku granicy z Czechami, a prace nie będą pogłębione poniżej 30 m poniżej poziomu morza (chyba że zostaną podjęte dodatkowe środki ochraniające wody gruntowe).
Polacy umowę określają mianem sukcesu. Konsekwentnie odmawiają Brukseli zapłaty kar zasądzonych za brak wstrzymania wydobycia w kopalni w czasie trwania sporu. Dlatego Komisja Europejska dokona potrąceń z bieżących płatności dla Polski, być może już na dniach, za dwa okresy naliczania kar – od 20 września do 19 października 2021 r. oraz od 20 października do 18 listopada 2021 r. Chodzi więc o kwotę ok. 30 mln euro.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama