Koreański KHNP przedstawił w piątek plan budowy elektrowni jądrowej w Polsce. Jego oferta ma być tańsza od konkurencyjnych nawet o 30 proc.

Korea Hydro & Nuclear Power (KHNP) chce wybudować sześć reaktorów jądrowych APR1400, o łącznej mocy wytwórczej 8,4 GW. Do końca marca ma złożyć wstępną propozycję będącą podstawą do dalszych rozmów.
To trzeci gracz, który oficjalnie zapowiedział ubieganie się o kontrakt w Polsce. Wcześniej ofertę na cztery lub sześć reaktorów o łącznej mocy 6,6 bądź 9,9 GW w dwóch albo trzech lokalizacjach złożył francuski EdF. W grę wchodzą również reaktory AP1000 od japońsko-amerykańskiego Westing house o mocy 1,1 GW każdy.
Koreańczycy chcą pokonać konkurencję terminową i zgodną z pierwotnym kosztorysem realizacją projektu. Podczas konferencji prezes KHNP podkreślił, że francuski EdF ma z tym problemy przy swoich projektach w Finlandii czy we Francji. – Nasz projekt w Zjednoczonych Emiratach Arabskich jest realizowany w terminie i bez przekroczenia budżetu – przekonywał prezes KHNP Jae Hoon Chung.
Jednak możliwość wykorzystania koreańskiej technologii w Polsce budzi kontrowersje. Jak bowiem wskazywał w kwietniowym wywiadzie dla DGP Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, oparta jest ona na pomysłach z USA. A to sprawia, że Koreańczycy muszą uzyskać zgodę tamtejszych władz. Potwierdził to również w wywiadzie dla DGP Mirosław Kowalik, prezes Westing house Electric Poland. Zdaniem strony koreańskiej nie ma takiego problemu. – To pewnego rodzaju narzędzie marketingowe, które stosuje firma amerykańska – przekonywał prezes KHNP.
Jednocześnie koreańska propozycja ma być tańsza od ofert z Francji i USA – nawet o 30 proc. Oficjalnie kwota nie jest jeszcze znana. Wiadomo jednak, że cztery bloki francuskiego EDF są wyceniane na 33 mld euro, a wariant z sześcioma oznacza koszt 48,5 mld euro – o czym donosił Business Insider. Z kolei we wrześniu poinformowano o podpisaniu memorandum między Ukrainą a Westinghouse w sprawie budowy pięciu reaktorów AP1000. Wartość projektu to ok. 26 mld euro.
Wszyscy trzej wykonawcy podkreślają, że są gotowi sprostać polskim planom, które zakładają budowę wodnych reaktorów ciśnieniowych. Do 2033 r. miałby powstać pierwszy blok o mocy 1–1,6 GW, później co dwa–trzy lata mają być oddawane kolejne – tak by łącznie powstało ich sześć o mocy ok. 9 GW. Wybrany partner miałby przejąć 49 proc. udziałów w projekcie.
Wiosną wydawało się, że najbliżej zdobycia kontraktu nad Wisłą są Stany Zjednoczone. Dowodem tego była podpisana z nimi w lutym umowa o „współpracy w celu rozwoju programu energetyki jądrowej wykorzystywanej do celów cywilnych oraz cywilnego przemysłu jądrowego w Rzeczpospolitej Polskiej”.
– Jeszcze kilka miesięcy temu mogło się wydawać, że to Amerykanie są opcją, do której najbardziej skłania się polski rząd. Niedawno jednak dało się zauważyć zwrot ku Francji. Paryż może okazać się cennym sojusznikiem w energetycznym sporze z Niemcami, którzy woleliby marginalizować rolę atomu w zielonej transformacji – mówi Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka.
Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch przyznał na antenie Radia Zet, że podczas odbywającej się pod koniec października rozmowy z Emmanuelem Macronem prezydent Andrzej Duda zapewniał, iż Polska jest gotowa rozważyć francuską propozycję.
Z kolei w piątek prezes KHNP wraz z koreańskim ministrem handlu przemysłu i energii Moon Sung-Wook spotkali się z Piotrem Naimskim oraz Adamem Guibourgé-Czetwertyńskim, wiceministrem w resorcie klimatu i środowiska. Przedstawiciele obu państw powołali wspólny komitet ds. współpracy energetycznej. ©℗