Ponad 2 mln zł – tyle mamy płacić każdego dnia za to, że kopalnia w Turowie nie wstrzymała wydobycia. Jak się dowiedział DGP, to nie przyśpieszy ugody z Czechami.

Nasi rozmówcy twierdzą, że lepiej jest płacić kary, niż dogadać się z Pragą. Również Czesi są rozgoryczeni. – Polska będzie dorzucać się do budżetu Unii, a my nie będziemy mieli żadnych korzyści – mówi DGP Martin Puta, wojewoda libereckiego regionu, którego dotyczy spór.
Decyzję podjął wczoraj Trybunał Sprawiedliwości UE. Praga domagała się kary w wysokości 5 mln euro dziennie; TSUE orzekł 500 tys. euro. Sankcję finansową będziemy musieli płacić do momentu wydania ostatecznego wyroku. Rozprawę zaplanowano na listopad i jeśli wówczas doszłoby do rozstrzygnięcia, rachunek za Turów przekroczy 20 mln euro.
Polski rząd bowiem nie zamknie kopalni; wstrzymanie jej prac zagrozi stabilności systemu elektroenergetycznego – oświadczył rzecznik prasowy rządu Piotr Müller. Decyzja w sprawie kar zapadła na chwilę przed tym, gdy Warszawa będzie siadać do negocjacji w sprawie wydatkowania 76 mld euro z najnowszej perspektywy finansowej.
Decyzja TSUE na pewno nie wpłynie pozytywnie na i tak już fatalny klimat na linii Warszawa–Bruksela.
W świetle problemów, jakie napotkał Krajowy Plan Odbudowy, pojawiają się obawy, czy nie czeka nas powtórka.
Plan wydania eurofunduszy z polityki spójności w latach 2021–2027 zapisany jest w projekcie Umowy Partnerstwa. – Dokument zostanie przekazany do Komisji Europejskiej po przyjęciu przez rząd, co jest planowane na przełomie września i października – informuje nas Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej.
Cieniem na rozmowy kłaść się będzie spór o praworządność. Sytuację może zaognić zaplanowane na jutro posiedzenie TK w sprawie prymatu prawa krajowego nad unijnym. Do tego UE wciąż blokuje nam Krajowy Plan Odbudowy, w ramach którego chcemy pozyskać 24 mld euro grantów.
Choć termin na wydanie opinii przez KE minął na początku sierpnia, KPO wciąż jest „zamrożony”
Jeśli Polska nie zaprzestanie wydobycia w kopalni węgla brunatnego w Turowie i kara zacznie być naliczana, będzie to pierwsza tego typu sankcja finansowa w historii UE. Wczoraj rzecznik rządu wykluczył możliwość zawieszenia pracy kopalni. Do tej pory nie zdarzyło się, by jakiś kraj był karany finansowo za niezrealizowanie zabezpieczenia TSUE. Najbliżej tego także była Polska – w czasie sporu o wycinkę w Puszczy Białowieskiej. Wówczas TSUE postanowił o karze 100 tys. euro dziennie, ale wycinka została wstrzymana. Dzisiaj zasądzona kara jest pięciokrotnie wyższa. Zacznie być naliczana po doręczeniu postanowienia.
Polska strona rozważa scenariusz polegający na płaceniu kar do momentu wydania orzeczenia przez TSUE, bez zawierania ugody z Czechami. – Czesi chcą nie tylko gotówki, ale także wielu innych ustępstw, które w przyszłości mogą okazać się kosztowne – zauważa jeden z naszych rozmówców. A nasi negocjatorzy oceniają, że orzeczenie trybunału może być mniej dotkliwe niż zarządzone środki tymczasowe, ponieważ dotyczy ono naruszenia prawa, na podstawie którego udzielono koncesji na wydobycie. Tyle że prawo już zostało zmienione, a na jego podstawie została wydana nowa koncesja. – Nawet jak wyrok będzie niekorzystny dla nas, to będzie mniej odczuwalny niż umowa i może być mniej dolegliwy niż środek tymczasowy – zauważa nasz rozmówca.
Czesi nie są wcale zadowoleni. – Z jednej strony wygraliśmy przed Komisją, ale nic na tym nie zyskujemy. Jeżeli to nie zmotywuje Polaków do podpisania ugody, to nie otrzymamy żadnych realnych rekompensat za działalność kopalni, o które walczymy – mówi w rozmowie z DGP Martin Puta, wojewoda libereckiego regionu, którego dotyczy spór. I dodaje, że mają poczucie, że nic im to nie da. Jego zdaniem to tylko zwiększy negatywne nastroje Polaków wobec Unii, a w Czechach zwiększy frustracje związane z poczuciem bezsilności w rozmowach z polską stroną. Jego zdaniem choć kara jest niższa niż to, czego żądali Czesi, to i tak jest pięć razy wyższa niż w przypadku Białowieży. Jak przekonuje, Czechom zależało na podpisaniu umowy, a kary unijne miały być jedną z form „motywacji” dla Polaków do zawarcia porozumienia. – Jeżeli go nie będzie, to na tych karach nic nie zyskamy – tłumaczy Puta.
Polsko-czeskie rozmowy o ugodzie, które toczą się od czerwca, stanęły w miejscu. A ostatnie spotkanie nawet odwołano – ponoć Polacy nie przygotowali dokumentów, które mieli mieć gotowe do kontynuacji rozmów.
By nie doszło do ściągania kar, należałoby natychmiast zrealizować środek tymczasowy, a więc zawiesić wydobycie. Do tej pory jednak w rządzie nikt nie brał pod uwagę takiej możliwości. Rząd podkreślał, że dalsze wydobycie to kwestia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Użył tego jako argumentu przed TSUE, który miał odwieść trybunał od zasądzenia kar i uchylić postanowienie o środku tymczasowym. Polska skierowała taki wniosek tuż po tym, gdy 7 czerwca Czesi wnieśli do TSUE o nałożenie kar. W swoim wniosku polski rząd powoływał się na wskazaną w regulaminie TSUE „zmianę okoliczności”. Wiceprezes trybunału Rosario Silva de Lapuerta uznała jednak, że argumenty przedstawione przez Polskę stanowią – co napisała we wczorajszym postanowieniu – „jedynie powtórzenie lub rozwinięcie argumentów” podnoszonych już wcześniej przez polską stronę. – Skierowany przez Polskę wniosek zmierzający do uchylenia tego postanowienia należy więc oddalić – podkreśliła de Lapuerta.
Na pewno rozstrzygnięcie nastąpiło wcześniej, niż spodziewała się strona polska, choć i tak miało zapaść do końca września. Także zarządzone kary są wyższe, niż spodziewali się nasi negocjatorzy. Uważali, że kara będzie dużo niższa niż chcieli Czesi, którzy domagali się 5 mln euro dziennie, ale po analizie poprzednich rozstrzygnięć za niewykonanie orzeczeń Polska liczyła się z połową sumy, którą zarządził TSUE. Na pewno polska strona krytycznie ocenia odrzucenie wniosku o uchylenie środka tymczasowego. Polacy argumentowali w nim, że zatrzymanie wydobycia do momentu wydania orzeczenia nie zmieni sytuacji hydrologicznej, natomiast spowoduje zalanie kopalni, co trwale wyłączy ją z użytku.
Sam pozew Czechów do TSUE jest rzadkością. To dziewiąta sprawa w historii TSUE, w której rząd jednego kraju pozywa inne państwo.
Janusz Piechociński, były wicepremier i minister gospodarki, uważa, że polski rząd dostał karę na własne życzenie. – Skala zaniechań, błędów, kłamstwa i wprowadzania opinii publicznej w błąd jest niewyobrażalna. Słyszeliśmy od czołowych polskich polityków, że możemy spać spokojnie, przyjęto fałszywą postawę, że sprawę można przemilczeć, bo nikt się na kary nie odważy. Teraz powinniśmy się cieszyć, że to nie 5 mln, a 0,5 mln euro – zauważa ©℗.
Współpraca Julita Żylińska