Gaz ziemny po raz kolejny notuje rekordowe ceny na europejskich giełdach.

521 mld rubli, czyli 27 mld zł – taki zysk w II kw. raportuje Gazprom. W porównaniu do tego samego okresu w 2020 r. wartość ta wzrosła ponadtrzykrotnie, a zanotowany wynik jest też o niemal trzy czwarte wyższy niż w analogicznym okresie przed pandemią. W całym ostatnim półroczu rosyjska spółka zarobiła prawie 970 mld rubli (51 mld zł). Wszystko to w warunkach, które coraz więcej komentatorów określa mianem gazowego kryzysu w Europie.
Wyniki Gazpromu to efekt m.in. zwiększonego zapotrzebowania na surowiec, związanego z gospodarczym odbiciem oraz stosunkowo długą i mroźną zimą. Według przedstawionych przez koncern danych w I półroczu 2021 r. sprzedał on Europejczykom o 23 proc. paliwa więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Sprzyja mu też sytuacja na rynkach globalnych. Ceny gazu są wysokie w dynamicznie odbijającej się pocovidowo Azji oraz w USA, gdzie ograniczenia krajowej produkcji ropy naftowej i gazu spowodował ostatnio huragan Ida. W Unii przyczyniają się do nich też rekordowe koszty pozwoleń na emisje, które po raz pierwszy przekroczyły próg 60 euro za tonę CO2. Ale na gruncie europejskim fluktuacje cenowe są także owocem dokonywanych przez Rosjan manipulacji dostawami.
W poniedziałek zakontraktowanie 1000 m sześc. gazu na październik kosztowało po raz pierwszy w historii notowań ponad 600 dol. Rekordowe ceny na europejskim rynku są związane z polityką Gazpromu, który od miesięcy prowadzi politykę ograniczania przepływów paliwa do Europy, rezygnując z rezerwowania rocznych i kwartalnych przepustowości przesyłowych na Jamale i trasie ukraińskiej. Bez dodatkowych dostaw problemy z zapasami gazu w nadchodzącym sezonie grzewczym mogą dotknąć m.in. Austrię, Holandię, Niemcy, Słowację i Ukrainę – wszystkie te kraje dysponują wyraźnie skromniejszymi zasobami magazynowymi niż wymagane, aby zagwarantować rezerwę na wypadek kolejnej długiej zimy. Łączne zapasy w europejskich magazynach są o ok. 30 mld m sześc. niższe niż w 2019 r. Polska jest pod tym względem stosunkowo bezpieczna z magazynami zapełnionymi w blisko 90 proc. Nawet jeśli tym razem pogoda okaże się łagodna i gazu wystarczy, obniżone zapasy będą oznaczać utrzymanie presji cenowej na surowiec, a co za tym idzie, także na ceny energii, co pośrednio może uderzyć w europejski przemysł.
Choć największy eksporter gazu dla Europy tłumaczy ograniczenia w dostawach awariami i zabiegami utrzymaniowymi na infrastrukturze, wielu analityków tłumaczy działania Gazpromu jako element presji na jak najszybsze dopuszczenie do użytkowania gazociągu Nord Stream 2. Sam rosyjski koncern utrzymuje, że stanie się to jeszcze w tym roku. W rzeczywistości jest jeszcze wiele niewiadomych. Tą najważniejszą jest kwestia wymaganej certyfikacji instalacji, z której w związku z amerykańskimi sankcjami wycofała się norweska spółka DNV GL. O bezpośrednim związku między NS2 a cenami gazu świadczy to, że krótkoterminowy spadek cen surowca wywołała deklaracja Gazpromu o zamiarze wysłania z jego pomocą do Europy 5,6 mld m sześc. jeszcze w tym roku.
Do opóźnień może się także przyczynić konieczność dostosowania NS2 do unijnej dyrektywy gazowej. O tym, że inwestycja nie zostanie wyłączona z jej reżimu, zdecydował w zeszłym tygodniu niemiecki sąd. Oznacza to obowiązek ustanowienia operatora niezależnego od dostawcy gazu i właściciela rury oraz udostępnienia gazociągu stronom trzecim. Ten ostatni wymóg w warunkach monopolu Gazpromu na eksport paliwa oznaczałby, że Rosja mogłaby wykorzystać tylko połowę przepustowości NS2. Stanowiłoby to cios zarówno w rentowność gazociągu, jak i związane z nim plany polityczne. Ograniczenie o 27 mld m sześc. możliwości przesyłowych NS2 mogłoby uniemożliwić Moskwie zakręcenie kurka z gazem płynącym przez Ukrainę, nawet po wygaśnięciu z końcem 2024 r. obowiązującego kontraktu z tym krajem.
Kontrolowana przez Gazprom spółka Nord Stream 2 AG wciąż nie zdecydowała, czy odwoła się od niemieckiego orzeczenia. Niezależnie od tego, czy sprawa stosowania unijnych przepisów wobec podbałtyckiego gazociągu ponownie stanie na wokandzie – tym razem decyzję musiałby podjąć Federalny Trybunał Sprawiedliwości w Karlsruhe – po stronie rosyjskiej dyskutowane są scenariusze rozwiązania niewygodnej sytuacji wokół NS2. Jednym z wariantów mogłoby być otwarcie rynku eksportowego dla konkurentów, o co zabiega Rosnieft. W ujawnionym niedawno przez „Kommiersant” liście do Władimira Putina szef koncernu Igor Sieczin sygalizuje, że dopuszczenie Rosnieftu do europejskiego rynku mogłoby pomóc ominąć unijne restrykcje wobec NS2.
Dziś na temat spornego gazociągu rozmawiać mają w Waszyngtonie prezydenci USA i Ukrainy Joe Biden i Wołodymyr Zełenski (więcej na stronie A15). Biały Dom porozumiał się wprawdzie z rządem Angeli Merkel co do warunków ukończenia NS2, ale w dalszym ciągu utrzymuje sceptyczne stanowisko wobec inwestycji, pozostaje też pod naciskiem jastrzębi z amerykańskiego Kongresu, a niedługo po ogłoszeniu amerykańsko-niemieckiego dealu nałożono kolejne sankcje na rosyjskie firmy zaangażowane w projekt. Na kilka dni przed spotkaniem Biden–Zelenski o powstrzymanie NS2 zaapelowała na łamach „New York Timesa” grupa ukraińskich polityków i intelektualistów. „Poparcie pana administracji dla NS2 wzmacnia rosyjskie możliwości szantażowania Ukrainy i Europy poprzez zatrzymanie lub ograniczanie dostaw gazu” – wskazują.