Rząd lada chwila da zielone światło dla podwyżek taryf za energię cieplną i podgrzewaną wodę. Przestrzega, że jeśli ceny ciepła nie wzrosną, wiele przedsiębiorstw może być postawionych w stan upadłości. Efekty możemy odczuć jeszcze w tym roku.
„Proponuje się umożliwić zmiany taryf dla ciepła, ze względu na istotną zmianę ceny uprawnień do emisji CO2, w sposób szybki, bez konieczności badania i analizowania całej taryfy dla ciepła. Umożliwi to zakończenie postępowania administracyjnego bez zbędnej zwłoki i pozwoli wprowadzić ją do stosowania, co umożliwi pokrycie rosnących gwałtownie kosztów emisji” – wynika z opisu szykowanego rozporządzenia, zawartego już w wykazie prac legislacyjnych resortu klimatu i środowiska. Dalej czytamy, że „brak takich działań może być przyczyną postawienia przedsiębiorstw w stan upadłości, w wyniku czego może być zagrożone bezpieczeństwo energetyczne odbiorców ciepła i mieszkańców w gospodarstwach domowych”.
Jak słyszymy, publikacja rządowego rozporządzenia taryfowego może być odpowiednio „obudowana”. – Być może zostanie połączona ze strategią dla ciepłownictwa, by pokazać, że oprócz ryzyka podniesienia cen, planowane są jakieś rozwiązania osłonowe i modernizacyjne – wskazuje osoba z resortu. Jakie? Na razie nie wiadomo.
Samorządy, w rękach których jest ponad 200 ciepłowni, nie mają złudzeń, że stoimy przed wyborem: albo wsparcie spółek z budżetu gminy, albo szukanie pieniędzy w ramach podwyżek dla mieszkańców. – Sądzę, że do końca tego roku dominować będzie kierunek, by próbować dokapitalizować spółki, zapewne kosztem ograniczania innych przedsięwzięć. Ale nie da się tak w nieskończoność i trzeba będzie w którymś momencie podwyższyć opłaty dla mieszkańców – prognozuje Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich (ZMP).
O jakich podwyżkach mowa? Wiele będzie zależeć od danej spółki ciepłowniczej. – Wciąż są takie spółki, gdzie wytwarzanie ciepła jest oparte w 100 proc. na węglu. Jeśli w ubiegłym roku ktoś zbudował taryfę i kupił uprawnienia do emisji CO2 w cenie 24 euro za tonę, a dziś płaci 44,5 euro, to te podwyżki mogą być nawet wyższe niż 10 proc. A jeśli ktoś ma strukturę wymieszaną, tzn. do wytwarzania ciepła częściowo ma źródła OZE czy gazowe, to podwyżki mogą być w mniej dotkliwe, np. w przedziale od 4 do 10 proc. – szacuje Jacek Szymczak, prezes zarządu Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie.
Jak dodaje, branża z niecierpliwością wyczekuje zielonego światła dla zmiany taryf. – Dzięki zmianie rozporządzenia w tegorocznych taryfach będzie można uwzględnić rekompensatę wynikającą z faktu, że w taryfach z 2020 r. nie było możliwości w pełni pokryć kosztów zakupu emisji CO2 – mówi Jacek Szymczak. Jak dodaje, zapowiadana doraźna inicjatywa ministerstwa jest pożądana, bo pomoże małym i średnim przedsiębiorstwom poprawić płynność finansową. – Na rynku działa ok. 400 firm ciepłowniczych, w naszej izbie mamy ok. 240. Z tej grupy około setki odpowiedziało na naszą sondę i z nich ok. 50 wskazało, że ma duży problem z wykupem praw do emisji CO2. Łącznie brakuje im 170 mln zł – wskazuje Szymczak.
Także eksperci uważają, że zmiana rozporządzenia to ruch, którego nie da się uniknąć. – To koło ratunkowe i trzeba je podać, bo dotychczasowy mechanizm taryfowy spowodował, że zjawiska kosztowe odzwierciedlały się w taryfach nawet z dwuletnim opóźnieniem. Dopóki koszty paliwa czy zakupu uprawnień CO2 były w miarę stabilne, to nikogo nie bolało, ale w ciągu dwóch lat ceny uprawnień CO2 skoczyły z 7 euro do 43 euro za tonę. Firmy musiały to odczuć – podkreśla Andrzej Rubczyński z Forum Energii.
Związek Miast Polskich, zrzeszający ponad 330 miast, także w ostatnim czasie podjął problem sytuacji finansowej ciepłowni. Jego przedstawiciele domagają się spotkania m.in. z ministrem klimatu i środowiska oraz prezesem URE. Chodzi im nie tylko o stan ciepłownictwa w świetle cen za emisję CO2, lecz także dyskusję o tym, jak państwo inwestuje w modernizację polskiej energetyki. – Naszym zdaniem przedsiębiorstwa ciepłownicze wnoszą opłaty za uprawnienia do emisji dwutlenku węgla w praktyce do budżetu państwa. Pieniądze te, zamiast służyć do modernizacji energetyki, są wydawane na różne, całkowicie dowolne cele, stanowiąc swoisty „podatek CO2” – przekonuje ZMP i dodaje, że tegoroczne wpływy budżetu państwa z tego tytułu szacowane są na co najmniej kilkanaście miliardów złotych.
Nasi rozmówcy z rządu zwracają jednak uwagę, że na ostatnim posiedzeniu Sejm przyjął ustawę, która pozwala utworzyć Fundusz Modernizacyjny. Środki z niego będą trafiać na modernizację polskiej energetyki. Fundusz zacznie funkcjonować od połowy 2021 r. i będzie bazował na środkach pochodzących ze sprzedaży przez Komisję Europejską uprawnień do emisji. Jak informuje resort klimatu i środowiska, Polska będzie największym jego beneficjentem, a prognozowana (zależna od cen uprawnień do emisji) pula środków dla naszego kraju w latach 2021–2030 to co najmniej 20 mld zł.