– Koszt ogrzewania, zwłaszcza w przypadku domu jednorodzinnego, może sięgnąć nawet 70 proc. wszystkich kosztów eksploatacji. To jest pozycja, na którą powinniśmy zwrócić największą uwagę – mówi Piotr Pawlak z firmy Rockwool.
Jednak mimo istnienia w Polsce systemu tzw. świadectw energetycznych, nabywcy czy wynajmujący mieszkania mają trudności ze sprawdzeniem kosztów ogrzewania. Zdaniem Pawlaka, system powinien być tak zaprojektowany, by ta kluczowa informacja, czyli szacowane koszty ogrzewania, była wprost podawana na świadectwie energetycznym i udostępnian potencjalnemu nabywcy.
– Polski system świadectw energetycznych został skonstruowany w taki sposób, że nie ułatwia kupującemu podjęcia decyzji – uważa Piotr Pawlak. – Taki dokument zawiera pewne parametry, na podstawie których można oszacować koszty ogrzewania. Jednak są one ukryte dosyć głęboko w samym formularzu świadectwa. Poza tym nie możemy być w 100 proc. przekonani, że znajdziemy w nim wiarygodną informację.
Wynika to z braku jednolitej i wiarygodnej metodologii oraz kontroli tego systemu.
– Proces przygotowywania świadectwa energetycznego opiera się na wielu założeniach, które mogą być dosyć uznaniowo przyjmowane przez firmy sporządzające świadectwa. Dlatego mogą powstać certyfikaty dla tego samego budynku, które od strony formalnej będą sporządzone poprawnie, natomiast różnice mogą sięgać kilkunastu procent. A to przekłada się również na koszty – zwraca uwagę Piotr Pawlak.
Zgodnie z unijnymi regulacjami niemal każdy budynek czy lokal powinien posiadać świadectwo charakterystyki energetycznej (pot. certyfikat energetyczny), czyli certyfikat wskazujący, ile zużywa energii. Chodzi głównie o wysokość rachunków za zużytą energię na potrzeby centralnego ogrzewania, przygotowania ciepłej wody użytkowej, klimatyzacji i wentylacji pomieszczeń i oświetlenia. Dzięki temu mieszkańcy UE mają mieć większą świadomość i możliwość wyboru energooszczędnych budynków.