Kolejny problem dla poszukujących gazu łupkowego w Polsce. Koncerny prowadzące wiercenia mogą mieć kłopoty z uzyskaniem zgód na pobór wody koniecznej przy szczelinowaniu, czyli na ostatnim etapie wierceń. A to dlatego, że dla 40 proc. kraju nie ma udokumentowanych tzw. zasobów dyspozycyjnych wód podziemnych. Białe plamy na hydrologicznej mapie kraju częściowo pokrywają się z pasem, w którym występują potencjalne złoża gazu.
Kolejny problem dla poszukujących gazu łupkowego w Polsce. Koncerny prowadzące wiercenia mogą mieć kłopoty z uzyskaniem zgód na pobór wody koniecznej przy szczelinowaniu, czyli na ostatnim etapie wierceń. A to dlatego, że dla 40 proc. kraju nie ma udokumentowanych tzw. zasobów dyspozycyjnych wód podziemnych. Białe plamy na hydrologicznej mapie kraju częściowo pokrywają się z pasem, w którym występują potencjalne złoża gazu.
Te białe plamy chce zlikwidować Państwowy Instytut Geologiczny, który ruszył z programem dokumentowania zasobów wody. Zła wiadomość dla firm poszukiwawczych jest taka, że to może potrwać do końca 2018 r.
– To kolejna bariera dla poszukiwań gazu łupkowego, a właściwie może uniemożliwić prowadzenie wierceń na szerszą skalę w ciągu najbliższych pięciu lat – ostrzega przedstawiciel jednego z koncernów zaangażowanych w poszukiwania.
W PIG uspokajają. – W pierwszej kolejności chcemy się skupić na dokumentowaniu regionów, w których prowadzone są odwierty – zapewnia Małgorzata Woźnicka, główny koordynator służby hydrogeologicznej w Państwowym Instytucie Geologicznym. Pierwsze prace dokumentacyjne w tych regionach zakończą się w latach 2014–2015.
Nie do końca jest jasne, czemu geolodzy problemem dostępu do wód podziemnych zajęli się dopiero teraz, skoro poszukiwania gazu z łupków prowadzone są już od kilku lat. – Prace nad dokumentowaniem zasobów były prowadzone już w latach 90., w tym czasie udokumentowano 60 proc. powierzchni kraju. Teraz przystępujemy do kolejnego etapu i intensyfikujemy prace – wyjaśnia Woźnicka.
Nie udało się nam dowiedzieć, czy miejsca, w których już doszło do szczelinowań, są oznaczone na mapach hydrologicznych, a jeśli nie – na jakiej podstawie koncerny poszukiwawcze otrzymały zgodę na wykorzystanie wody. Ministerstwo Środowiska oraz Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej nie odpowiedziały na nasze pytania. Być może jednak problemem nie jest pobór wody do jednego szczelinowania, lecz zapotrzebowanie na nią w sytuacji, kiedy szczelinowanie ruszy pełną parą. Na jeden otwór wykorzystuje się bowiem kilkanaście tysięcy metrów sześciennych wody. Jednak zwykle tych otworów jest więcej – na obszarze eksploatacji o powierzchni 100 km kw. wierci się ich ponad 60. To oznacza, że potrzeba tam jakieś 900 tys. m sześc. wody. To tyle, ile np. mieszkańcy 75-tysięcznej Piły zużywają przez cztery miesiące. Z danych resortu środowiska wynika, że zobowiązania koncesyjne firm wskazują, iż wykonają one do 2020 r. w sumie 270 odwiertów. Potrzeba będzie zatem około 4 mln m sześc. wody.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama