Ukraiński Naftohaz jest gotowy rozwiązać spór z Gazpromem na podstawie istniejących kontraktów. W ten sposób Ukraińcy odpowiedzieli na żądania Moskwy, aby Kijów zapłacił 7 miliardów dolarów za niedobór gazu w zeszłym roku.

W wydanym przez Naftohaz oświadczeniu napisano, że firma rozpatrzyła pismo Gazpromu i przesłała swoją odpowiedź. Podkreślono w niej, że spór musi zostać rozwiązany na bazie obowiązujących kontraktów. Dalszych szczegółów nie podano.

Specjaliści zaznaczają, że obydwie strony inaczej odczytują te dokumenty, Naftohaz twierdzi, że uprzedzał stronę rosyjską o tym, że będzie pobierał mniej paliwa. Gazprom przekonuje, że nieoficjalne ostrzeżenia nie wystarczą. Ekspert do spraw energetyki Dmytro Marunycz podkreśla, że istnieją dwa scenariusze rozwoju sytuacji albo kontraktami zajmą się prawnicy dwóch firm, albo sprawa trafi do Trybunału Arbitrażowego w Sztkoholmie. Dmytro Marunycz i inni eksperci rynku gazowego sceptycznie podchodzą do możliwości wybuchu nowej wojny gazowej.

Wczoraj ukraiński minister energetyki i przemysłu węglowego Eduard Stawycki stwierdził, że jego kraj nie ma żadnych zobowiązań wobec Gazpromu i regularnie płacił za dostarczany gaz.

Jednak rachunek dotyczy nie paliwa, które zostało kupione, a tego, które nie zostało pobrane, choć -według kontraktu- powinno być pobrane. Przy tym dotąd żadna ze stron nie ujawniła treści żądań Gazpromu. Nie wiadomo, jak obliczono sumę długu. Importować gaz na Ukrainę mają prawo dwie firmy: państwowy Naftohaz oraz spółka OstChem należąca do Dmytra Firtasza (formalnie zarejestrowana w Szwajcarii), biznesmena uznawanego dotąd za osobę związaną z prezydentem Wiktorem Janukowyczem.

Teoretycznie razem sprowadziły one minimalną ilość gazu, jednak żądania Gazpromu skierowane są tylko do Naftohazu, a suma została obliczona prawdopodobnie na podstawie różnicy między zobowiązaniami zawartymi w kontrakcie, a faktyczną ilością sprowadzoną przez ukraińską firmę państwową.