Zaprezentowany w poprzedni czwartek przez senatorów Partii Republikańskiej Teda Cruza i Partii Demokratycznej Jeanne Shaheen projekt przewiduje znaczne poszerzenie sankcji USA wymierzonych w podmioty gospodarcze zaangażowane w budowę Nord Stream 2.
Jak pisze dziennik, nowe amerykańskie prawo może szczególnie mocno uderzyć w niemieckie firmy i przyczynić się do dalszego opóźnienia budowy ukończonego już w 94 proc. gazociągu. "Handelsblatt" przewiduje, że może to spowodować wzrost napięcia w stosunkach między USA a rządem RFN, który politycznie wspiera inwestycję.
"Uważnie obserwujemy rozwój sytuacji w USA. Nasze stanowisko w sprawie eksterytorialnych sankcji jest jasne i znane. Odrzucamy je, ponieważ są sprzeczne z prawem międzynarodowym" - oświadczyła cytowana przez gazetę rzeczniczka ministra gospodarki Petera Altmaiera (CDU).
Sekretarz stanu w niemieckim MSZ Niels Annen (SPD) powiedział "Handelsbalttowi", że "groźby sankcji ze strony USA stanowią ingerencję w europejską suwerenność, którą odrzucamy". Zaznaczył, że podczas kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa spory między państwami nie powinny być eskalowane.
Urzędnik odpowiedział też na wysuwane przez stronę amerykańską argumenty, że rurociąg osłabia Ukrainę. Annen podkreślił, że UE udało się zabezpieczyć tranzyt gazu przez ten kraj, co obala główny argument przeciwników Nord Stream 2.
Sprawujący funkcję rzecznika ds. gospodarczych parlamentarnej frakcji współrządzącej chadeckiej partii CDU Joachim Pfeiffer przekazał dziennikowi, że inicjatywa amerykańskich senatorów jest "wrogim aktem przeciwko sojusznikom", wymierzonym w suwerenność Niemiec i Europy. Przekonywał też, że budowany gazociąg przyczyni się do dywersyfikacji szlaków transportowych i zwiększy konkurencyjność i bezpieczeństwo dostaw na europejskim rynku energii.
Jego odpowiednik z będącej w koalicji z CDU, socjaldemokratycznej SPD - Bernd Westphal - w rozmowie z "Handelsblattem" również zdecydowanie skrytykował inicjatywę amerykańskich parlamentarzystów. Zaznaczył, że Niemcy są suwerennym krajem, a "polityka energetyczna jest ustalana w Berlinie lub w Brukseli, a nie w Waszyngtonie".
Przewodniczący komisji ds. gospodarki i energii w Bundestagu, Klaus Ernst z partii Lewica wezwał na łamach gazety rząd federalny do bardziej zdecydowanych działań i przedstawienia własnych sankcji.
Przewodniczący organizacji reprezentującej interesy niemieckiego biznesu w Europie Środkowej i Wschodniej, Oliver Hermes zaznaczył, że uchwalenie przez USA nowych sankcji uderzyłoby w dziesiątki niemieckich i europejskich firm. Hermes wyraził na łamach "Handelsblatt" nadzieję, że Komisja Europejska i rząd RFN będą chroniły europejskie firmy przed zewnętrznymi wpływami.
Według budującej gazociąg spółki Nord Stram 2 AG, utrudnianie realizacji tego projektu jest lekceważeniem europejskich konsumentów, którzy, jeżeli jego budowa nie zostanie ukończona, zapłacą za gaz ziemny "miliardy więcej" - informuje gazeta.
Niemiecki dziennik zauważa, że by nowo proponowane sankcje weszły w życie, ustawa musi zostać zaakceptowana przez Senat i Izbę Reprezentantów oraz podpisana przez prezydenta Donalda Trumpa. Zdaniem "Handelsblatt" sankcje wobec Nord Stream 2 są jedną z niewielu spraw, w których zgadzają się ze sobą dwa obozy spolaryzowanej amerykańskiej sceny politycznej, tak że ich przegłosowanie w parlamencie nie powinno być trudne.
Jak przypomina gazeta, senator Cruz, który był już zaangażowany w uchwalenie poprzednich, ogłoszonych w grudniu 2019 r. sankcji, nazwał gazociąg "poważnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego USA", który "nie może zostać ukończony".
Stany Zjednoczone uzasadniają swą negatywną postawę wobec Nord Stream 2 tym, że jeszcze bardziej uzależniłby on Europę od dostaw gazu z Rosji i zwiększyłyby możliwości Rosji wywierania politycznego nacisku na kraje Unii Europejskiej. Stanowisko to podzielają również Polska i Ukraina.
W rezultacie ogłoszonych w grudniu 2019 roku amerykańskich sankcji szwajcarska firma Allseas wycofała swe układające rury na dnie Bałtyku statki z dalszego udziału w budowie Nord Stream 2. Długość brakującego jeszcze podmorskiego odcinka gazociągu wynosi w przypadku jednej z jego nitek 65 kilometrów, a drugiej 85 kilometrów.
Gazociąg budowany jest przez spółkę Nord Stream 2 AG zależną od rosyjskiego państwowego koncernu Gazprom. Partnerami Gazpromu w projekcie są zachodnie firmy energetyczne: austriacka OMV, niemieckie BASF-Wintershall i Uniper, francuska Engie i brytyjsko-holenderska Royal Dutch Shell.(PAP)