Zamrożenie przez koronawirusa globalnej gospodarki spowodowało ogromny spadek sprzedaży paliw i zapotrzebowania na prąd. Niektórzy tracą na tym miliardy.
Najboleśniej turbulencje na światowych rynkach dotknęły koncerny naftowe. Niemal wszyscy liderzy sektora wykazali znaczące obniżenie kluczowych wskaźników, a większość z nich zakończyła pierwsze trzy miesiące 2020 r. ze stratą rzędu od kilkudziesięciu milionów do kilku miliardów dolarów.
Kumulacja przyczyn
Pandemia COVID-19 i wprowadzane na całym świecie obostrzenia doprowadziły do załamania popytu na paliwa kopalne oraz spadku zapotrzebowania na energię elektryczną. Dodatkowo sytuację na rynku zaostrzyła wojna cenowa eksporterów ropy po tym, jak w marcu krajom zrzeszonym w OPEC+ nie udało się dogadać w sprawie ograniczenia produkcji surowca.
Największe straty spośród światowych gigantów, których raporty przeanalizowaliśmy, w pierwszym kwartale 2020 r. zanotowały BP, ConocoPhillips i PetroChina – na poziomie odpowiednio 4,4, 1,7, i 2,3 mld dol. Najlepiej radził sobie Chevron, który jako jedyny nie tylko zakończył pierwsze trzy miesiące roku na plusie, ale wręcz zwiększył swój zysk w stosunku do zeszłego roku. Wynik zawdzięcza przede wszystkim operacjom downstream, a więc przetwórstwu i
sprzedaży paliw. Pozycją stanowiącą największe obciążenie dla finansów spółek w kryzysowym kwartale były zwroty z inwestycji. Dlatego koncerny zapowiadają oszczędności i ograniczają swoje plany.
Wyników za pierwszy kwartał nie opublikowały jeszcze największe rosyjskie koncerny: Gazprom, Łukoil i Rosnieft. Dopiero dzisiaj swoje podsumowanie kwartału ma zaprezentować naftowy gigant z Brazylii – Petrobras. Także w ich przypadku spodziewać się należy co najmniej znaczącego pomniejszenia zysków.
W Polsce sezon odpisów
Na wynikach Orlenu w pierwszym kwartale, podobnie jak w przypadku innych europejskich koncernów paliwowych, zaważyły spadek sprzedaży paliw (tylko w marcu o 13 proc.) oraz przecena zapasów ropy. Zysk przed odsetkami, opodatkowaniem i amortyzacją wraz z wyceną zapasów (EBITDA LIFO) wyniósł 1,6 mld zł wobec 2 mld zł rok wcześniej. Ze względu na 2,5-mld odpisy spółka odnotowała 2,2 mld zł straty netto wobec 849 mln zł zysku netto rok wcześniej. Niskie ceny ropy miały też jednak dodatni wpływ na wyniki – pozwoliły spółce na poprawę marż handlowych na paliwach. Wyniki nie zmienią planów Orlenu. Zarząd zapowiedział kontynuację działań rozwojowych i niezmniejszanie tempa inwestycji. W 2020 r. chce na nie wydać 7,7 mld zł.
PGNiG przesunął publikację raportu kwartalnego z 14 maja na 4 czerwca. Zarząd już ogłosił jednak, że planowane odpisy w segmencie Poszukiwanie i Wydobycie pomniejszą skonsolidowany wynik operacyjny grupy o ok. 770 mln zł. W wywiadzie dla DGP pod koniec kwietnia prezes spółki Jerzy Kwieciński powiedział, że wpływają na to ceny gazu w Europie, które dziś są na poziomie historycznych minimów – ok. 6 euro za megawatogodzinę, ponad 100 proc. mniej niż rok wcześniej, oraz rekordowo niska cena ropy. – To nie jest dobra sytuacja dla naszego segmentu Poszukiwanie i Wydobycie, który do tej pory napędzał wyniki PGNiG, odpowiadając za prawie dwie trzecie EBITDA grupy – powiedział. Kwieciński podkreślał jednak, że wyniki operacyjne za pierwszy kwartał pokazują, że wobec poprzedniego roku
sprzedaż gazu wzrosła aż o 7 proc., podczas gdy np. na rynku energii elektrycznej są kilkuprocentowe spadki. Przyznał jednak, że drugi kwartał może być dla spółki dużo trudniejszy pod tym względem, bo w segmencie przedsiębiorstw zużycie będzie mniejsze.
Mniej prądu
Gorsze wyniki producentów
prądu wynikały ze zmniejszenia zapotrzebowania z powodu cieplejszej zimy i pandemii. W polskiej energetyce największy spadek zapotrzebowania, według najnowszych danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE), miał miejsce w kwietniu i pierwszych 10 dniach maja: odpowiednio o 9,87 i 9,63 proc. r/r. W marcu zużycie energii w MWh było o ok. 4 proc. niższe w porównaniu z marcem 2019 r., a w całym pierwszym kwartale krajowe zużycie spadło rok do roku o ok. 2 proc. Według opublikowanych 12 maja szacunkowych danych największy producent prądu w Polsce (40 proc. krajowej produkcji), Polska Grupa Energetyczna, osiągnęła w I kw. ok. 432 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypadającego akcjonariuszom jednostki dominującej, wobec ok. 585 mln zł rok wcześniej. Skonsolidowany zysk operacyjny powiększony o amortyzację i odpisy aktualizujące (EBITDA) wyniósł ok. 1,770 mld zł, przy czym EBITDA segmentu Energetyka Konwencjonalna wyniosła 497 mln zł, a segmentu Energetyka Odnawialna 193 mln zł.
Francuski EDF zaplanował publikację danych za I kw. dopiero na 14 maja, ale w połowie kwietnia podał, że ekonomiczne zamieszanie i spadek zapotrzebowania na
prąd wywołane koronawirusem negatywnie wpłyną na wiele biznesów grupy, zwłaszcza na wytwarzanie energii jądrowej (we Francji ok. 75 proc. prądu pochodzi z atomu). W związku z tym grupa zweryfikuje wszystkie swoje cele finansowe na lata 2020–2021. Niemiecki E.ON, właściciel innogy, odnotował w I kw. 189 mln euro straty netto wobec 487 mln euro zysku netto rok wcześniej. Co ciekawe, lider na rynku offshore, duńska firma Ørsted, która zawarła wstępne partnerstwo z PGE przy budowie morskich farm wiatrowych, odnotowała w pierwszych trzech miesiącach roku 33-proc. wzrost wyniku EBITDA. Firma podała, że nie przewiduje, aby COVID-19 znacząco wpłynął na jej tegoroczne zyski. Jednocześnie Ørsted poinformował, że podniósł udział OZE w swojej produkcji energii i ciepła z 80 do 90 proc.
Będzie lepiej?
Na rynku duże oczekiwania wiąże się z odbiciem po lockdownie, kiedy to poluzowanie kolejnych restrykcji spowoduje ożywienie aktywności gospodarczej i mobilności. Ale analitycy spodziewają się, że konsekwencje pandemii oraz obniżonego zaufania inwestorów wobec sektora naftowego – w tym w postaci upadłości niektórych mniejszych
firm – mogą dawać się we znaki jeszcze co najmniej przez kilka miesięcy.
W środę amerykański urząd informacji energetycznej (EIA) po raz kolejny obniżył swoje prognozy dotyczące krajowej produkcji ropy: wyniesie ona średnio 11,7 mln baryłek dziennie w tym roku, co oznacza spadek o pół miliona w stosunku do 2019 r., a w przyszłym roku spadnie do niespełna 11 mln. EIA spodziewa się też utrzymania relatywnie niskich cen surowca: w II kw. mają wynieść średnio 23 dol. za baryłkę, by w drugiej połowie roku wzrosnąć do 34 dol. Reuters podaje, że także kraje OPEC+ będą dążyły najprawdopodobniej do przedłużenia cięć produkcji.
Pandemia pogłębiła też kłopoty konwencjonalnej energetyki i górnictwa, co może przyspieszyć ruch, zwłaszcza prywatnych firm, w kierunku energii odnawialnej.
Kryzys uderzył w wydobycie z łupków
Firma Chesapeake Energy, będąca jednym z pionierów w dziedzinie produkcji gazu łupkowego, przyznała, że w związku z obniżonymi wskutek pandemii cenami ropy utraciła dostęp do finansowania i rozważa wszczęcie postępowania upadłościowego. Jak podaje Reuters, zadłużenie spółki z Oklahomy przekroczyło 9 mld dol. Tydzień przed podaniem tej informacji Chesapeake zapowiedziało wypłatę 25 mln dol. premii dla najwyższej kadry menedżerskiej. W ocenie komentatorów, błyskawiczny, oparty na długu rozwój Chesapeake i wieloletnie balansowanie na granicy straty czyni tę spółkę typową reprezentantką łupkowego boomu w USA, za sprawą którego w ciągu zaledwie kilku lat kraj ten wszedł szturmem na pozycję jednego z kluczowych producentów surowców energetycznych.
„Gwoździem do trumny” dla Chesapeake okazała się próba przestawienia głównego ciężaru działalności z produkcji gazu na produkcję ropy. Wkrótce ceny czarnego złota zaczęły spadać wskutek konfliktu cenowego Rosji i Arabii Saudyjskiej, a ostatecznym ciosem było załamanie popytu na energię związane z wprowadzanym w kolejnych krajach lockdownem. W kwietniu, w kulminacyjnym momencie kryzysu, cena baryłki ropy na amerykańskim rynku po raz pierwszy w historii spadła poniżej zera. Według ekspertów dla branży zabójczy jest już średnia cena 30 dol. za baryłkę.
Chesapeake to już kolejna spółka z sektora łupkowego, która traci płynność w związku z turbulencjami na światowych rynkach surowców energetycznych. W zeszłym miesiącu procedury upadłościowe uruchomiły m.in. Peers Whiting Petroleum oraz Diamond Offshore Drilling (także w ich przypadku – jak odnotowuje Reuters – poprzedziła je wypłata nagród dla zarządów). Portal energetyczny Fuse wskazuje, że już wcześniej rynek łupkowy cechował się znaczną niestabilnością; w latach 2015–2019 upaść miało ponad 200 amerykańskich producentów ropy i gazu. Zdaniem ekspertów, wciąż można spodziewać się jednak znaczącego pogorszenia sytuacji. Analitycy Rystad Energy szacują, że – jeśli przeciętna cena baryłki ropy utrzyma się na poziomie 30 dol. – tylko w tym roku upaść może ok. 70 firm z sektora ropy i gazu, a dla ustabilizowania sytuacji konieczny byłby wzrost notowań do 40–45 dol. Gdyby cena baryłki była niższa, bankructw może być parokrotnie więcej.