W ramach nowelizacji specustawy o COVID-19 z 30 marca br. wprowadzono przepis, który nie pozwala na wstrzymanie dostaw energii elektrycznej do odbiorców niepłacących w czasie epidemii. W ten sposób tarcza antykryzysowa ma chronić te firmy, w które najbardziej uderzyły skutki koronawirusa. Niestety wszystko wskazuje jednak na to, że ta ustawowa pomoc może się okazać iluzoryczna. Wprawdzie energia do przedsiębiorców dotrze bez przerw, lecz za kilka miesięcy mogą oni zapłacić znacznie wyższe rachunki niż normalnie. A to dlatego, że zadziałać może mechanizm dostaw rezerwowych, który już w 2018 r. przyprawiał przedsiębiorców o ból głowy.
Istota problemu leży zarówno w sposobie, w jaki ustawodawca zareagował, usiłując nieść pomoc odbiorcom w tarapatach finansowych (dość niefortunnym rozwiązaniem prawnym), jak i w możliwych skutkach rynkowych owego rozwiązania. Powstaje też pytanie, czy moment na takie kroki nie był przedwczesny i czy problem rozwiąże się wraz z końcem epidemii? Ale po kolei.

Ciągłość dostaw

W specustawie, czyli ustawie z 31 marca 2020 r. o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2020 r. poz. 568; 695), przyjęto, że w okresie epidemii nie stosuje się przepisów upoważniających dystrybutorów energii lub paliw gazowych do wstrzymania dostaw, w przypadkach gdy odbiorca zwleka z zapłatą za świadczone usługi. Konkretnie w art. 11 zapisano, że art. 6a ust. 3 oraz art. 6b ust. 1 pkt 2 i ust. 2 i 3 ustawy z 10 kwietnia 1997 r. – Prawo energetyczne (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 755; ost.zm. Dz.U. z 2020 r. poz. 567) „nie stosuje się w czasie stanu zagrożenia epidemicznego i stanu epidemii”. To w praktyce znaczy, że sprzedawcy uniemożliwiono zgłoszenie żądania, aby dystrybutor wstrzymał dostawy paliw gazowych lub energii, jeśli odbiorca nie zapłacił za świadczone usługi lub za pobrane paliwo gazowe lub energię (co stanowi co do zasady uprawnienie sprzedawcy). Wydaje się więc, że rząd, wprowadzając przepis do ustawy o COVID-19, chciał przede wszystkim zadbać o ciągłość dostaw energii.

Kłopoty interpretacyjne

Zastosowane przez ustawodawcę rozwiązanie z całą pewnością zaskoczyło rynek. Początkowo pojawiły się nawet interpretacje, że skoro przepisów prawa energetycznego mówiących o tym, kiedy można lub należy wstrzymać dostarczanie energii, nie stosuje się w czasie epidemii, to zastosowanie powinny mieć ogólne regulacje kodeksu cywilnego, w tym art. 490 k.c. Taka wykładnia miałaby zatem umożliwiać natychmiastowe wstrzymanie dostawy energii (a więc wbrew intencjom ustawodawcy). Wydaje się, że taka interpretacja zmienionych przepisów nie jest właściwa. Ustawodawca nie wyłączył bowiem stosowania art. 6b ust. 1 prawa energetycznego w całości, a jedynie na czas epidemii ograniczył możliwość wstrzymania dostaw energii do przypadków, w których dochodzi do nielegalnego pobierania paliw lub energii. Innymi słowy: przepis szczególny, który określa, kiedy przedsiębiorstwo energetyczne może wstrzymać dostawy, dalej obowiązuje, choć w ograniczonym zakresie. A intencją ustawodawcy jest czasowa poprawa sytuacji odbiorców poprzez uwolnienie ich od ryzyka wstrzymania dostaw w przypadku braku płatności za media.

Zachęta do niepłacenia

Wiele wskazuje jednak na to, że zakładana przez ustawodawcę poprawa sytuacji odbiorców może okazać się pozorna, jeżeli rozważymy, co w praktyce oznacza brak sankcji w postaci wstrzymania dostaw w przypadku niepłacenia za energię.
Po pierwsze – należy mieć na uwadze, że niemożliwość wstrzymania dostaw energii dotyczy wszystkich odbiorców, a nie jedynie tych najbardziej dotkniętych przez COVID-19 (co swoją drogą byłoby niezwykle trudne do zapisania w ustawie). I tu pojawia się niebezpieczeństwo, że tak skonstruowane przepisy zachęcą do niepłacenia tych, którzy po prostu zechcą wykorzystać sytuację. Nie trudno sobie wyobrazić, że w okresie spowolnienia gospodarczego i powszechnych zatorów płatniczych część firm, którym energia jest dostarczana, może traktować odsetki od przeterminowanych należności jako koszt kapitału. Efekt? W przypadku rynku energii elektrycznej może być odwrotny od zamierzonego przez ustawodawcę. Wytłumaczmy to na przykładzie. W sytuacji kiedy znaczna część odbiorców przestanie płacić – wielu sprzedawców znajdzie się pod presją – zmniejszy się ich płynność finansowa. Bardzo prawdopodobne, że w tej sytuacji zacznie dochodzić do wypowiadania umów. Taka możliwość jest dopuszczalna, gdyż wypowiedzenie umowy w przypadku energii elektrycznej nie oznacza wstrzymania dostaw. Przepisy prawa energetycznego gwarantują bowiem, że w takiej sytuacji na miejsce dotychczasowego dostawcy wkracza dostawca rezerwowy. Dodajmy jeszcze, że w przypadku energii elektrycznej wypowiedzenie umowy sprzedaży może być – mając na uwadze umowy zawierane na rynku – realnie przeprowadzone najszybciej w przeciągu miesiąca, licząc od momentu, w którym powstaje zaległość u odbiorcy (zazwyczaj w praktyce trwa to dłużej i wynosi dwa, trzy miesiące). A więc po tym okresie odbiorca zacznie korzystać z dostawy rezerwowej energii [ramka]. Sęk w tym, że w ramach dostaw rezerwowych ceny energii bywają nawet dwuipółkrotnie wyższe.

OPINIA EKSPERTA

Michał Tarka, prawnik specjalizujący się w prawie energetycznym
Problem pozornej ochrony użytkowników systemu energetycznego w wyniku uchwalenia tarczy antykryzysowej jest faktem. Autorowi rozwiązań prawnych w tym zakresie zabrakło niestety szerszej refleksji i wyobraźni. Praktyka sprzedawców energii będzie bezwzględna – z pewnością wypowiedzą oni umowy klientom niepłacącym. I w efekcie klienci ci wpadną w drogie taryfy rezerwowe, co ostatecznie doprowadzi do większych, a nie mniejszych obciążeń za energię w okresie kryzysu. Spółki obrotu już raportują do URE co 10 dni przypadki dotyczące zagrożeń w realizacji zobowiązań przez branże dotknięte skutkami pandemii. Skala tego zjawiska rośnie. Komu zatem będą służyły regulacje tarczy w energetyce? Tylko tym spółkom energetycznym, które obciążą niewypłacalnych klientów wysokimi taryfami rezerwowymi. Skoro spółki obrotu sygnalizują ten problem już teraz, być może warto doprowadzić do nowelizacji problematycznych przepisów i w ten sposób doprowadzić nie do pozornej, a do rzeczywistej pomocy.
Kiedy uruchamia się sprzedaż rezerwowa
Jeżeli firma, która sprzedaje odbiorcy energię elektryczną, zaprzestanie tego, to prawo energetyczne (art. 5aa) nie pozostawia odbiorcy energii bez prądu. W to miejsce wchodzi sprzedaż rezerwowa – a sprzedawca rezerwowy powinien być wskazany w umowie z odbiorcą. Upoważnia to, niejako automatycznie, operatora systemu dystrybucji (sieci) do zawarcia umowy sprzedaży rezerwowej w imieniu odbiorcy i na jego rzecz. W ten sposób zapewnia się ciągłość dostaw prądu. Problemem jest jednak to, że koszt energii z takiej dostawy jest znacząco wyższy niż ze zwykłej umowy. A termin, w jakim rozwiązuje się taką umowę, może przyprawić o ból głowy. O ile firmy nie ustalą daty tego na mocy porozumienia stron, to musi być zachowany miesięczny okres wypowiedzenia ze skutkiem na ostatni dzień miesiąca następującego po tym, w którym nastąpiło doręczenie oświadczenia o wypowiedzeniu umowy. Co oznacza, że w praktyce od podjęcia decyzji o rozwiązaniu umowy do jej faktycznego końca może upłynąć blisko dwa miesiące, przez które trzeba uiszczać bardzo wysokie stawki za prąd.
W drugiej kolejności warto zauważyć, że jeśli scenariusz masowego unikania opłat się zrealizuje w praktyce, to bardzo prawdopodobne, że obecni na rynku sprzedawcy energii (rywalizujący ceną), będąc w słabej kondycji finansowej – niekoniecznie będą chcieli podpisywać nowe umowy z odbiorcami. Inaczej mówiąc: trudno może być znaleźć innego dostawcę niż rezerwowy. I na tym polega pozorność ochrony odbiorców: w krótkim terminie (około dwóch, trzech miesięcy) ustawa o COVID-19 gwarantuje im dostawy, które i tak by otrzymywali bez interwencji ustawodawcy. Jednak po tym okresie – naraża ich na wyższe ceny energii związane z wypowiadaniem umów przez dostawców energii, co jest tym bardziej realne, jeżeli brak zapłaty od licznych odbiorców spowoduje pogorszenie kondycji finansowej dostawców energii elektrycznej. Warto w tym miejscu przypomnieć, że podobna sytuacja wypowiadania umów i przesuwania odbiorców do sprzedawców rezerwowych miała już miejsce na szerszą skalę w 2018 r.

Jakie wyjścia

Jak powinni się zachować przedsiębiorcy? Żeby nie doprowadzić do wypowiedzenia umowy i wysokich opłat z tytułu dostaw rezerwowych (a potencjalnie też niemożliwości znalezienia nowego dostawcy za kilka miesięcy) najsensowniejsze, mimo kłopotów finansowych, będzie uiszczanie opłat za energię, co pozwoli złapać oddech spółkom sprzedaży. Dlatego warto, żeby sprzedający uświadomili odbiorcom, że ceny, jakie płacą za dostarczaną energię, mogą za chwilę poszybować w górę. Z perspektywy ustawodawcy i regulatora – jeżeli wiemy, że sytuacja na rynku dynamicznie się pogarsza (gdzie prezes URE prowadził stosowne badanie rynku energii elektrycznej) i przyjmujemy, że trend utrzyma się nawet po zakończeniu stanu epidemii – należałoby zintensyfikować prace nad nowymi rozwiązaniami systemowymi. Obecny mechanizm, który zakłada, że sprzedawcy energii są w stanie finansować dostawy energii bez płatności ze strony odbiorców, wydaje się nie do utrzymania w dłuższej perspektywie.