Międzynarodowa opinia publiczna przyzwyczaiła się do trwających latami negocjacji klimatycznych i oporowania przywódców.
DGP
W Polsce przyzywyczailiśmy się także do protestów górniczych związków i przedwyborczych ustępstw kolejnych rządów. Mogłoby to tak jeszcze długo trwać, ale wszyscy zaczynają odczuwać wieszczoną przez naukowców przyspieszającą zmianę klimatu. Rośnie oddolna presja na bardziej zdecydowane działania. Może o tym świadczyć choćby niedawny sondaż DGP. 90 proc. Polaków dostrzega, że klimat się zmienia. Dla dwóch trzecich jest to zmiana na gorsze. Niemal tyle samo byłoby gotowe więcej wydawać na prąd, jeśli nie byłby z węgla.
Presję już od jakiegoś czasu wywierają rynki kapitałowe i banki. Węgiel został wykreślony z portfeli inwestycyjnych najważniejszych kredytodawców w Europie, a warszawska giełda alergicznie reaguje na czarne złoto. Nic dziwnego, negatywny wpływ aktywów węglowych odczuwają właśnie spółki energetyczne, które w 2016 r. w wyniku kryzysu w górnictwie zostały zmuszone do objęcia udziałów w Polskiej Grupie Górniczej. Teraz robią na nią odpisy obniżające wyniki netto. W PGNiG ten wpływ ma wyniesć 272 mln zł, w PGE 79 mln zł, w Enerdze 65 mln zł, a w Enei 53 mln zł. Będzie to oczywiście na minus. A jest jeszcze Tauron, którego wynik ciągną w dół trzy kopalnie, w tym przejęta pod koniec 2015 r. kopalnia Brzeszcze.
Dlatego od początku dziwiło przywracanie do życia inwestycji w nowy blok węglowy w Ostrołęce. Enea i Energa zawarły w 2018 r. porozumienie w sprawie realizacji inwestycji i zrzutki po miliardzie na kapitał spółki celowej – inwestycja miała kosztować w sumie ok. 6 mld zł. Ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski próbował zaczarować rzeczywistość rynkową, zapewniając, że będzie to ostatni blok węglowy w Polsce. Ale rzeczywistość zaczarować się nie dała: nie znalazł się żaden chętny do skredytowania tego przedsięwzięcia.
W zeszłym tygodniu Enea i Energa zawiesiły projekt. Polecenie wstrzymania prac otrzy mał wykonawca – konsorcjum GE Power i Alstom Power Systems. Udziałowcy wskazują potrzebę analiz, m.in. w sprawie dalszego finansowania i parametrów technicznych. Zaawansowanie prac wynosiło 5 proc., z czego wynikają szacunki dotychczas poniesionych kosztów rzędu kilkuset milionów złotych. W razie przestawienia Ostrołęki C na gaz trzeba będzie doliczyć też koszty wynikające z zerwania kontraktu na dostawę prądu w ramach rynku mocy (trzeba będzie zawrzeć nowy – na prąd z gazu). Upór w niedostrzeganiu rynkowego trendu zaczyna więc kosztować konkretne pieniądze.
Podobnie może się stać w przypadku odkrywki węgla brunatnego w Złoczewie, jeśli rząd będzie dalej ją promował wbrew temu, co o węglu mają do powiedzenia rynki i konsumenci, a także co w skrytości ducha myślą same spółki, które miałyby takie inwestycje realizować.
Rzeczywistość nadal starają się czarować górnicze związki zawodowe, domagając się 12-proc. podwyżek płac w momencie spadku popytu na ich produkt oraz rosnących zwałów węgla przy kopalniach i elektrowniach (to już kilkanaście milionów ton), które rząd w ramach krótkoterminowej interwencji zwozi na centralną górkę w Ostrowie Wielkopolskim. W ramach protestu kopalnie PGG stanęły w poniedziałek na dwie godziny. Z filmu zamieszczonego na Twitterze przez związek Sierpień ’80 wynika, że w biurze poselskim pełnomocnika rządu ds. górnictwa Adama Gawędy na znak protestu wysypano kilka worków węgla (podobnie zrobiono przed katowickim biurem premiera Mateusza Morawieckiego). Działacze grożą, że przyjadą manifestować w Warszawie 28 lutego. Kolejne wybory, tym razem prezydenckie, mogą wyznaczyć ton negocjacjom.
W grudniu Warszawa nie przyłączyła się do realizacji unijnego celu neutralności klimatycznej do 2050 r. Od tego czasu przedstawiciele rządu przekonują, że Unia rozumie, iż potrzebujemy więcej czasu oraz że Polska otrzyma swój udział z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji.
Wiceminister klimatu Adam Guibourgé-Czetwertyński mówił DGP na początku lutego, że bez względu na liczbę regionów węglowych w całej Unii udział Polski w FST jest wyliczony – trafi do nas ok. 2 mld euro. Dodawał, że razem z innymi instrumentami inwestycyjnymi oraz pożyczkami z Europejskiego Banku Inwestycyjnego możemy liczyć na prawie 27 mld euro do 2027 r. Tymczasem brukselscy dziennikarze dotarli do projektu propozycji budżetowych szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela – przywódcy będą je dyskutować na unijnym szczycie budżetowym w czwartek. Ma z niego wynikać, że 50 proc. przydziału z funduszu ma zależeć od zobowiązania się kraju członkowskiego do celu neutralności w 2050 r. Nie wygląda więc, żeby Wspólnota zrezygnowała z presji na Polskę w sprawie wyjścia z węgla do 2050 r. Na pewno nie zmniejszy się też presja rynkowa.
Wicepremier Jacek Sasin wczoraj przyznał, że PGG nie stać dziś na spełnienie żądań związkowców. A w ubiegłym tygodniu przekonywał na naszych łamach, że żaden rząd nie może ignorować kwestii społecznych. – Ważni są również ludzie, funkcjonowanie kopalń, przyszłość tysięcy pracowników i ich rodzin. Jeśli mamy zmniejszać wydobycie, musimy to robić w sposób uporządkowany, rozłożony w czasie i z dobrą propozycją dla załóg – mówił. Ile jest na to czasu? Niestety, może się okazać, że mniej, niż chciałby polski rząd.