W Polsce wciąż nie wypracowano jednolitych zasad gaszenia pożarów budynków, na których znajdują się instalacje
W 2018 r. działało w naszym kraju 55 tys. mikroinstalacji fotowoltaicznych – wynika z danych Instytutu Energii Odnawialnej. Teraz, m.in. za sprawą dopłat przewidzianych przez resort energii, będzie powstawało ich jeszcze więcej – według prognoz Polska może stać się w tym roku czwartym państwem UE pod względem wzrostu mocy takich instalacji.
Eksperci ostrzegają jednak, że wciąż brakuje rozwiązań prawnych ułatwiających gaszenie budynków, na których znajdują się panele. – W przypadku pożaru, nawet po odcięciu zasilania od budynku, panele wciąż działają i generują napięcie, nawet jeśli są uszkodzone. A to stwarza realne zagrożenie podczas gaszenia płonącego dachu, zwłaszcza że istniejący tam prąd stały jest bardziej niebezpieczny niż zmienny – tłumaczy Tomasz Siwek, rzeczoznawca ds. zabezpieczeń przeciwpożarowych w firmie Strażak.
Dlatego palące się budynki z panelami słonecznymi wymagają szczególnie uważnego przeprowadzenia akcji gaśniczej. Strażacy muszą być wyposażeni w sprzęt chroniący przed porażeniem, nie mogą dotykać przewodów i używać środków przewodzących prąd. Ewentualne gaszenie wodą, choć jest możliwe, wymaga zachowania odległości co najmniej pięciu metrów. Polanie wodą ze zbyt bliskiej odległości może grozić porażeniem.
– Niebezpieczeństwo jest realne, a brak regulacji prawnych i procedur, jak postępować w czasie pożarów budynków z instalacją fotowoltaiczną, utrudnia nam działanie i zabiera bezcenny w przypadku ratowania ludzi i mienia czas – mówi strażak, mł. bryg. Dariusz Surmacz z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Gorlicach.
Strażacy często nie są informowani o tym, że na budynku znajduje się instalacja PV. – Panele fotowoltaiczne montowane są na różnych obiektach, np. na budynkach mieszkalnych, gospodarczych, szpitalach, stacjach paliw, halach produkcyjnych i magazynowych. Przyjeżdżający na miejsce pożaru strażacy nie zdają sobie nieraz sprawy z czyhającego na nich niebezpieczeństwa, ponieważ nie ma przepisów, które obligowałyby do zawierania informacji o instalacji PV w instrukcjach bezpieczeństwa pożarowego. Ponadto taki dokument nie jest wymagany dla domów jednorodzinnych i farm foto woltaicznych. Trzeba wtedy polegać na wiedzy właścicieli obiektów, pracowników i prawidłowym rozpoznaniu kierującego działaniem ratowniczym, aby nie narazić strażaków na niebezpieczeństwo porażenia prądem, które w przypadku np. dużego zadymienia i gwałtownego rozwoju pożaru będzie bardzo prawdopodobne – dodaje Dariusz Surmacz.
Istnieją rozwiązania zapewniające skuteczne ograniczenie napięcia generowanego przez panele – na rynku są m.in. optymalizatory. – Takie wyposażenie oznacza wydatek rzędu od kliku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. To często podwaja koszt inwestycji – wskazuje Tomasz Siwek. O ile zatem czasem decydują się na to przedsiębiorstwa, o tyle w przypadku gospodarstw domowych staje się to często nieosiągalnym ideałem.
Niektórzy specjaliści uważają, że w budynkach, w których nie jest wymagany przeciwpożarowy wyłącznik prądu, odłączenie paneli podczas pożaru nie jest konieczne. Zapominają jednak, że podczas pożaru domu jednorodzinnego czy budynku gospodarczego zawsze istnieje możliwość odłączenia zasilania z sieci przez pogotowie energetyczne. W przypadku zastosowania paneli, nawet po wyłączeniu zasilania z sieci, w budynku lub na dachu budynku może dalej występować niebezpieczne napięcie.
Optymalizatory nie są opłacalne również przy największych farmach fotowoltaicznych. – Dotarliśmy do informacji, że w przypadku pożaru dużego obszaru paneli słonecznych w Niemczech zdecydowano się na ostrzał pola z ostrej amunicji. Zniszczenie płonącej instalacji w ten sposób okazało się łatwiejsze i bezpieczniejsze niż gaszenie konwencjonalne – mówi rzeczoznawca.
Strażakom w pracy mogłaby pomóc nawet zwykła tabliczka informująca o parametrach zamontowanych paneli. Taka informacja nie jest jednak wymagana w Polsce chociaż w normach branżowych zaproponowano wzór takiego oznakowania.
Brak precyzji w przepisach powoduje uznaniowość. – Przepisy techniczno-budowlane nakazują projektantom i rzeczoznawcom ds. zabezpieczeń przeciwpożarowych analizującym projekt instalacji zapewnić bezpieczeństwo ekip ratowniczych. To, czy stwierdzą, że w ten zakres wejdzie również możliwość ograniczenia napięcia w panelach, zależy od nich samych. Konieczne jest zatem ścisłe określenie warunków, gwarantujących bezpieczeństwo ekip ratowniczych podczas akcji gaśniczych budynków wyposażonych w instalacje fotowoltaiczne i umieszczenie ich w przepisach przeciwpożarowych lub techniczno-budowlanych – tłumaczy Tomasz Siwek.
Wraz z rosnącą popularnością instalacji fotowoltaicznych problem będzie narastał. – Na razie podczas szkoleń posiłkujemy się standardami pochodzącymi z innych państw – Niemiec, Australii czy USA. Czekamy, aż powstaną polskie regulacje dotyczące montażu instalacji PV w kontekście bezpieczeństwa użytkowników, a także strażaków prowadzących działania ratowniczo-gaśnicze. Choć temat był wielokrotnie poruszany na szkoleniach i konferencjach, to sprawa utknęła w martwym punkcie – mówi Dariusz Surmacz.
Panele fotowoltaiczne są trudnopalne, nie przyczyniają się do rozprzestrzeniania ognia, prawidłowo zamontowane nie stwarzają zagrożenia pożarowego. Problemem jest dążenie do maksymalnej redukcji kosztów podczas montażu i wykorzystywanie materiałów niskiej jakości – np. okablowania nienadającego się do systemów PV czy pozbawionego odpowiednich osłon, aby uchronić je przed uszkodzeniem.
– W Polsce przewody często leżą na dachach bez żadnej dodatkowej osłony lub w plastikowych rurkach, które po 2–3 latach nie pełnią już swojej funkcji – wskazują autorzy „Przeglądu Pożarniczego”. – Wadliwy montaż może spowodować pożar. Byłem świadkiem sytuacji, przygotowując materiał o instalacjach fotowoltaicznych, kiedy niedopięte do falownika wtyczki powodowały zwarcie, zadymienie i realne zagrożenie powstania pożaru – przyznaje Dariusz Surmacz.
Jak dodaje, realność niebezpieczeństwa powstania pożaru potwierdza niemal 700 interwencji związanych z instalacjami fotowoltaicznymi w Niemczech czy we Włoszech – zarejestrowanych na przestrzeni roku. W Polsce brak statystyk dotyczących liczby pożarów budynków wyposażonych w fotowoltaikę. Eksperci mówią o kilkudziesięciu przypadkach rocznie.