Jeśli wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski obejmie euromandat w Brukseli, z resortu odejdzie człowiek orkiestra. Tobiszowski jest odpowiedzialny zarówno za sektor węglowy, jak i za odnawialne źródła energii (OZE).
Kiedy na jednej z konferencji pojawił się w towarzystwie posła Grzegorza Matusiaka, wydawało się, że to wskazanie następcy. Jednak wczoraj pojawiła się informacja o tym, że Tobiszowskiego miałby zastąpić senator PiS Wojciech Piecha, były górnik kopalni Jankowice, a potem szef zarządzania środkami produkcji w oddziale Kompanii Węglowej. Piecha był zaskoczony moim wczorajszym telefonem i odpowiedział wymijająco, nie zaprzeczając ani nie potwierdzając tych rewelacji.
Choć ważne jest, kto zastąpi Tobiszowskiego, jeszcze ważniejsze jest to, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Nie chodzi tylko o zakres obowiązków. Zważywszy na to, że w ogóle ewenementem jest minister od węgla i OZE w jednym, to pilnych i palących tematów jest tu szalenie dużo. Pierwszy to oczywiście ustawa o cenach energii. Dokument z 28 grudnia 2018 r. miał zamrozić stawki prądu na ubiegłorocznym poziomie. Tymczasem kończy się maj, a do ustawy nie ma aktów wykonawczych. I nim się pojawią, konieczna będzie kolejna, druga już nowelizacja, ponieważ Bruksela mówi pomysłom Polski stanowcze „nie”.
Gdy w DGP alarmowaliśmy o podwyżkach, a potem o bublu prawnym, premier Mateusz Morawiecki mówił o „histerii niektórych mediów”, a cały rząd zapewniał, że podwyżek nie będzie. Gdy się przeczyta opinię analityków Crédit Agricole o tym, że ceny prądu dla firm w 2020 r. będą większe o 40 proc., bo zadziała rynek, to przestaje być śmiesznie. A jak w wakacje pojawi się 20. stopień zasilania i suweren przekona się na własnej skórze, na czym polegają ograniczenia w dostawach prądu, zrobi się strasznie. Ale to tylko jedna ze spraw, z którymi trzeba się zmierzyć.
Druga dotyczy produkcji węgla kamiennego i jego importu do Polski. Ten, jak wczoraj pisaliśmy, po I kw. 2019 r. idzie na kolejny rekord. Przy tej dynamice wzrostu 20,5 mln ton zagranicznego surowca przy produkcji krajowej na poziomie 62–63 mln ton to już nie są żarty. 70 proc. węgla z Rosji też powinno zapalać czerwoną lampkę. Dla porządku przypomnę, że Tobiszowski mówił w 2016 r. o planowanym embargu na węgiel ze Wschodu (plan spalił na panewce). Tymczasem ostatnio twierdził, że surowiec z zagranicy wjeżdżający do naszego kraju pokazuje, iż mamy rynek na ten produkt.
A ja myślałam, że gdy PiS będzie realizował rozpoczęty za PO-PSL plan zamykania kopalń (PiS zamknął m.in. Krupińskiego, Makoszowy i Śląsk), pójdzie też w stronę zmniejszania zużycia surowca. Błąd! Tylko przypomnę, że na liście kopalń do likwidacji jest także Sośnica, tymczasem Polska Grupa Górnicza zapewnia, że takich planów nie ma. Oczywiście listę można zmodyfikować, ale warto, by w resorcie też o tym pamiętano.
Warto też, by nowy minister od węgla skomunikował się z resortem środowiska w sprawie koncesji dla nowych kopalń, skoro prywatni inwestorzy mają takie plany. Australijska Balamara od lipca 2018 r. czeka na decyzję w sprawie projektu w Nowej Rudzie. Z zainteresowaniem śledzę też projekt Brzezinka 3 w okolicach Mysłowic grupy ECI. No i wreszcie kupię popcorn przed potyczką Prairie Mining ze stroną polską. Australijczycy mogą się domagać nawet 10 mld zł za blokowanie ich projektów Jan Karski na Lubelszczyźnie i Dębieńsko na Śląsku. Od roku resort nie może się zdecydować, czy dać zgodę Jastrzębskiej Spółce Węglowej na przejęcie tych aktywów. A australijskie „no worries” też się kiedyś skończy.
A teraz na drugą nogę, czyli sprawa OZE. Ustawa ułatwiająca życie inwestorom chętnym do budowy morskich farm wiatrowych została schowana do szuflady. Następca Tobiszowskiego powinien tę szufladę jak najszybciej otworzyć, by dokument był gotowy na jesieni. Przed wyborami byłby to cenny argument. Jeśli politycy zrozumieją, że w Europie coraz więcej znaczą Zieloni (piszemy o tym na stronie A4), a energia i czyste powietrze nie są już niszą, być może zrozumieją, że jednak warto mieć strategie klimatyczno-energetyczne. Niestety nasi politycy i tu potrzebują przeszkolenia (na razie wolą się bić po głowie antracytem z Donbasu, myląc go z importem prawdziwie rosyjskiego węgla), by zacząć dostrzegać realne problemy. A tych w węglu i OZE nie brakuje, o czym nowy wiceminister wkrótce się przekona.