Krzyże skreślone kredą 900 m pod ziemią przypominają o pięciu górnikach KWK Zofiówka, którzy 5 maja 2018 r. odeszli na wieczną szychtę.
– Stałem dokładnie tu, jak to wtedy walnęło – mówi na środku lampowni, z której górnicy przed zjazdem pod ziemię pobierają swoje czołówki, Wacław Twardzik, kierownik kopalnianej stacji ratownictwa górniczego. To było niespełna 10 miesięcy temu. Sobota, długi weekend, przedpołudnie, które miało być jak każde inne.
W Jastrzębiu-Zdroju rytm dnia wyznacza praca kopalni zespolonej Borynia-Zofiówka-Jastrzębie, należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Wtedy tuż przed godz. 11 nie tylko ten rytm, ale życie w mieście stanęło. Wstrząs o sile ok. 4 stopni w skali Richtera, do którego doszło niemal kilometr pod ziemią, był jednym z najsilniejszych w historii Zofiówki, fedrującej od 1969 r. (dawniej kopalnia była znana jako Manifest Lipcowy, gdzie w czasie stanu wojennego doszło do pacyfikacji strajków). Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że będzie to również najtragiczniejszy wypadek w historii tej kopalni.

Zawsze idą po żywego

Pas na lampę, lampa, aparat ucieczkowy, rękawice, okulary, kask. Uchylenie tego ostatniego, „szczęść Boże” i szola, klatka czy jak kto woli górnicza winda z prędkością 10 m/s zwozi nas pod ziemię. Najszybsze windy w biurowcach osiągają w Polsce 7 m/s. W Zofii albo Zośce (górnicy różnie ją nazywają) byliśmy nie tylko z Wacławem Twardzikiem, ale również z ratownikami. Paweł Stabla i Łukasz Chlebek to zastępowi. Szefowie pięcioosobowych ekip ratowniczych. Jak wszyscy ich koledzy z drużyny, brali udział w majowej akcji. Paweł ze swoim zastępem dotarł do dwóch rannych górników.
– Dawali nam znaki. Pukali w rury, reagując na nasze pukanie. Musieli z daleka widzieć nasze lampy, bo sami siedzieli tylko przy diodzie – mówi Stabla, pokazując mikroskopijną niebieską kontrolkę przy akumulatorze lampy. Gdy ratownicy znaleźli kolegów, nie mogli uwierzyć, ile mieli szczęścia. To było kilka godzin po tąpnięciu. Atmosfera w tym miejscu nie nadawała się do oddychania, a oni nie mieli swoich aparatów ucieczkowych, które stracili po wstrząsie. – Oddychali powietrzem z rozszczelnionego rurociągu. To ich uratowało – mówi Chlebek.
Katastrofa złamała nie tylko życie wielu osób, ale i kondycję kopalni
Zastęp ratowniczy, w którym każdy nosi na plecach przynajmniej 15 kg specjalistycznego sprzętu, dysponuje jednym aparatem oddechowym dla ratowanej osoby. Bez takich aparatów dwóch rannych górników nie dałoby się bezpiecznie wyprowadzić z rejonu zagrożenia. Ratownicy musieli podjąć arcytrudną decyzję. – Nie mogliśmy zabrać ich obu. Jeden musiał zostać. Ale nie mógł zostać sam. Baliśmy się, że w panice ruszy za nami, a wtedy od razu zginie – tłumaczy Stabla.
Ratowani górnicy reagują bardzo różnie. W 2011 r. w kopalni Krupiński na przykład jeden nie chciał wyjść z ratownikami, bo tak bardzo się bał, że nie będzie miał czym oddychać (głowę trzymał w lutni, czyli rurze wentylacyjnej z powietrzem). – Zostało z nim dwóch chłopaków. Wyprowadziliśmy jednego, w bezpiecznym miejscu przekazaliśmy go kolegom i po kilku minutach wróciliśmy po drugiego – relacjonuje Stabla.
Trudność decyzji nie polegała jednak wcale na tym, który z poszkodowanych ma wyjść pierwszy. Pięcioosobowemu zastępowi ratowników zgodnie z przepisami nie wolno się rozdzielać. – W tym wypadku ratownicy podjęli najlepszą z możliwych decyzji, bo ratowali ludzkie życie. To było najważniejsze – jednoznacznie ucina Twardzik. I tłumaczy, że przepisy o ratownictwie górniczym mimo nowelizacji w ubiegłym roku wciąż pozostawiają wiele do życzenia.
– Są napisane tak, jakby dotyczyły akcji pożarowej, a nie uwzględniały innych zagrożeń – mówi nasz rozmówca. W 2011 r. w kopalni Krupiński (tam do wypadku także doszło 5 maja) zastęp ratowniczy się rozdzielił. Po wybuchu metanu widoczność w kopalni była zerowa i ratownicy się zgubili. Dwóch z nich zginęło. Tu nie było takiego zagrożenia. Po wstrząsie były duże zniszczenia, ale akurat widoczność była dobra.

Koniec dobrych wiadomości

Na podszybiu wsiadamy do kolejki spągowej (spąg to w kopalni podłoga), która w kilka minut dowozi nas do skrzyżowania wyrobisk. Za zakrętem telefon, skrzynia, tablica do zapisu kredą pomiarów stężeń gazów (Zofiówka ma czwartą, najwyższą kategorię zagrożenia metanowego). Tu była pierwsza baza akcji. Kolejna, by nie utrudniać przemieszczania się załogi idącej do pracy (reszta kopalni w czasie akcji wciąż fedrowała), została przeniesiona w inne miejsce. – Tu były boksy ratowników, a tu miejsce dyżurującego 24 godziny na dobę lekarza. Wszystko na długości 150 m – Twardzik pokazuje korytarz przed nami i miejsce na tak dobrze znanej mi mapie rejonu.
Lokalizacja nie jest przypadkowa, bo baza musi się znajdować m.in. za dwoma załamaniami. Musi być w pełni bezpieczna. – Od bazy do chodnika H10 szło się około 15 minut – mówi Paweł Stabla. My podjeżdżamy kolaską, jak się mówi na górniczy pociąg. Wysiadamy i dochodzimy do ściany. Nie do ściany wydobywczej ani ociosu (kopalnianej ściany). Fachowo mówi się na to „korek”. To okołotrzymetrowej grubości szczelna konstrukcja oddzielająca chodnik H10, w którym doszło do katastrofy. W korku są dwa włazy. To na przyszłość, jeśli trzeba będzie tam wejść i skontrolować wyrobisko.
Waldemar Stachura, dyrektor kopalni Borynia-Zofiówka-Jastrzębie, mówi nam, że w nowym planie wydobywczym szykowanym właśnie dla zakładu nie ma planów powrotu do wydobycia w tej partii. Ale komisja ekspercka wyjaśniająca przyczyny katastrofy nie zabroniła powrotu w przyszłości do tego miejsca (zostało tam ok. 1 mln ton wysokiej jakości węgla). Korek w chodniku H10 nie byłby sam w sobie niczym niezwykłym. Ale na jednym z włazów kredą namalowano pięć krzyży z datą 2018. Marcin Balcerak (35 lat), Piotr Królik (34 lata), Przemysław Szczyrba (38 lat), Łukasz Szweda (29 lat), Michał Trusiewicz (38 lat).
Ostatniej z ofiar ratownicy w bardzo ciężkich warunkach szukali 10 dni. W akcji na zmianę brało udział w sumie ok. 2000 ratowników, w tym ok. 150-osobowa drużyna z Zofiówki. Żaden z ratowników nie zrezygnował z pracy. Jeden z uratowanych właśnie szykuje się do dołączenia do drużyny. Musieli się zmierzyć z kumulacją zagrożeń, ale też sami ze sobą. Wydłużające się poszukiwania i rozlewisko wody w miejscu, gdzie znajdowały się ciała dwóch górników, zmuszały ich do używania kropli miętowych w maskach. Niejednokrotnie sami słabli. Ale oddali kolegów rodzinom.
Na to wciąż czeka dziewięć rodzin polskich górników, którzy tuż przed Bożym Narodzeniem zginęli w kopalni ČSM w czeskiej Stonawie. Trzy ciała wydobyto zaraz po katastrofie, na wejście po dziewięć kolejnych nie pozwalają warunki na dole, przede wszystkim bardzo wysoka temperatura. Jak nieoficjalnie dowiedział się DGP, wejście tam przed majem nie będzie możliwe.

Zofija 2.0

Majowa katastrofa złamała nie tylko życie wielu osób, ale i kondycję kopalni. Nikt tego głośno nie powie, ale Zofiówce groziło zamknięcie. Wyłączona z eksploatacji partia H i pozostawiony tam 1 mln ton to nie wszystko. Był plan, by stamtąd dostać się do partii F (ok. 4 mln ton węgla). Na drążenie wyrobisk wydano już ok. 30 mln zł. Teraz potrzeba nowej drogi i kolejnych pieniędzy, więc uruchomienie opóźni się o dwa lata. Straty trudno będzie odrobić. Tylko w ubiegłym roku wydobycie było mniejsze o 0,5 mln ton od założonego, a dyrekcja kopalni ocenia, że skutki katastrofy będą odczuwalne do 2020 r. Przyspieszenia nabrała budowa poziomu 1080 m; jego uruchomienie jest zaplanowane ok. 2024 r. Jest on ważny także ze względów bezpieczeństwa, bo pozwoli od dołu odprężać górotwór w miejscu katastrofy.
Wstrząsu na Zofiówce nie dało się przewidzieć, w katastrofie nie ma winy człowieka, a profilaktyka prowadzona była prawidłowo – uznała po kilku miesiącach pracy komisja ekspertów powołana przez Wyższy Urząd Górniczy. Ale czy z tej katastrofy można wyciągnąć wnioski? – W partii H nie było wcześniej wstrząsów, które dałyby do myślenia. Ale już na przykład w partii E takie wstrząsy mieliśmy i trzeba było nieco zmienić plan wydobycia. W efekcie byliśmy do tyłu o 40 tys. ton węgla i ok. 2 mln zł, z czego musiałem się tłumaczyć. Ale na pewno nie naraziliśmy ludzkiego życia – zapewnia dyrektor Stachura.