Należy poprawić przepisy tak, aby nie budziły wątpliwości Brukseli . Według rządu to „konieczny krok w tył”.
Do Sejmu trafił projekt nowelizacji ustawy prądowej. Zgodnie z zapowiedziami DGP Ministerstwo Energii musi wycofać się z przepisów, które zbyt mocno ingerowały w kompetencje Urzędu Regulacji Energetyki. Zgodnie z polskim prawem tylko prezes URE zatwierdza ceny prądu dla gospodarstw domowych. A dyrektywa unijna wymaga, aby regulator, ustanawiając taryfy za energię i jej przesył, był niezależny i nie wykonywał poleceń rządu. Nowa ustawa, określając, że prąd nie może zdrożeć powyżej poziomu z ubiegłego roku, tę niezależność naruszyła.
Jak powiedział minister energii Krzysztof Tchórzewski po rozmowach z unijnym komisarzem ds. energii i klimatu Miguelem Ariasem Cañetem, konieczny jest w tej sprawie krok w tył. Zmiany muszą zostać wprowadzone do końca marca. To oznacza, że choć projekt nowelizacji nowej ustawy nie został jeszcze wpisany do planu prac odbywającego się w tym tygodniu posiedzenia Sejmu, to prawdopodobnie posłowie zajmą się nim w najbliższych dniach.
W jaki sposób usunięte zostaną wątpliwości zgłoszone przez Komisję Europejską? Zniknąć mają przepisy mówiące, że oprócz sprzedawców energii również spółki obsługujące sieci muszą w bieżącym roku zastosować stawki opłat na poziomie z 31 grudnia 2018 r. (przypomnijmy: wszystkie spółki dystrybucyjne w Polsce objęte obowiązkiem taryfikacji są pod kontrolą państwa, więc ich swoboda w zakresie proponowanych taryf ma charakter wyłącznie teoretyczny).
Jednak w sprawie cen energii elektrycznej nie będzie już żadnej dowolności. Projekt nowelizacji przewiduje, że stawki stosowane przez sprzedawców mają odpowiadać albo taryfie z 31 grudnia 2018 r., albo – jeżeli cena ustalona jest w inny niż taryfa sposób – tej, która obowiązywała w przypadku danego odbiorcy 30 czerwca 2018 r. W ten sposób projekt doprecyzowuje, że ustawa dotyczy wszystkich umów na sprzedaż prądu niezależnie od tego, czy zostały zawarte w drodze przetargu, czy na przykład negocjacji.
Czy zgłoszona przez posłów PiS nowelizacja oznacza koniec cenowego zamieszania? Niestety nie. Sprawa zaczęła się od wzrostów cen prądu w hurcie, jakie obserwowaliśmy już w połowie 2018 r. Ministerstwo Energii zdecydowało w końcówce 2018 r., że podwyżki nie mogą zostać przełożone w tym roku na odbiorców. W efekcie 28 grudnia 2018 r. przyjęto przepisy zmniejszające akcyzę na energię elektryczną z 20 do 5 zł za MWh. Obniżono też o 95 proc. opłatę przejściową, płaconą co miesiąc przed odbiorców energii elektrycznej we wszystkich rachunkach.
Trzeba przy tym pamiętać, że ustawa jest nowelizowana, choć jeszcze nie zaczęła na dobre obowiązywać, bo resort energii nie zdążył wydać rozporządzeń określających, jak w praktyce nowela ma być stosowana. To oznacza, że podwyżki nie zostaną w najbliższym czasie zrekompensowane. Zdaniem naszych rozmówców będzie to następowało dopiero wraz ze zbliżaniem się wyborów parlamentarnych, co pozwoli zdyskontować sukces polityczny. Za późniejszym wejściem w życie nowych przepisów przemawia choćby to, że zmieniono okres, w jakim spółki energetyczne mają dostosować się do nowej ustawy.
Wcześniej mówiono o 30 marca. W proponowanej noweli napisano, że termin to 30 dni po wejściu w życie znowelizowanych przepisów. Tymczasem niektórzy odbiorcy przemysłowi alarmują, że niezależnie od intencji rządu już teraz dostają faktury za prąd z nawet 60-proc. podwyżkami. Zgodnie z aktualnym rozumieniem ustawy po zażegnaniu regulacyjnego chaosu klienci będą mieli wyrównywane naliczone już za ten rok podwyżki. Jednak nie dostaną pieniędzy w gotówce czy w formie przelewów. Oczekuje się, że energetyka odejmie nadwyżki od przyszłych faktur.