Wnioski producentów o podwyżki po raz kolejny nie zostały przyjęte przez regulatora. Prezes PiS nie chce, aby gospodarstwa domowe płaciły więcej. Rząd szuka na to sposobu, ale resort finansów ani myśli o ruchach podatkowych.
DGP
Wnioski producentów o podwyżki po raz kolejny nie zostały przyjęte przez regulatora. Prezes PiS nie chce, aby gospodarstwa domowe płaciły więcej. Rząd szuka na to sposobu, ale resort finansów ani myśli o ruchach podatkowych
Na razie udało się odsunąć w czasie podwyżki dla odbiorców indywidualnych. Wczoraj minął termin ich zatwierdzenia przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki (URE), więc już nie mogą wejść w życie 1 stycznia.
Nieoficjalnie słyszymy, że pojawią się po 20 stycznia, bo prezes URE dał koncernom czas do 3 stycznia na trzecią już korektę wniosków. W tej, która miała być do wczoraj zatwierdzona, zmian nie ma, ale jak ustalił DGP, na początku grudnia spółki zweryfikowały żądania podwyżek z 30 do 25 proc. Zdaniem URE to wciąż za dużo, skoro deklarują one, że mogą dorzucić 1 mld zł do ewentualnego funduszu rekompensat cen prądu.
Spółki sprawy nie komentują, ale problem wszedł na wysoki poziom polityczny. Jak się dowiadujemy, dziś lub jutro rząd ma podać informację o tym, jak doprowadzić do tego, żeby ceny prądu nie wzrosły. Na stole leży kilka propozycji, ale zarządzono absolutną ciszę medialną, by uniknąć informacyjnego zamieszania, z jakim mieliśmy do czynienia w ostatnich dniach.
Dziś o godz. 13 w MSWiA ma dojść do spotkania przedstawicieli rządu, samorządów i prezesa URE. Z naszych informacji wynika, że udziałem w spotkaniu zainteresowany był też Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Przedstawiciele władz lokalnych chcą wywrzeć na rządzie presję, by móc skorzystać z systemu wsparcia. Z kolei władze 12 największych miast chcą opublikować wspólny apel z żadaniem rekompensat.
Rząd rozważa różne scenariusze. Po pomyśle funduszu rekompensat oraz obniżenia akcyzy na energię pojawił się kolejny – obniżka VAT (tego w przeciwieństwie do pozostałych rozwiązań nie musielibyśmy notyfikować Brukseli). Ale zejście z 23 na 8 proc. kosztowałoby 8–9 mld zł. – Były nieoficjalne podchody i próby rozmów z Ministerstwem Finansów co do obniżki akcyzy lub VAT na energię elektryczną. Nie ma na to jednak zgody resortu ani akceptacji politycznej. Projekt budżetu na 2019 r. jest już w Sejmie, poza tym ubytek w dochodach byłby problematyczny – mówi nasz informator z otoczenia szefowej resortu finansów Teresy Czerwińskiej. W odpowiedzi na pytania DGP MF informuje, że na razie nie dostało projektu z Ministerstwa Energii.
Nieoficjalnie wiadomo, że problem podwyżek cen ma być zamknięty do końca tygodnia. To być albo nie być ministra energii, który lansował tezę, że prąd nie podrożeje. Jeszcze wczoraj Krzysztof Tchórzewski zapewniał o tym prezydenta Andrzeja Dudę. – Nie jestem pewien, czy zmiany w końcówce kadencji to dobry pomysł. Jednak nigdy niczego nie można wykluczyć. Sytuacja jest dynamiczna. Myślę, że nawet pan premier nie może dać gwarancji, że nie nastąpi zmiana jakiegoś ministra – mówił nam w piątek minister środowiska Henryk Kowalczyk. Dziś lub jutro mamy poznać wyjście z sytuacji.

Układanka pod napięciem

Nie ma natomiast raczej mowy o ruchach w podatkach. – Akcyza ma za małe znaczenie. Jej obniżka niewiele by dała, a obniżka VAT musiałaby być powszechna, czyli np. dotyczyłaby także przemysłu energochłonnego – usłyszeliśmy w rządzie. – Myślę, że słowa premiera trzeba traktować dosłownie: wzrostu cen nie będzie – mówi nam przedstawiciel rządu, co by sugerowało, że firmy energetyczne wycofają się z wniosków o podwyżki dla gospodarstw domowych. Sęk w tym, że prawo energetyczne nie przewiduje takiej możliwości, a i w spółkach słyszymy, że zarządy nie zamierzają się narażać na zarzuty o działanie na szkodę firmy. Bo ich wnioski są uzasadnione drogimi prawami do emisji dwutlenku węgla.
URE może odbijać piłeczkę długo. Ale narazi się tym na proces sądowy
80 proc. energii Polska produkuje z najbardziej emisyjnego paliwa, czyli węgla, który też podrożał od zeszłego roku. Poza tym tylko taryfa G dla odbiorców indywidualnych jest regulowana, a pozostała część rynku pozostaje wolna. Od kilku dni od polityków PiS, w tym premiera, można usłyszeć, że czynnikiem zmniejszającym koszty może być sprzedaż uprawnień do emisji CO2, które zostały niewykorzystane w ubiegłych latach. Ich pula przy dzisiejszych cenach uprawnień jest warta ponad 11 mld zł. Mimo że Tchórzewski naciskał w tej sprawie na giełdowe spółki energetyczne, pola do manewru nie widzi KNF.
– Komisja sprawuje nadzór nad spółkami publicznymi w zakresie wypełniania ciążących na nich obowiązków informacyjnych i sprawozdawczych. Dzięki nim inwestorzy otrzymują niezbędną wiedzę pozwalającą na podejmowanie decyzji inwestycyjnych. Ocena działania zarządów i wpływanie na nich przez głównych akcjonariuszy co do zasady jest poza kompetencjami KNF – tłumaczy Jacek Barszczewski, dyrektor departamentu komunikacji KNF.

Ping-pong z URE

Prezes Urzędu Regulacji Energetyki po raz kolejny wezwał spółki do korekty wniosków taryfowych. – Na poprzednie wezwanie odpowiedzieli wszyscy zainteresowani, jednak ich odpowiedzi były niewystarczające – mówi rzeczniczka URE Agnieszka Głośniewska.
Z naszych informacji wynika, że energetycy tłumaczyli, iż 1 mld zł oszczędności, które mieli znaleźć na fundusz rekompensat, nie pochodzi ze sprzedaży energii, o której podwyżki wnioskują. Przy czym odbijanie piłeczki może trwać miesiącami, póki spółki – uboższe o pieniądze z podwyżek – nie zaskarżą działań URE w sądzie, tłumacząc, że naraża je na straty.
Jednak by wykazać, że podwyżek w taryfie G (odbiorcy indywidualni) jednak nie będzie, potrzeba kilku szpagatów. Udało się już nie wprowadzić kilkunastozłotowej opłaty za MWh na odnawialne źródła energii (obowiązywała do 2017 r.). Resort energii może zmniejszyć wysokość opłaty zastępczej (pojawiła się jako wsparcie dla elektrowni węglowych po rozwiązaniu kontraktów długoterminowych), co przeciętnej rodzinie dałoby kolejne kilkadziesiąt złotych rocznie.

Samorządy tupnęły nogą

Dziś przedstawiciele lokalnych władz spotkają się ze stroną rządową w MSWiA. Gdy resort energii ujawnił szczegóły pomocy finansowej, wynikało z nich wprost, że ceny prądu nie zmienią się nie tylko dla indywidualnych odbiorców, ale i małych i średnich firm. W przypadku samorządów pojawiło się ogólnikowe zapewnienie o pomocy dla domów pomocy społecznej, szpitali czy hospicjów. A co z komunikacją miejską czy regionalną? Gdy pytamy Ministerstwo Energii, temat jest ucinany. – Obecnie trwają prace nad ostatecznym kształtem zaproponowanych rozwiązań – słyszymy.
Samorządy na dzisiejszym spotkaniu będą domagać się trzech rzeczy. Po pierwsze, nowelizacji budżetu państwa na 2019 r. w celu zrekompensowania im skutków wzrostu cen energii. Najlepiej poprzez zwiększenie kwoty subwencji ogólnej, która obecnie jest planowana na ponad 60 mld zł (większość na cele oświatowe). Lokalne władze nie precyzują jednak, jakiej kwoty zamierzają się domagać. – Nie chcemy odstraszać drugiej strony kwotami z kosmosu. Jesteśmy otwarci na negocjacje – słyszymy od jednego z samorządowców. Po drugie, chcą zwolnienia z akcyzy na energię do przewozu pasażerów metrem, tramwajami i trolejbusami. Po trzecie, żądają „ochrony najuboższych mieszkańców miast i gmin”, np. poprzez zweryfikowanie kryteriów przyznawania dodatków mieszkaniowych i energetycznych.
W dłuższym okresie metropolie domagają się zwiększenia udziału samorządów we wpływach w PIT (w stopniu pozwalającym na „kompensowanie w następnych latach wzrostu kosztów energii od 2019 r.”) oraz przekazania im części przychodów ze sprzedaży uprawnień CO2 z przeznaczeniem na „zmianę sposobu użytkowania energii” i walkę ze smogiem. „Planowana w roku 2019 sprzedaż przez Polskę uprawnień do emisji CO2 wynosi 105 mln ton. Przy obecnej cenie ok. 88 zł za tonę przychody budżetu państwa z tego tytułu wyniosą ponad 9 mld zł” – wynika z ekspertyzy przygotowanej na zlecenie Unii Metropolii Polskich przez Jana Rączkę, byłego prezesa NFOŚiGW, członka rządowego zespołu, który wynegocjował pierwsze transakcje sprzedaży uprawnień w ramach protokołu z Kioto.
Gminy chcą pilnego zwołania doraźnego zespołu problemowego, w którego skład ze strony rządowej weszliby przedstawiciele Ministerstwa Finansów. „Zmiana kosztów wytwarzania i sprzedaży energii jest trwała. Być może nastąpią niewielkie korekty, ale rynek będzie przez wiele lat w nowej równowadze. W tej sytuacji konieczne są nie tylko działania doraźne, łagodzące skutki zaskakujących podwyżek, ale też długofalowe, które pozwolą zaadaptować się do nowej sytuacji rynkowej” – wynika z ekspertyzy doktora Rączki.

UOKiK się przygląda

Samorządy liczą na to, że ich postulaty poprze prezes URE Maciej Bando, który ma być obecny na dzisiejszym spotkaniu. Jednak o ile URE może naciskać na spółki energetyczne, to jego rola jest ograniczona. Kwestie konkurencji leżą w gestii UOKiK. Ten zaś twierdzi, że otrzymał kilkanaście sygnałów dotyczących wzrostu cen hurtowych energii elektrycznej i kolejnych kilkanaście związanych z obrotem detalicznym.
– Wstępna ocena wskazuje, że główną przyczyną były znaczne wzrosty kosztów giełdowych energii elektrycznej. Skutkiem był wzrost cen w obrocie detalicznym, a także przypadki upadłości spółek zajmujących się sprzedażą detaliczną energii elektrycznej. Z kolei następstwem tego była konieczność uruchamiania sprzedaży rezerwowej po cenach wyższych od dotychczasowych – tłumaczy Agnieszka Majchrzak z biura prasowego UOKiK. Jak dodaje, przygotowywane jest wystąpienie do URE, które dotyczy „wymiany informacji i koordynacji ewentualnych dalszych działań”.