Nowe podejście do największego złoża w Polsce ma umożliwić uzyskanie dodatkowych 20 mld m sześc. paliwa.



Złoże Przemyśl eksploatowane jest od 1960 r. Jego zasoby pierwotnie oszacowano na 72 mld m sześc. Od tamtego czasu wydobyto 64,6 mld m sześc. gazu. To oznaczałoby, że zasoby są bliskie wyczerpania.
– Postanowiliśmy podejść do złoża inaczej niż dotychczas. Zdecydowaliśmy, że będziemy je rewitalizować. Zaplanowaliśmy szeroki front robót – zapowiada prezes spółki Piotr Woźniak. – Ze wstępnych szacunków na podstawie nowych danych sejsmicznych wynika, że znajduje się tam ok. 20 mld m sześc. zasobów wydobywalnych gazu ziemnego. Jak na nasze warunki to dużo. Nie mamy w Polsce dużo nowych złóż do odkrycia, stawiamy więc na eksploatację starych nowymi metodami – dodaje. Prezes wyjaśnia, że w złożu jest kilkanaście poziomów, na których zalega gaz. Płytsze są na wyczerpaniu. Spółka postanowiła więc sięgnąć głębiej, do poziomów, z których dotychczas surowiec nie był wydobywany. Warstwa ta zalega na głębokości do 2,5 tys. m.
Kolejne odwierty
Wykonano już trzy wiercenia. W każdym z otworów spółka uzyskała przepływ gazu przekraczający 100 m sześc. na minutę, co według prezesa jest bardzo dobrym wynikiem. Pozyskiwany surowiec jest wysokiej jakości – zawiera 98–99 proc. metanu. W planach są kolejne odwierty. W dalszej perspektywie PGNiG zamierza sięgać po gaz jeszcze głębiej, do kolejnych warstw, zalegających poniżej 2,5 tys. m. – Postanowiliśmy kupić nowe urządzenie produkcji niemieckiej do wiercenia na głębokości większej niż 6 tys. m. Dotrze ono do nas w październiku 2019 r. – zapowiada Woźniak. Będzie kosztować ok. 100 mln zł.
To niejedyny tak duży koszt. Spółka zleciła wykonanie zdjęć sejsmicznych metodą 3D, by poznać dokładniej budowę geologiczną tego obszaru. Podobne badania przeprowadziła na obszarach Kramarzówka i Rybotycze-Fredropol, które sąsiadują ze złożem Przemyśl. Łączny obszar badawczy tych trzech lokalizacji wynosi 1283 km kw. Jak informuje Woźniak, koszt wykonania takiego zdjęcia również sięga 100 mln zł. – To ogromne przedsięwzięcie, wymaga obecności na badanym obszarze 600–700 ludzi przez dwa–trzy miesiące – mówi prezes. Mimo dużych wydatków na inwestycje cena gazu wydobywanego w Polsce jest atrakcyjna. – Nie ma porównania z gazem z importu. Nasz jest zdecydowanie tańszy – informuje Woźniak.
Polska zużywa rocznie ponad 16 mld m sześc. gazu. PGNiG wydobywa w kraju ok. 4 mld m sześc. Dotychczas było ryzyko, że wydobycie własne będzie spadać. – Liczymy, że dzięki wykorzystaniu nowych metod wejdziemy w trend rosnący, choć to na pewno będzie rozciągnięte w czasie ze względu na długość procesu inwestycyjnego, który trwa mniej więcej od trzech do pięciu lat. Część starych złóż się wyczerpuje, ale dochodzą nowe możliwości – powiedział DGP Krzysztof Potera, dyrektor oddziału geologii i eksploatacji w PGNiG.
Norweskie zakupy
Spółka nie rezygnuje też ze starań o nowe złoża za granicą. Zapowiadała, że do 2022 r. chce zwiększyć tego typu wydobycie przynajmniej do 2,5 mld m sześc. gazu rocznie z 0,5–0,6 mld m sześc. obecnie, by przesyłać surowiec z własnego wydobycia rurociągiem Baltic Pipe, który ma połączyć polski system przesyłowy ze złożami norweskimi. PGNiG jako jedyne zarezerwowało przepustowość rurociągu.
Prezes liczy, że w tym roku uda się kupić aktywa w Norwegii. – Mamy wysokie wymagania. Przede wszystkim jesteśmy zainteresowani złożami gazowymi – mówi. – Póki co nic konkretnego w tej sprawie się nie dzieje, ale pracujemy bardzo intensywnie – dodaje. Zapewnia jednocześnie, że nie ma problemu z finansowaniem ewentualnej transakcji.
Przedstawiciele PGNiG informują, że w produkcję własną warto inwestować, ponieważ jest istotna z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego kraju. Gwarantuje bowiem pewność dostaw po najniższych cenach. PGNiG w strategii zakłada, że w latach 2017–2022 wyda na inwestycje w segmencie wydobywczym ok. 15 mld zł, co daje średniorocznie kwotę 2,5 mld zł. To prawie połowa planowanych rocznych wydatków całkowitych grupy, które wynoszą ok. 5,7 mld zł.
Spółka chce się dowiercić do złóż zalegających poniżej 2,5 tys. m