12 mln ton surowca sprowadzonego z zagranicy, z tego ok. 60 proc. z Rosji – to wynik za 2017 r. Po dwuletniej przerwie staliśmy się importerem netto: więcej kupiliśmy, niż wyeksportowaliśmy.
/>
Najwięcej węgla za granicą kupiliśmy w 2011 r. (15 mln ton) i 2010 r. (14,2 mln ton). W kolejnych latach był trend spadkowy, choć Polska – największy w UE i drugi co do wielkości w Europie producent tego paliwa – w 2008 r. stała się jego importerem netto i taka sytuacja utrzymywała się do 2014 r. O tym, że w 2017 r. znów więcej będziemy sprowadzać, niż wysyłać, w DGP pisaliśmy już 31 sierpnia 2017 r., zapowiadając, że wielkość importu będzie liczbą dwucyfrową. Odnosząc się do naszych prognoz, wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski przekonywał w październiku, że węgla kupionego poza granicami będzie tylko o 600–700 tys. ton więcej niż w 2016 r.
Jak jest naprawdę – możemy szacować na podstawie obliczeń Węglokoksu, przedstawionych w Krakowie podczas konferencji na temat surowców, bo resort energii nie odpowiedział na nasze pytania dotyczące importu i eksportu węgla. A Węglokoks podał, że import w 2017 r. wyniósł 12 mln ton, był więc o 3,7 mln ton wyższy niż rok wcześniej.
Natomiast sprzedaż polskiego surowca za granicą osiągnęła trzeci najgorszy wynik w historii – 6,4 mln ton. Poprzednio tak mały eksport miał miejsce w latach 2011 i 2012 (6,1 i 6,3 mln ton).
W tym roku eksport będzie jeszcze mniejszy, a import może wzrosnąć. W czerwcu ujawniliśmy, że zgodę na import dostał państwowy Węglokoks, główny eksporter naszego węgla, ale po naszych publikacjach zakupy zostały wstrzymane. Potem jednak Węglokoks kupił próbne partie w USA i Kolumbii. Teraz szykuje się do kolejnych kontraktów.
Są dwa powody, które doprowadziły do takiej sytuacji. Od 2015 r. spada liczba kopalń; najbardziej nierentowne są zamykane. W ciągu ostatnich lat spotkało to m.in. Centrum w Bytomiu, Makoszowy w Zabrzu, Jas-Mos w Jastrzębiu-Zdroju, Krupiński w Suszcu czy część katowickiego Wieczorka. A z końcem miesiąca żywot kończy Ruch Śląsk – rudzka część kopalni Wujek. Efekt? Z wydobycia, które w 2016 r. przekraczało 70 mln ton, mamy ok. 65 mln ton.
Mniejsza produkcja to także efekt słabego fedrunku w Polskiej Grupie Górniczej. Powstała ona w 2016 r. na bazie stojącej wtedy na skraju bankructwa Kompanii Węglowej i została dokapitalizowana kwotą ponad 2 mld zł. 1 kwietnia 2017 r. PGG przejęła cztery kopalnie Katowickiego Holdingu Węglowego – przy tej okazji dostała 1 mld zł wsparcia. Mimo to spółka nie stanęła na nogi. Szukając cięć, ograniczała inwestycje, co odbiło się na mniejszym od zakładanego wydobyciu. W DGP od połowy zeszłego roku alarmowaliśmy, że wykonanie planu na poziomie 32 mln ton jest niemożliwe. Przy czym 32 mln ton miała zrealizować „stara PGG”, bez kopalń holdingowych. Tymczasem doliczając ich produkcję, także z I kw. 2017 r., gdy KHW był jeszcze osobną spółką, PGG zamknęła rok z wynikiem nieco ponad 30 mln ton. Tak twierdzi spółka, bo zdaniem naszych śląskich rozmówców faktyczne wydobycie było jeszcze mniejsze. – PGG w styczniu odmawia wysyłki węgla do klientów, nie przeprowadziła także obowiązkowej inwentaryzacji zapasów. Część styczniowej produkcji zapewne zostanie zaliczona do grudniowej – mówi nam osoba z branży górniczej. PGG na nasze pytania dotyczące produkcji odpowiada jedynie, że ta za ubiegły rok przekroczyła 30 mln ton.
– To, że będziemy importować coraz więcej węgla, jest oczywiste. No, chyba że ograniczymy jego zużycie i zmienimy miks energetyczny (strukturę źródeł energii, dziś 85 proc. prądu produkujemy z węgla – red.), ale na razie nic na to nie wskazuje – mówi Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka. – Wydobycie spada w efekcie redukcji mocy wydobywczych i nic nie wskazuje na to, że będziemy budować nowe kopalnie. Rząd niejasno definiuje swój stosunek do planowanych inwestycji zagranicznych – dodaje. Chodzi o plany m.in. Prairie Mining – australijska spółka chce budować kopalnię Jan Karski na Lubelszczyźnie koło Bogdanki oraz reaktywować na Śląsku Dębieńsko. W rządowym programie dla Śląska założono budowę dwóch zakładów wydobywczych.
– Warto też popatrzeć na kwestie ekonomiczne. Koszty w starych śląskich kopalniach nie będą spadać, bo wydobycie schodzi coraz głębiej, jest coraz więcej zagrożeń, trzeba inwestować w klimatyzację. Wydobycie odbywa się pod terenami silnie zurbanizowanymi, co generuje konieczność zapłaty za szkody górnicze. Populizmem jest mówienie, że górnictwo będzie kołem zamachowym polskiej gospodarki – uważa Steinhoff.
Wariantowa strategia dla górnictwa
Niemal dwa lata kopalnie pracowały bez rządowych wytycznych, bo poprzednia straciła ważność z końcem 2015 r. Nową, ważną do 2030 r., Rada Ministrów przyjęła na ostatnim posiedzeniu. Program ma być wsparty nową ustawą o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego, która ma zostać przyjęta w ciągu dwóch lat.
Plan dla górnictwa poza oczywistościami (branża ma być nowoczesna, rentowna i efektywna) przewiduje cyfryzację sektora, m.in. poprzez wprowadzanie rozwiązań „inteligentnej kopalni”, czyli automatyzacji, co ma pozwolić zarówno na zmniejszenie kosztów produkcji, jak i na poprawę bezpieczeństwa. Dokończona ma zostać restrukturyzacja (do końca tego roku możemy zamykać nierentowne kopalnie przy udziale pomocy publicznej – w sumie ok. 8 mld zł – na którą zielone światło dała nam Bruksela). Ma się też pogłębić integracja górnictwa z energetyką.
W opracowaniu założono trzy scenariusze: zmniejszenia (do 56,5 mln ton), zwiększenia (do 86 mln ton) i utrzymania rocznego zużycia surowca (ok. 71 mln ton).