Opozycja straszyła podwyżkami rachunków za prąd. Władza – niedoborami energii. Nowe prawo przyjęto. Trzeba je przeforsować w Brukseli.
Posłowie przegłosowali wczoraj ustawę, dzięki której producenci energii będą mieli płacone nie tylko za jej wytwarzanie, ale też za gotowość do pracy w szczycie zapotrzebowania. Projekt ustawy o rynku mocy trafił do Sejmu na początku lipca, jednak prace opóźniały negocjacje z Brukselą, gdzie musimy notyfikować to prawo jako rodzaj pomocy publicznej dla energetyki. Jak wiele emocji budzi ten mechanizm, pokazała wczorajsza dyskusja w Sejmie. Poseł Andrzej Czerwiński (PO) przekonywał, że przyjęcie tych regulacji oznacza trzecią podwyżkę rachunków za prąd za czasów PiS – po opłacie przejściowej i za odnawialne źródła energii. Mieczysław Kasprzak (PSL) ostrzegał przed możliwym upadkiem przemysłu energochłonnego. – Nadal nie wiemy, jak będzie wyglądać polska polityka energetyczna za 5, 10 czy 15 lat, a ta ustawa zabetonuje funkcjonowanie starych elektrowni węglowych, bo nie pozwala na innowacje w sektorze – mówiła Monika Rosa (Nowoczesna).
/>
Konstruktywnych propozycji jednak zabrakło, natomiast poseł sprawozdawca Wojciech Zubowski (PiS) przekonywał, że jeśli nie wprowadzimy tego prawa, to za dwa lata po prostu zabraknie nam prądu. Bez nowych mocy i z perspektywą konieczności wyłączania starych, system nie udźwignie wzrostu zapotrzebowania na energię elektryczną. Zubowski zapewnił, że koszt tego rozwiązania wyniesie ok. 2 zł miesięcznie na osobę. – Natomiast jego niewprowadzenie będzie kosztowało polską gospodarkę 10 mld zł rocznie – przekonywał. To potencjalne koszty ograniczeń i zakłóceń w dostawach energii elektrycznej do odbiorców, których przyczyną byłby niewystarczający poziom rezerw mocy. Obecnie w Polsce brakuje bodźców ekonomicznych do inwestowania w nowe moce, a produkcja energii w części istniejących bloków jest nieopłacalna.
Opozycja domagała się odpowiedzi na pytania dotyczące m.in. tego, jak nowe regulacje odbiją się na rachunkach za prąd, także w kontekście braków węgla kamiennego, z którego produkujemy najwięcej energii. Poseł Krzysztof Gadowski (PO) pytał o sześć elektrowni, które zgłosiły w Urzędzie Regulacji Energetyki zapasy węgla niższe od ustawowych, co w środę ujawnił DGP. Marszałek Sejmu Marek Kuchciński nie pozwolił jednak, by wiceminister energii Tadeusz Skobel (powołany na stanowisko w połowie listopada) odpowiedział na pytania pod nieobecność szefa resortu Krzysztofa Tchórzewskiego, który negocjował w Brukseli zielone światło dla polskiego rynku mocy. Głos zabrał jednak wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski, mówiąc, że braki zapasów to... nieprawda. Przypomnijmy: doniesienia DGP na ten temat potwierdził URE.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że Bruksela może notyfikować ustawę, a polska strona walczy, by stało się to jak najszybciej. Po zmianach unijnego prawa spodziewanych w 2018 r. m.in. w związku z pakietem zimowym (to projekty regulacji unijnych) mogłoby to być niemożliwe m.in. ze względu na planowane wprowadzenie zakazu wsparcia dla instalacji emitujących ponad 550 g CO2 na 1 kWh (najnowocześniejsze węglowe emitują ok. 700). Pytanie, jaki uda się nam uzyskać okres przejściowy na dostosowanie do nowych przepisów, bo rozstrzał propozycji jest wielki – od 2 do 15 lat.
– Intencją rozpoczęcia prac nad rynkiem mocy dwa lata temu było pobudzenie inwestycji, bo Polska potrzebuje dywersyfikacji wytwarzania. Na ostatniej prostej zmienił się znacząco kształt tego mechanizmu i wiadomo, że raczej nie uda się wygenerować nowych inwestycji, ale w najlepszym razie zostaną pokryte brakujące przychody wytwórców energii – mówi DGP Joanna Maćkowiak-Pandera, szefowa think tanku Forum Energii. – Najmocniejszym elementem rynku mocy po ostatnich zmianach jest zwiększenie konkurencyjności. Poprawiono reguły uczestnictwa mocy transgranicznych, co również jest rozwiązaniem korzystnym z perspektywy konsumenta, choć zobaczymy, czy będą chętni z Niemiec, Szwecji i Czech do udziału w polskim mechanizmie – dodaje. Jej zdaniem najsłabszym ogniwem nowej ustawy jest skasowanie podziału na wsparcie starych i nowych rozwiązań, co sprawi, że wygrywać będą najtańsze, a więc najstarsze elektrownie. Ekspertka przyznaje, że nowy mechanizm spowoduje podwyżki cen, ale odczujemy je po 2020 r. – Nadal nie widać polityki energetycznej państwa, więc nie wiadomo, jaki kierunek rozwoju polskiej energetyki rynek mocy miałby wspierać – dodaje Maćkowiak-Pandera.
Nowe rozwiązanie to wzrost opłat o 2 zł miesięcznie na osobę