Były przywódca Białorusi, specjalista w zakresie fizyki jądrowej Stanisłau Szuszkiewicz, ocenia w rozmowie z DGP szanse i zagrożenia związane z budową elektrowni w Ostrowcu
/>
Czy pomysł budowania elektrowni atomowej na Białorusi jest uzasadniony?
Konsumpcja energii elektrycznej na obywatela na Białorusi to prawie 4 tys. kWh na rok. Elektrownia jądrowa jest potrzebna. Ale powinna być bezpieczna, żeby nie było drugiego Czarnobyla czy Fukushimy. Ostrowiec jest budowany za pieniądze rosyjskie. Będziemy to długo spłacać. Ale nie stać nas na lepszą elektrownię. Najstraszniejsze jest miejsce pod budowę, wybrane z przyczyn politycznych. Nasi fachowcy, np. znany na całym świecie geofizyk Radzim Harecki, nie byli dopuszczeni do wyboru.
Były warunki polityczne w zamian za rosyjski kredyt?
Lokalizacja została wybrana zgodnie z interesami Rosji, by zagrażać Wilnu. Jeśli dojdzie do awarii, stolica Litwy będzie w niebezpieczeństwie. Jak o założeniu Petersburga pisał Aleksandr Puszkin, „będziemy grozić stąd Szwedowi”. Nie było tu żadnych konsultacji z Litwinami. Oceniam to jako chamstwo białoruskiego kierownictwa i osobiście Łukaszenki. Z drugiej strony sądzę, że litewskie deklaracje odmowy kupna prądu wynikają z emocji, a nie z argumentów merytorycznych.
A co z konsultacjami społecznymi na Białorusi?
U nas najgłośniej mówią ci, którzy nie mają w tej sprawie nic do powiedzenia, kierujący się emocjami. Społeczeństwo nie wie, o co chodzi.
Zieloni na Białorusi nie mają żadnego wpływu na władze.
U nas nikt nie ma wpływu.
Władze próbują tłumaczyć ludziom, czym jest energetyka jądrowa? Strach po Czarnobylu jest tu silny.
Państwu potrzebny jest strach. Dlatego w ZSRR tyle ludzi zabito i represjonowano. Ślady takiego myślenia są widoczne do dziś. Kiedy ostatnio podczas fali w jednostce zabito żołnierza, następnego dnia weterani protestowali, że nie wolno pomawiać armii. Zanim ktokolwiek zbadał, co się stało. „Nie czytałem, ale potępiam”.
Urzędnicy białoruscy przekonywali, że Ostrowiec wybrano z przyczyn geologicznych.
Głównym decydentem był specjalista w zakresie fizyki cieplnej. Wybrano takich fachowców, którzy zrobili to, o co ich proszono. A można było zaprosić choćby i tych z Litwy. Potępiam brak konsultacji, ale nie potępiam decydentów. Może faktycznie chcą, żebyśmy mieli więcej źródeł energii.
Uran będzie pochodził z Rosji, więc trudno mówić o dywersyfikacji dostaw, skoro zużywacie też rosyjski gaz.
Tak, ale można się przestawić na paliwo z innego kraju. Czechom i Węgrom się to udało.
Ta lokalizacja może zagrażać Mińskowi, albo np. Polsce?
Wiatr może powiać w dowolną stronę, co pokazał Czarnobyl. Ale w razie wycieku radioaktywnego wszystko spłynie rzeką Wilią do Wilna.
Duże jest ryzyko awarii?
Mam nadzieję, że nie. Na miejscu zdaje się, że robią wszystko, jak należy. A wypadek z upadkiem reaktora? No trudno, wyrzucili go i dostali nowy. Bywają gorsze rzeczy.
A co z odpadami radioaktywnymi?
Będą składowane w Rosji lub u nas. Logicznie byłoby stworzyć składowiska w opuszczonych kopalniach soli potasowych w Soligorsku. Ale gdyby zaczęło się o tym głośno mówić, aktywiści wpadliby w panikę. Kiedy w 1986 r. po Czarnobylu zatrzymano naukowy reaktor w Sosnach, odpady też trzeba było gdzieś utylizować. Zajmowałem się tym jeszcze jako przewodniczący parlamentu po 1991 r. Rozmawiałem o tym z prezydentem Borysem Jelcynem. Nie chciał tego wziąć. Więc odpady są przechowywane do tej pory na Białorusi w nienajlepszych warunkach. Kiedy pracowałem naukowo, wyleciało nam z kontenera tzw. źródło promieniotwórcze o radioaktywności rzędu 50 kiurów (dawniej stosowana jednostka promieniotwórczości – red.). Przy użyciu prowizorycznych narzędzi udało nam się to schować, ale parę osób dostało niezłą dawkę promieniowania. Nie mogliśmy nikomu o tym powiedzieć, bo mielibyśmy problemy. W końcu to był nasz błąd.
Gdy wybuchł Czarnobyl, kierował pan katedrą fizyki na uniwersytecie.
Studentka badała poziom promieniowania w ramach zajęć. Pokazała wyniki. Wykładowczyni ją wyśmiała, mówiąc, że są niemożliwe. Ale ponowne badanie potwierdziło te rezultaty. Dla wszystkich było jasne, że to skażenie z Czarnobyla, że wybuchł reaktor. Wiedzieliśmy to na podstawie kierunku wiatru.
Władze przyznały to dopiero po wielu dniach.
Wy tego już nie rozumiecie. We wszystkich sztabach obrony cywilnej były instrukcje, jak działać w takim wypadku. Nie zastosowano ich. Czekano na decyzję partii. Bo miało nie być paniki. 26 kwietnia 1986 r. był wybuch, a od 30 kwietnia każdy mógł przyjść do mnie na katedrę i wszystkiego się dowiedzieć. Wezwano mnie za to do partii. „Co wy tam tak panikujecie?” – zapytano. Powiedziałem, że mogą mnie uczyć, jak działać politycznie, ale niech mnie nie uczą, czym jest fizyka jądrowa.