Czy polska elektrownia będzie napędzana paliwem jądrowym pozyskiwanym z toru? To możliwe. Pod warunkiem, że zbudują ją Chińczycy i będą chcieli podzielić się z nami technologią.
Moce reaktorów jądrowych w Europie (w MW) / Dziennik Gazeta Prawna
Oficjalnie rząd nie podjął jeszcze decyzji w sprawie siłowni atomowej. Nieoficjalnie wiadomo, że gabinet Beaty Szydło w kwestii inwestycji sonduje Chiny. Pekin kusi Polaków offsetem. Przede wszystkim zbudowaniem fabryki samochodów elektrycznych. Mowa także o blokach mieszkalnych budowanych w technologii trójwymiarowego druku. To wszystko dostalibyśmy za zlecenie na dwa reaktory o mocy do 10 GW w Lubiatowie – Kopalinie i Żarnowcu. Koszt takiej inwestycji wynosi w przedziale od 220 do 250 mld zł.
Jedna z koncepcji zakłada, że technologia budowy miałaby być oparta na torze, a nie uranie. Z toru nie uzyskuje się energii bezpośrednio. Przekształca się go w uran-233, izotop, którego np. nie można użyć do zbudowania broni atomowej. Z tego powodu z tej technologii zrezygnowano podczas zimnej wojny. Faworyzowano elektrownie na uran, gdyż pozyskiwano z nich pluton, jeden z najbardziej popularnych pierwiastków rozszczepialnych (przy cyklu torowym pluton prawie się nie wytwarza).
Główną zaletą cyklu torowego jest jego przyjazność dla środowiska – generuje mniej odpadów. Poza tym reaktory torowe wytwarzają mniej promieniowania.
Tor jest też dużo tańszy niż uran (występuje na Ziemi trzy, cztery razy częściej niż uran). Zasoby tego ostatniego, według Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), wynoszą obecnie 7,641 mln ton (zidentyfikowane złoża w Polsce – na Podlasiu i na Dolnym Śląsku – to 7,3 tys. ton). Przy czym są to złoża dostępne przy cenie wydobycia poniżej 260 dol. za 1 kg, co jest obecną granicą opłacalności. Ponad 7,5 mln ton wystarcza na pokrycie zapotrzebowania na najbliższe 240 lat. Jednak te prognozy mogą ulec zmianie, bo energetyka atomowa – po długoletnim kryzysie związanym z katastrofą w Czarnobylu – przeżywa renesans. O wykorzystaniu toru jako mniej zawodnego i tańszego paliwa do budowy bloków atomowych mówiło się już w latach 60. i 70.
Obecnie rozwojem energetyki opartej na torze są zainteresowane przede wszystkim Indie. To w tym kraju jest ponad jedna piąta światowych zasobów tego pierwiastka. Od ponad 20 lat działa tam eksperymentalny reaktor w cyklu torowym – KAMINI o mocy 30 kWt.
W DGP opisaliśmy niedawno pomysł atomowej współpracy z Chińczykami, którzy w ramach offsetu mieliby zbudować nam reaktory HTR – wysokociśnieniowe, w których do chłodzenia używa się gazu, a nie wody. – Takie reaktory muszą jednak być na uran, a nie na tor – podkreśla jeden z rozmówców znających kulisy rozmów. Gdyby w grę wchodziły standardowe reaktory chłodzone wodą – byłoby to możliwe. Zwłaszcza że Państwo Środka dysponuje własnymi zasobami toru.
Sceptycznie do pomysłu podchodzi prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej. Podkreśla, że na świecie nie ma dużych komercyjnych instalacji na tor i to raczej daleka przyszłość. Inny z naszych rozmówców, słysząc o torze zamiast uranu, stwierdził, że skoro mamy Polską Agencję Kosmiczną, to równie dobrze możemy ogłosić budowę własnego promu kosmicznego. – Ostatnie informacje z rynku o atomie są tak dziwne, że trudno je poważnie komentować – tłumaczy.
Jednak w obliczu praktycznej rezygnacji z energetyki opartej na odnawialnych źródłach energii i konieczności redukcji emisji dwutlenku węgla z drugiej strony atom pozostał dla rządu jedynym wyjściem. Według informacji DGP docelowo ma on odpowiadać za 10 proc. produkcji energii w Polsce.
Tor jest przyjazny dla środowiska – generuje mniej odpadów.