Prywatne firmy handlujące tańszym surowcem przestrzegają przed zmianą przepisów. Grożą oddaniem sprawy do unijnego trybunału. Tematem interesuje się też Komisja Europejska
Do tej pory opłacało się kupować gaz w Niemczech i odsprzedawać w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Jutro w Sejmie planowane jest pierwsze czytanie projektu nowelizacji ustawy o magazynowaniu paliw gazowych. Intencja Ministerstwa Energii, by doprecyzować przepisy, choć szlachetna, może odbić się czkawką sprzedawcom surowca i ich klientom. Zgodnie z założeniami resortu, nowelizacja przepisów miała zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju. Tak może się jednak nie stać. Jeśli przepisy wejdą w życie w proponowanym kształcie, od października tego roku wszystkie firmy zajmujące się obrotem gazem na naszym rynku będą musiały magazynować część surowca. Wcześniej mniejsze podmioty były zwolnione z tego obowiązku (jeśli obrót nie przekraczał 100 mln m sześc. rocznie).
W ocenie branży projekt może spowodować, że konkurencja na polskim rynku drastycznie się skurczy. W dużej mierze dlatego, że koszty przechowywania surowca, w magazynach należących głównie do PGNiG, są bardzo wysokie. Teoretycznie, firmy zajmujące się handlem paliwem nadal będą mogły korzystać z tańszych magazynów poza krajem, ale będzie to nieopłacalne.
Do tej pory prywatne firmy poruszały się na otwartym rynku i opłacało im się importować surowiec. Jak tłumaczy Wojciech Graczyk, przewodniczący komisji ds. Gazu i Energii AHK Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej, ceny na polskiej Towarowej Giełdzie Energii są o ok. 10 proc. wyższe niż te na giełdzie w Niemczech. Na tym właśnie do tej pory zarabiały handlujące u nas spółki. Oferując swoim klientom tańszy gaz z Niemiec, mogły konkurować z rodzimym gigantem PGNiG. Prywatne firmy mają obecnie ok. 20 proc. rynku. Po znowelizowaniu przepisów część z nich przestanie istnieć.
W ocenie PGNiG, zmiany doprecyzowujące zapisy ustawy były konieczne. – Projekt jest obecnie analizowany, jest jednak zbyt wcześnie, by przewidzieć pełne skutki nowelizacji – usłyszeliśmy w biurze prasowym PGNiG.
Jak zaznacza Bartosz Milewski, dyrektor ds. zarządzania portfelem Hermes Energy Group, koszty związane z obowiązkowymi zapasami pokryją klienci indywidualni i biznesowi. Według branży, już od października ceny wzrosną o między 5 a 8 proc. – Szacujemy, że rocznie rachunki za gaz w skali kraju pójdą w górę o ok. 1 mld zł, z czego połowę pokryje ok. 7 mln gospodarstw domowych – ostrzega Milewski. W jego ocenie na zmianach stracą także firmy, które na własne potrzeby zużywają duże wolumeny surowca, jak PKN Orlen, Grupa Azoty czy Lotos. – Przez wyższe rachunki za gaz firmy będą mniej konkurencyjne – dodaje.
Takiego scenariusza nie przewiduje resort energii, który wzrostu cen surowca się nie obawia. Projekt nowelizacji był konsultowany z Komisją Europejską, i jak twierdzi Mariusz Kozłowski z ministerstwa, zgodnie z przedstawioną w toku prac rządowych opinią MSW, jest zgodny z unijnym prawem.
Jednak według naszych nieoficjalnych informacji uwagi, które KE zgłosiła do projektu, nie zostały uwzględnione. Unijni urzędnicy mogą postawić Polsce zarzuty o pomoc publiczną dla PGNiG, który zyska monopolistyczną pozycję na rynku. Gaz-Systemowi KE może zarzucić blokowanie mocy przesyłowych na granicy, co w konsekwencji może oznaczać rozpoczęcie procedury naruszenia prawa.
Sprzedawcy gazu chcą, by nowelizacja została z nimi skonsultowana, zanim zajmą się nią posłowie. Jeśli zostanie przyjęta w obecnej postaci, zaskarżą dokument do Komisji Europejskiej, a nawet do Trybunału Sprawiedliwości UE.
Damy sobie radę bez surowca z Rosji
Im bliżej wygaśnięcia kontraktu jamalskiego, który kończy się w 2022 r., tym głośniej rządzący mówią, że dalszej współpracy z Gazpromem nie przewidują. W ocenie Piotra Naimskiego, rządowego pełnomocnika ds. strategicznej infrastruktury gazowej, który występował wczoraj na posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. energii i górnictwa, Polska poradzi sobie bez rosyjskiego gazu, nawet jeśli zużycie surowca w kolejnych latach wzrośnie. Obecnie potrzebujemy ok. 16 mld m sześc. gazu rocznie, z czego ok. 10 mld m sześc. pochodzi z Rosji, według rządowych prognoz w 2025 r. zużycie wzrośnie do 19 mld m sześc., a w 2030 r. do 20 mld m sześc. Minister Naimski jest jednak spokojny, bo jak twierdzi, dzięki terminalowi LNG i planowanemu połączeniu gazowemu z Norwegią potrzeby naszego kraju zostaną zaspokojone bez konieczności kupowania surowca od Gazpromu. Decyzja o rozbudowie gazoportu została już podjęta. Jego moce zostaną zwiększone z 5 do 7,5 mld m sześc. Naimski przekonywał także, że jesienią 2022 r. do Polski popłynie pierwszy gaz z szelfu norweskiego, przez gazociąg Baltic Pipie, którego budowa ma ruszyć już wkrótce.