Do tej pory w działaniach podejmowanych w ramach polityki senioralnej skupialiśmy się na aktywizacji seniorów i integracji wewnątrzpokoleniowej. Tymczasem priorytety się zmieniły, bo grupa seniorów zaczęła się starzeć, a tym samym rośnie liczba osób w wieku 75–85 lat. Mają one inne potrzeby niż młodsi seniorzy. Dlatego tworzymy dla nich dzienne ośrodki wsparcia: dzienne domy pomocy czy kluby samopomocy dla osób starszych. To takie miejsca, do których senior przychodzi albo zostaje dowieziony na zajęcia i otrzymuje ciepły posiłek. Od miejsc dla młodszych seniorów różnią się tym, że nie stawiamy w nich na intensywną aktywizację, tylko bardziej na integrację, terapię zajęciową i usługi opiekuńcze. Za jakiś czas ta sama grupa seniorów będzie jeszcze starsza, więc będzie potrzebne zapewnienie głównie usług opiekuńczych.
Kluby i dzienne domy seniora powstawały najpierw w ramach programu „Senior-WIGOR”, a potem „Senior+”, które świetnie się sprawdzają. Od 2015 r. dzięki współfinansowaniu z programu rządowego i ze środków samorządu w całej Polsce utworzono 354 dzienne domy Senior Wigor/Senior+ oraz 828 klubów seniora. Są też gminy, które tworzą podobne miejsca całkowicie z własnych funduszy lub z pieniędzy z Unii Europejskiej.
Naszym głównym celem jest spowodowanie, aby pomoc społeczna była postrzegana w nowy sposób. Obecnie, kiedy o niej mówimy, mamy na myśli bardzo wąską grupę beneficjentów, którzy kwalifikują się do uzyskania wsparcia ze względu na trudną sytuację osobistą, np. z powodu problemów zdrowotnych, niepełnosprawności, braku lub bardzo niskich dochodów. Tymczasem mamy w Polsce coraz większą grupę seniorów, którzy nie spełniają kryterium dochodowego, żeby być objętymi pomocą społeczną, ale potrzebują wsparcia. Dodatkowo pomoc społeczna bywa przez nich postrzegana jako podpora dla osób, które kompletnie sobie w życiu nie radzą. Dlatego najmniejsza i najrzadziej korzystająca z pomocy społecznej grupa to właśnie seniorzy. W ich ocenie do ośrodka pomocy społecznej zwracają się ludzie zupełnie nieporadni życiowo. Dla osoby starszej konieczność poddania się obowiązkowemu w takich przypadkach wywiadowi środowiskowemu sporządzanemu przez pracownika socjalnego jest czymś bardzo upokarzającym, stygmatyzującym. Między innymi dlatego wielu seniorów, zwłaszcza na obszarach wiejskich, nie chce korzystać ze świadczeń.
Ośrodki pomocy społecznej będą zastępowane centrami usług społecznych, dzięki czemu wsparcie trafiające do mieszkańców miast i gmin zostanie oparte na dwóch filarach: jeden to klasyczna pomoc społeczna (finansowa i rzeczowa), a drugi – usługi dla wszystkich obywateli bez względu na dochody, w tym także dla seniorów. Mamy ok. 70 centrów usług społecznych w Polsce. Ich doświadczenia pokazują, że nawet zmiana nazewnictwa i przeniesienie siedziby do innej lokalizacji może zmienić podejście seniorów, ale trzeba z nimi o tym rozmawiać.
Dzięki rozwojowi usług społecznych i różnych form wsparcia lokalnie, blisko miejsca zamieszkania, chcemy sprawić, żeby seniorzy jak najdłużej funkcjonowali w dobrze znanym sobie środowisku, w swoim mieszkaniu lub domu. Trzeba zmienić mentalność nie tylko seniorów, ale też społeczności lokalnych i samorządowców odpowiedzialnych za rozwój lokalnych polityk społecznych. Seniorzy mają bardzo dużą potrzebę zachowania samodzielności. Z tego powodu zdarza się, że padają ofiarami różnego rodzaju oszustw. Często nie chcą być obciążeniem dla kogokolwiek, dlatego zamiast zapytać bliską osobę, czy oferta, którą ktoś im złożył, jest bezpieczna, wolą sami podjąć decyzję. Dlatego wszyscy musimy nauczyć się żyć w starzejącym się społeczeństwie.
Uważam, że renty wdowie to rozwiązanie dobre i potrzebne. Co do zarzutów dotyczących dyskryminacji: według danych Eurostatu za 2023 r. kobiety w Polsce żyją przeciętnie niemal 83 lata, podczas gdy oczekiwana długość życia dla mężczyzn wynosi niecałe 75 lat. Starość w Polsce ma twarz samotnej kobiety. Wiele kobiet w Polsce prowadzi jednoosobowe gospodarstwa domowe po śmierci mężów i zwykle wtedy pojawiają się problemy finansowe. Małżonek odchodzi, a koszty stałe dotyczące mediów, mieszkania itd. pozostają na takim samym poziomie. Natomiast kobiety mają znacznie niższe świadczenia emerytalne od mężczyzn. Dużo później włączają się w rynek pracy (bo dłużej pozostają w systemie edukacji stacjonarnej), robią przerwy w aktywności zawodowej związane z wychowywaniem dzieci, przez co nie mają ciągłości okresów składkowych. Kobiety co do zasady zarabiają mniej (luka płacowa ze względu na płeć w Polsce w 2023 r. wyniosła w zależności od sposobu obliczeń 4–6 proc.) i szybciej są „wypychane” z rynku pracy. Wobec tego, przechodząc na emeryturę, mają niższe świadczenia emerytalne. Dlatego renta wdowia daje kobietom możliwość uzyskania częściowej rekompensaty za to wszystko, dodatkowych środków, które pozwolą im zachować po śmierci małżonka dotychczasowy poziom życia. Choć rozumiem, że pojawiają się pytania i wątpliwości. Zawsze słuchamy tych głosów. Możliwe, że to dopiero pierwsza wersja ustawy, zobaczymy, jak sprawdzi się w praktyce. Z czasem będzie modyfikowana i poddawana konsultacjom.
Jako ekspertka jestem całkowicie apolityczna, więc nie będę się wypowiadać za rząd. Natomiast z licznych badań naukowych wynika, że rzeczywiście żyjemy coraz dłużej, a obecni 60-latkowie mają zdolności, sprawność i werwę życiową odpowiadającą 50-latkom sprzed kilku dekad. Czyli są to zupełnie inni 60-latkowie niż wcześniej.
Oczywiście z wiekiem u niektórych osób pogarsza się zdrowie, pojawiają się deficyty kwalifikacyjne i kompetencyjne, które mogą eliminować, „wypychać” osoby ze starszych grup wiekowych z rynku pracy. Z naukowego punktu widzenia uważam, że prędzej czy później będziemy musieli się zmierzyć z tematem podwyższenia wieku emerytalnego. Coraz więcej osób po 60. lub 65. roku życia kontynuuje zatrudnienie, co pokazują statystyki Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności. Motywacją może być chęć dorobienia czy zachowania relacji społecznych. Co ważne – wydłużonej aktywności zawodowej służy również to, że starsze osoby są coraz częściej zwalniane ze społecznego oczekiwania, że będą się opiekować młodszymi członkami rodziny. Wynika to ze zmiany modelu rodziny (z wielopokoleniowej na nuklearną i patchworkową), mniejszej liczby dzieci czy rozwoju instytucjonalnych form opieki nad małymi dziećmi. Dlatego jako badaczka uważam, że jest bardzo prawdopodobne i naturalne, że będziemy podwyższać wiek emerytalny. Zresztą jak popatrzymy na Europę, nasz jest jednym z najniższych.
To jest pytanie do rządzących o to, czy i kiedy podejmą taką decyzję. W kręgach związanych z Ministerstwem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej oraz w komisji polityki senioralnej nie słyszałam, żeby były prowadzone jakieś prace w tym zakresie. Jeżeli taka decyzja kiedykolwiek nastąpi i ktokolwiek ją podejmie, to na pewno nie powinno się to odbywać tak, że od pewnej daty nagle „wskakujemy” na nowy próg wieku emerytalnego, np. o trzy lata wyższy. Podniesienie wieku emerytalnego powinno dotyczyć osób, które są w stanie odpowiednio wcześnie zaplanować sobie czas kariery zawodowej, np. mają w tej chwili 40–45 lat i wiedzą, że powinny jeszcze inwestować w rozwój swoich kompetencji i kwalifikacji, bo horyzont zakończenia przez nich aktywności zawodowej wydłuży się o kilka kolejnych lat. ©℗
Dr inż. Anita Richert-Kaźmierska
Jedna z najbardziej cenionych ekspertek ds. polityki senioralnej w Polsce. Jest członkinią Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, Polskiego Towarzystwa Gerontologicznego oraz Polskiego Towarzystwa Polityki Społecznej. Z jej badań i wiedzy korzystał najpierw rząd PiS, a teraz czerpią z niej ministrowie gabinetu Donalda Tuska – jest członkinią zespołu ds. reformy systemu pomocy społecznej i doradczynią sejmowej komisji polityki senioralnej. Jest także pełnomocniczką wojewody pomorskiego ds. rodziny i polityki społecznej.