Popierany przez rząd projekt obywatelski przewiduje hojne wsparcie dla wdów i wdowców. Otwarte pozostają pytania, czy nas na to stać i czy jest to sprawiedliwe, np. wobec rodzin, dla których transfery od państwa mogą być dużo niższe.

Na rozpoczynające się dziś posiedzenie Sejmu jest planowane I czytanie obywatelskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw w celu wprowadzenia renty wdowiej. Pod projektem od stycznia ub.r. wspólnie podpisy zbierały Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych i Lewica. Nie powinno więc dziwić, że projekt zakładający wprowadzenie renty wdowiej zyskał poparcie obecnego rządu, a w szczególności Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, na którego czele stoi teraz przedstawicielka tej opcji politycznej – Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Deklaracja przyjęcia takiego rozwiązania pojawiła się zresztą w umowie koalicyjnej obecnie rządzących (pod hasłem zagwarantowania „godnych warunków dla seniorów po śmierci współmałżonka”).

Poparcie społeczne jest…, ale i koszt dla budżetu

Projekt został wniesiony do Sejmu w kwietniu 2023 r., a więc jeszcze w poprzedniej kadencji, lecz jako obywatelski nie został objęty zasadą dyskontynuacji prac parlamentu. Pod projektem zebrano ponad 200 tys. podpisów (a więc dwa razy więcej, niż wynosi ustawowe minimum), co pokazuje, że istnieje duże zapotrzebowanie społeczne na taką zmianę.

Istota renty wdowiej (lub emerytury wdowiej, bo są tu możliwe dwa warianty) sprowadza się do przyznania dodatkowego świadczenia seniorowi, któremu zmarł małżonek. Projekt zakłada, że po śmierci męża lub żony będzie można korzystać z renty rodzinnej i (docelowo) 50 proc. własnego świadczenia emerytalnego lub rentowego, albo odwrotnie – otrzymywać w całości własne świadczenie emerytalno-rentowe i do tego 50 proc. renty rodzinnej. Dziś w takiej sytuacji obowiązuje zasada wyboru jednego świadczenia – można otrzymywać tylko swoje świadczenie albo przejść na rentę rodzinną w wysokości 85 proc. świadczenia po zmarłym. W projekcie zaproponowano wskaźnik 50 proc. do wprowadzenia w kilku etapach – w pierwszym półroczu obowiązywania ustawy byłoby to 15 proc., w drugim – 20 proc., a docelowy zostałby osiągnięty dopiero w kolejnym roku.

Jak podkreśla Sebastian Koćwin, wiceprzewodniczący OPZZ i Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Renta wdowia”, wsparcie dla samotnych wdów i wdowców jest wyrazem sprawiedliwej korekty w różnicy wysokości świadczeń pomiędzy małżonkami, którzy – wypracowując wspólny majątek – dzielą się pracą zarobkową i nieodpłatną na rzecz rodziny. Ale jest też konieczne ze względu na spadającą relatywną wysokość emerytur w połączeniu z rosnącą liczbą osób starszych. – W 2030 r. ponad 50 proc. gospodarstw jednoosobowych będzie prowadzonych przez samotne osoby w wieku powyżej 65 lat, niemal jedna piąta – przez osoby powyżej 80 lat. Wdowy i wdowcy po śmierci współmałżonka samodzielnie pokrywają koszty stałe utrzymania gospodarstwa domowego. Dzięki rencie wdowiej będzie ich stać na ich pokrywanie, a ich sytuacja materialna nie pogorszy się radykalnie – wskazuje Sebastian Koćwin.

Ludzie i koszty pod znakiem zapytania

W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zapowiedziała, że w budżecie są zarezerwowane środki na to, żeby jeszcze w 2024 r. renta wdowia mogła zacząć obowiązywać (dotychczas wskazywano na brak pieniędzy na ten cel w budżecie państwa). Poprosiliśmy ZUS o wskazanie skutków finansowych wprowadzenia tego rozwiązania, jednak do chwili zamknięcia tego wydania DGP nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Wiele wskazuje jednak na to, że nadal nie są one do końca ustalone. Tym bardziej że przed nami jeszcze marcowa waloryzacja świadczeń, która wpłynie na wysokość przeciętnej emerytury (jej trzykrotność to limit dla renty wdowiej).

Twórcy projektu, wnosząc go do Sejmu, zakładali ostrożnie, że rocznie skutki finansowe ustawy zamkną się w kwocie 14 mld zł (patrz: infografika). Wszystko jednak wskazuje na to, że ta prognoza jest już nieaktualna (projekt opiera się na nieaktualnej już wysokości przeciętnej emerytury).

Pewne jest natomiast, że z nowego wsparcia skorzystałyby głównie kobiety 60+. To w przeważającej liczbie one pobierają obecnie rentę rodzinną.

W precyzyjnym ustaleniu liczby osób, które skorzystają z renty wdowiej, przeszkodą jest to, że ZUS nie publikuje danych wskazujących na to, ilu osobom zawiesza prawo do emerytury/renty i renty rodzinnej.

– ZUS podaje tylko informacje o rentach rodzinnych, które wypłaca. Trudno więc powiedzieć, ile osób ostatecznie będzie uprawnionych do nowego świadczenia. Możliwe jednak, że dojdą nam setki tysięcy osób, którym dziś nie wypłacamy rent rodzinnych, bo są niższe niż ich emerytura – zauważa dr Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP).

Maksymalny pułap za wysoki

Jak wspomniano, według projektu renta wdowia (czyli jedno świadczenie w całości plus określony procent drugiego) nie będzie mogła przekroczyć trzykrotności miesięcznej kwoty przeciętnej emerytury (ostatnio ogłoszonej przez prezesa ZUS). Dziś limit ten oznaczałby kwotę przekraczającą 10 tys. zł (patrz: infografika).

– To jest bardzo wysoki limit. Zapytajmy rodziny, które mają dwa minimalne wynagrodzenia za pracę i dwójkę dzieci, czy godzą się na to, by emerytka, która została sama, dostawała nawet 10 tys. zł od państwa. Pomoc publiczna dla takiej rodziny może się okazać dużo niższa – zaznacza dr Lasocki. W jego ocenie nasz ustawodawca powinien teraz odpowiedzieć sobie na pytanie, komu chcemy najpierw pomóc. – W pierwszej kolejności powinniśmy objąć tym rozwiązaniem najbardziej potrzebujących, czyli wspierać tych, którzy zostali sami i mogą sobie finansowo nie poradzić. Natomiast przy tak wysokim limicie jak założony w projekcie renta wdowia pozwoli też kumulować wysokie emerytury – zauważa ekspert FPP.

Jego zdaniem, przyjmując niższy limit (np. tak, żeby suma pobranych świadczeń nie mogła być wyższa niż minimalne wynagrodzenie za pracę), moglibyśmy sobie pozwolić na szybsze osiągnięcie docelowego wskaźnika procentowego, np. zakładając wzrost świadczenia kolejno na poziomie 30 proc., 40 proc. i 50 proc.

– Ten limit kwotowy mógłby być podnoszony po dokonaniu oceny, jak dane rozwiązanie funkcjonuje w praktyce i jakie problemy społeczne to rozwiązuje. ©℗

ikona lupy />
Renta wdowia w liczbach / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe