W ubiegłym tygodniu kancelaria prezydenta Dudy przedstawiła do konsultacji (potrwają do 22 grudnia) projekt ustawy o asystencji osobistej. Oczekiwany przez stronę społeczną, bo dotąd takie usługi, czyli opieka asystenta nad osobą z niepełnosprawnościami, funkcjonowały w Polsce wyłącznie w formie programów. Dodajmy: do których samorząd mógł, a nie musiał przystąpić.

Jednak strona społeczna mówi dziś, że projekt w tym kształcie jest nie do zaakceptowania. Dodaje, że to mizerny efekt prac, zważywszy na to, ile prezydent kazał na niego czekać. I skrupulatnie wylicza – 699 dni (od daty, którą sam wskazał jako tę, kiedy przekaże projekt do dalszych prac). Kluczowe jest więc pytanie: dlaczego teraz? Katarzyna Kotula (Lewica) mówi o drogim bublu prawnym.

Założenia projektu opisujemy szczegółowo w dzisiejszym wydaniu (na stronie B9). Koronny argument krytyków jest taki, że godzin asystenckich jest tam za mało. Z Pałacu Prezydenckiego słyszymy jednak, że to projekt na miarę możliwości, przy rocznym koszcie ustawy ok. 3,3 mld zł. A zdaniem Pauliny Malinowskiej-Kowalczyk, doradczyni prezydenta kierującej zespołem ds. osób z niepełnosprawnościami, jeśli rząd uzna, że stać nas na więcej, w jego gestii będzie podniesienie tej kwoty.

Jak ją wyliczono? W pierwszym etapie asystencja ma być dla osób z ustaloną potrzebą wsparcia (na podstawie skali wprowadzanej od przyszłego roku przy ubieganiu się o nowe świadczenie wspierające) między 85 a 100 pkt. Byłaby to grupa ok. 50 tys. uprawnionych. Przy wyliczeniu wzięto pod uwagę koszty wynagrodzeń asystentów osobistych, administracyjne oraz superwizji. Jeden etat asystenta ma wynosić ok. 4,7 tys. zł brutto. Zakładając, że owe 50 tys. osób będzie w tygodniu potrzebowało średnio 30 godzin usługi, konieczne jest zapewnienie 37,5 tys. pełnych etatów.

Na pytanie, dlaczego teraz ta ustawa, doradczyni prezydenta mówi DGP, że czekano na ustawę o świadczeniu wspierającym i na rozporządzenie do niej, które pojawiło się dosłownie kilka dni temu. Oba dokumenty określają porządek prawny, w którym ma istnieć ustawa o asystencji. Przedstawiciele stowarzyszeń i fundacji skupiających osoby z niepełnosprawnościami i ich rodziny nie przyjmują tego argumentu. Mówią, że publikacja projektu w okresie wyborczym spowodowałaby falę krytyki, dlatego zwodzono ich terminami, nie dopuszczano do prac.

Kancelaria odbija piłeczkę, mówiąc, że żadnej tajemnicy nie było, a w pracach uczestniczyły: środowisko, Narodowa Rada Rozwoju, zespół międzyresortowy. I teraz na etapie konsultacji jest także czas na zgłaszanie uwag. – Bardzo na nie liczymy – pada deklaracja.

Co na to strona społeczna? Przypomina, że od marca jest gotowy projekt ustawy o asystencji. I, jak słyszymy, w gestii nowej ministry byłoby, jaki nada mu tryb: rządowy czy poselski. Liczba godzin asystenckich jest w nim większa. Inny jest też próg wejścia do systemu. Liczone są nie tylko punkty ze skali potrzeby wsparcia ze świadczenia wspierającego, lecz także zakres aktywności społecznej, zawodowej. Na asystenta mogłyby liczyć osoby w wieku 13–65 lat. Inny byłby też sposób naliczania stawki asystentom. Średnio od 2025 r. wynosiłaby ona 65 zł brutto za godzinę i byłaby waloryzowana co roku.

Inne są też szacunki na pierwszy rok obowiązywania ustawy. W pierwszym roku skorzystałoby z usług ok. 20 tys. osó przy kosztach rzędu 4 mld zł. W kolejnych latach nakłady rosłyby wraz z liczbą osób. Padają zapewnienia, że tylko w takim ujęciu można pogodzić faktyczną liczbę dostępnych asystentów (których brakuje) z zapotrzebowaniem.

Jakie są szanse, że te rozwiązania zyskają poparcie nowej większości? Duże. Strona społeczna przez cały okres wyborczy zbierała od polityków deklaracje o tym, co zrobią z przepisami dotyczącymi osób z niepełnosprawnościami, jeśli przejmą władzę. I najwyraźniej ta gotowość do działania pozostała. – To droga ustawa, ale dla budżetu opłacalna. Jej efektem ma być też aktywizacja opiekunów. Dlatego nie można z niej wykluczać kobiet, które dziś niemal wyłącznie sprawują opiekę nad dziećmi z niepełnosprawnościami. Asystent musi być dla osób poniżej 18. roku życia – opisuje Katarzyna Kotula.

Jednak wśród posłanek nowej sejmowej większości są też opinie, by całkowicie nie skreślać prezydenckiego projektu, tylko skonfrontować go z nowym.

Zdaniem Pauliny Malinowskiej-Kowalczyk to dobrze wróży asystencji. – Nigdy nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, by niemal wszystkie ugrupowania chciały przyjąć ustawę na ten temat. Będziemy przekonywać, że nasze rozwiązania są przemyślane i racjonalne – podkreśla.

Tylko czy Kancelaria Prezydenta widzi pole do dyskusji? Tak i nie. Tak – w kwestii włączenia do zadań asystenta czynności pielęgnacyjno-medycznych (projekt prezydencki ich nie przewiduje). Nie – w kwestii obniżenia wieku z 18. roku życia, bo ustawa o asystencji ma być spójna z ustawą o świadczeniu wspierającym. A tam taką granicę postawiono. Tak – co do liczby godzin. Choć, jak słyszymy, to i tak więcej niż w obecnym programie, który daje ich od 30 do 70 godzin miesięcznie (projekt ustawy zakłada ich 40–160). Nie – odnośnie do indywidualizacji stawek dla asystentów czy ich radykalnego podniesienia. Bo tym, co miałoby uczynić tę pracę atrakcyjną, jest ciągłość usługi, która oznacza ciągłość zatrudnienia.

Pewne jest to, że osoby z niepełnosprawnościami czekały latami na dotyczące ich rozwiązania. Teraz kluczowe jest to, by były pełnoprawną stroną w dyskusji. Tak aby deklaracje polityków przekuć w dobre ustawowe zapisy. ©℗