Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 15 grudnia daje polskiemu rządowi jasną wskazówkę, czego nie może zrobić przy reformie systemu emerytalnego. Zakazane jest odmienne traktowanie ubezpieczonych w zależności od tego, gdzie dorabiają do emerytury.
Rząd bierze pod uwagę ograniczenie możliwości łączenia emerytur z dalszym świadczeniem pracy. Zapowiedział to Henryk Kowalczyk, szef Stałego Komitetu Rady Ministrów, choć zaznaczył, że na szczegóły zbyt wcześnie. Koncepcji jest kilka, ale już wiadomo, że jednego rozwiązania zastosować nie będzie można.
W tym tygodniu Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPC) orzekł, że różnicowanie sytuacji poszczególnych uprawnionych do świadczeń według kryterium tego, gdzie pracują, jest formą dyskryminacji. Sprawa dotyczyła Węgier. Zgodnie z obowiązującymi tam przepisami emeryt może pobierać świadczenie i łączyć je z pracą w sektorze prywatnym. Jeśli jednak pracodawca jest z sektora publicznego, emerytura nie była wypłacana. Uznawano, że państwa nie stać na to, aby jednej osobie płacić z dwóch źródeł. ETPC stwierdził, że narusza to art. 1 protokołu nr 1 do europejskiej konwencji (prawo własności) i art. 14 konwencji (zakaz dyskryminacji).
Wyrok ten ma fundamentalne znaczenie dla potencjalnych zmian w systemie emerytalnym naszego kraju. Rząd szuka sposobu ograniczenia kosztów związanych z nowelizacją ustawy o emeryturach i rentach, która przewiduje przywrócenie niższego wieku emerytalnego – 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Ponadto zjawisko łączenia pracy i emerytury będzie się nasilać. Eksperci ostrzegają, że wysokość emerytur dla kolejnych roczników będzie coraz niższa względem płac. Polacy będą przechodzić na emeryturę i potem znów się zatrudniać. Wzrosną obciążenia dla budżetu, ale nie polepszy się sytuacja na rynku pracy osób młodszych. Stąd też pomysł ograniczenia możliwości dorabiania, który eksperci co do zasady chwalą.
– Emerytura to prawo, a nie obowiązek. Jak ktoś nie będzie z jakichś względów mógł pracować, to będzie miał emeryturę. A jeśli dalej będzie mógł być aktywny zawodowo, wybierze pracę, tym samym decydując się na wyższy dochód – wskazuje prof. Inetta Jędrasik-Jankowska z Katedry Prawa Ubezpieczeń Uniwersytetu Warszawskiego. Jej zdaniem prawdziwą reformą byłoby nie zmienianie wieku emerytalnego (do którego trudno mieć zastrzeżenia, ale nie jest kluczowe), lecz uniemożliwienie pobierania wysokich zarobków i emerytury jednocześnie.
– To polski patent sprzeczny z istotą emerytury, która ma służyć zastąpieniu zarobku, a nie jego uzupełnianiu. Gdyby zlikwidować tę możliwość, okazałoby się, że nie byłoby chętnych na wczesne przechodzenie na emeryturę – twierdzi prof. Jędrasik-Jankowska. Z prawa przejścia na emeryturę w wieku 60 czy 65 lat korzystaliby tylko ci, którzy byliby albo ciężko schorowani, albo uznawali, że wystarczy im zgromadzona kwota.
Jak jednak ustaliliśmy, rząd nie zdecyduje się na radykalne rozwiązanie. Poszukiwane jest pośrednie, które nie wywoła lawiny protestów wśród samych emerytów. Najbardziej prawdopodobny wariant przewiduje, że dorabiać będą mogły wyłącznie osoby o niższych świadczeniach. Ale i to może w przyszłości budzić wątpliwości – podobne jak węgierskie rozwiązania zakwestionowane przez trybunał.
Obecnie polskie przepisy ograniczają możliwość dorabiania przez osoby, które pobierają już świadczenia, ale wtedy, gdy nie osiągnęły one powszechnego wieku emerytalnego. W takiej sytuacji można dorobić do 70 proc. przeciętnego wynagrodzenia miesięcznie. Jeśli ktoś zarabia pomiędzy 70 a 130 proc., świadczenie jest odpowiednio pomniejszane, a osobom, które z pracy uzyskują ponad 130 proc. przeciętnej płacy w gospodarce, zawiesza się wypłatę emerytury. Stanowi o tym art. 104 ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 748 ze zm.).
ORZECZNICTWO
Wyrok ETPCz z 15 grudnia 2015 r., Fabian przeciwko Węgrom. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia