Nie OFE, lecz przywileje emerytalne są przyczyną zadłużenia państwa i hamulcem rozwoju. Odkładając cząstkę wynagrodzenia na starość, nie obciążam państwa, tylko zasilam w kapitał. Z kolei finansowanie przywilejów emerytalnych ogranicza możliwości inwestowania i rozwoju. Zamiast likwidować OFE, zlikwidujmy przywileje.
Zwolennicy likwidacji OFE zapewniają, że nie trzeba obawiać się o bezpieczeństwo przyszłych emerytur, bo zapisywane na naszych kontach w ZUS składki są chronione przez konstytucję. Jednak konstytucja nie ochroni nas przed skutkami starzenia się społeczeństwa.
Wysokość waloryzacji indywidualnych kont emerytalnych w ZUS zależy od liczby pracujących i przeciętnej wysokości płac. Taki mechanizm waloryzacji został przyjęty, aby obciążenie kolejnych pokoleń kosztami utrzymania emerytów pozostawało na stałym poziomie, aby składki emerytalne zawsze wynosiły 1/5 część wynagrodzenia. Żyjemy coraz dłużej, rodzi się mniej dzieci, liczba osób w wieku produkcyjnym maleje. Waloryzacja naszych składek w ZUS będzie więc coraz mniejsza. Dlatego właśnie obok ZUS utworzono fundusze emerytalne. W przyszłości połowa naszej emerytury powinna pochodzić ze składek płaconych przez nasze dzieci, a połowa z oszczędności zgromadzonych w funduszach.
Część kapitałowa systemu emerytalnego zwiększa produkt krajowy. Dzieje się tak, bo oszczędności gromadzone w funduszach zasilają przedsiębiorstwa, które dzięki temu więcej inwestują, zwiększają zatrudnienie i produktywność, a to skutkuje wzrostem wynagrodzeń obecnie i emerytur w przyszłości. W Polsce poziom oszczędności i inwestycji jest zbyt niski, aby szybko modernizować gospodarkę. W efekcie nie wykorzystujemy zasobów pracy – pracuje 16 spośród 38 mln Polaków. Jeżeli chcemy zwiększyć zatrudnienie, musimy więcej oszczędzać, aby finansować więcej inwestycji.
W kraju takim jak Polska, mającym duże zasoby pracy i skromne zasoby kapitału, działalność funduszy emerytalnych przynosi szczególne korzyści. Fundusze dysponują znacznymi oszczędnościami i mogą finansować długoterminowe inwestycje. Oceniają też działalność i perspektywy spółek, w które inwestują, motywując ich zarządy do poprawy efektywności. Nasze emerytalne oszczędności (obecnie blisko 100 mld zł) pracują w ponad trzystu spółkach notowanych na warszawskiej giełdzie z korzyścią dla nas i pracowników tych przedsiębiorstw.
W okresach osłabienia gospodarki i zmniejszenia wpływów podatkowych nasila się pokusa zmniejszenia części składki emerytalnej przekazywanej do OFE, a nawet do przejęcia oszczędności już tam zgromadzonych. Zadziwiający jest brak logiki tych, którzy wskazują na niebezpieczeństwo uzależnienia się od zagranicznego kapitału, a jednocześnie nawołują do likwidacji OFE. Jeżeli chcemy budować duże polskie przedsiębiorstwa, to powinniśmy ułatwić im pozyskiwanie krajowego kapitału i zachować ich centra decyzyjne w naszym kraju. Fundusze emerytalne są do tego najlepszym narzędziem. Zazdroszczę Holendrom, którzy zgromadzili fundusze emerytalne w wysokości 120 procent PKB. Nasze oszczędności nie przekraczają 16 procent.
Stoimy przed trudnym wyborem. Albo pójdziemy na łatwiznę i w celu ochrony bieżącej konsumpcji ograniczymy oszczędzanie w OFE, albo w celu ochrony oszczędności i inwestycji ograniczymy wszystkie niesłużące rozwojowi wydatki publiczne. Zrezygnujemy z przywilejów emerytalnych i podatkowych, dotacji dla niskoproduktywnych sektorów gospodarki, utrzymywania zbędnego zatrudnienia w instytucjach publicznych. Największą wagę ma likwidacja przywilejów emerytalnych kosztujących nas prawie 30 mln zł rocznie. To 3 razy więcej, niż przekażemy w tym roku do OFE. Politycy zdają sobie sprawę z potrzeby zwiększenia poziomu oszczędności i inwestycji, ale obawiają się utraty popularności.
Propozycja stopniowego przekazywania pieniędzy z OFE do ZUS w ciągu dziesięciu lat przed osiągnięciem wieku emerytalnego oznacza dla ubezpieczonych znaczne skrócenie okresu oszczędzania. Większa część ich emerytur będzie pochodziła ze składek kolejnych pokoleń, a mniejsza z oszczędności. A skoro trend demograficzny jest niekorzystny, to emerytury z ZUS będą malały. Z kolei dla rządzących zabranie części oszczędności z OFE i przekazanie ich do ZUS na wypłatę bieżących emerytur oznacza chwilową ulgę. Likwidację przywilejów emerytalnych będzie można opóźnić o kilka lat.
Oszczędności gromadzone w funduszach emerytalnych powinny pracować dla nas w gospodarce nie tylko w okresie życia zawodowego, lecz także na emeryturze. Dzięki efektowi procentu składanego korzyści z oszczędzania rosną z upływem lat. Wcześniejsze przekazanie pieniędzy do ZUS będzie niekorzystne zarówno dla ubezpieczonych, bo skróci okres oszczędzania, jak i dla całej gospodarki, bo obniży poziom oszczędności i inwestycji.
Zagrożeniem dla kapitałowej części systemu może być negatywne nastawienie do niej wynikające z przekonania, że fundusze są kosztowne i mało efektywne. Porównania międzynarodowe pokazują jednak, że nasze fundusze emerytalne należą do najtańszych i najefektywniejszych na świecie. A wraz ze wzrostem zgromadzonych oszczędności koszt funkcjonowania OFE systematycznie maleje: w 2005 r. stanowił 1,7 proc. aktywów, w 2012 r. tylko 0,7 proc. I nadal będzie malał, bo jednostkowe koszty obsługi, ewidencji i zarządzania maleją wraz ze wzrostem skali funduszu. OFE wypracowują przyzwoity zysk. W czasie 13 lat działalności osiągnęły średnią roczną stopę zwrotu ponad 9 proc. nominalnie i 6 proc. realnie, czyli po uwzględnieniu inflacji. I to mimo kryzysu.
Żałuję, że zamiast wprowadzić regulacje zwiększające efektywność OFE, politycy znowu wyciągają ręce po zgromadzone w nich oszczędności. Teraz, kiedy ponieśliśmy już koszty uruchomienia funduszy, a jeszcze nie zdążyliśmy skorzystać z ich działalności, ich likwidacja byłaby marnotrawstwem.

Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan, członek rady nadzorczej ZUS i Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych