Może warto zastanowić się, czy wysokość emerytury lub bieżące obciążenia z tytułu składek nie powinny być uzależnione w jakiś sposób od tego, czy wychowuję dzieci, czy też nie - proponuje w "Gazecie Wyborczej" wiceprezes ZUS Mirosława Boryczka.

- Tak jak uznaliśmy za sprawiedliwe, że osoby o wyższych dochodach oddają większą ich część do wspólnej puli poprzez podatki, tak samo być może powinniśmy pomyśleć o rozwiązaniu, w którym osoby nieponoszące kosztów wychowania i utrzymania dzieci, w większym stopniu partycypują w finansowaniu systemu emerytalnego. Mogłoby to zatrzymać spadek dzietności - tłumaczy pani wiceprezes.

- Taki pomysł jest z całą pewnością wart przedyskutowania - stwierdziła na dzisiejszej konferencji, prezes PiS, Jarosław Kaczyński.

Minister prac Władysław Kosiniak-Kamysz pytany o możliwość podwyższenia emerytury osobom mającym dzieci stwierdził, że "na razie oczekuje efektów wprowadzenia innych przyjętych przez rząd rozwiązań prorodzinnych".

Z pomysłem wiceprezes ZUS nie zgadza się profesor Irena Kotowska, demograf z SGH, członek zespołu przy Kancelarii Prezydenta zajmującego się polityką rodzinną. - Nie możemy z posiadania dzieci bądź ich braku, czynić kryterium przy wypłacie emerytury. Wiele osób, mimo że chce mieć dzieci, nie może ich mieć. Dlaczego mają być teraz karane? - pyta w "GW" profesor.

Aby zachować stabilność społeczeństwa i gospodarki, co roku nad Wisłą powinno przychodzić na świat 600 – 650 tys. dzieci. GUS szacuje się, że w 2012 r. liczba urodzeń nieznacznie wzrosła (o ok. 1,5 tys.) w stosunku do roku poprzedniego, tj. zarejestrowano prawie 390 tys. urodzeń (dla porównania w 2011 - 388,416 tys.). Eksperci podkreślają, że odkładanie decyzji o posiadaniu potomstwa związane jest głównie z sytuacją na rynku pracy oraz m.in. brakiem sieci instytucji opiekuńczych dla dzieci w postaci żłobków i przedszkoli i przychylnego systemu podatkowego dla rodzin z dziećmi.