W ostatnich dziesięcioleciach średni koszt zdobycia wykształcenia wyższego w Stanach Zjednoczonych rósł znacznie szybciej, niż wynosiła stopa inflacji. Dotyczy to zarówno prywatnych, jak i publicznych uczelni.
Dla przykładu – na początku lat 90. za czteroletni pobyt na amerykańskiej uczelni student musiał zapłacić średnio 17250 dolarów. W 2016 r. opłata wynosiła już średnio 33,5 tys. dolarów! Co powoduje ten ciągły wzrost kosztów zdobycia wykształcenia wyższego? Powody są trzy.
Po pierwsze, wzrost nierówności dochodowych, w tym tzw. college premium, czyli premii za wykształcenie. Nierówności w wynagrodzeniach Amerykanów stale rosną od 1970 r. Zhifeng Cai (Rutgers University) i Jonathan Heathcote (Bank Federalny Minneapolis) stworzyli model ekonomiczny uwzględniający zarówno różnice w zarobkach rodziców, jak i w zdolnościach intelektualnych (ang. ability) dzieci. Pokazali, że to właśnie wzrost nierówności dochodowych pomiędzy wykształconymi i niewykształconymi jest głównym czynnikiem wzrostu czesnego. Ludzie wykształceni są coraz bogatsi, więc mogą drożej zapłacić za studia swoich dzieci (w zeszłym roku 56 proc. Amerykanów zadeklarowało, że oszczędza na studia dla dzieci). Tygodniowe wynagrodzenie osoby z wyższym wykształceniem w I kwartale 2019 r. wynosiło 1350 dolarów i było prawie dwukrotnie wyższe niż dla osoby z wykształceniem średnim (w 2000 r.: 1,75 razy). Oszacowania różnic w zarobkach w całym cyklu życia podjęli się Christopher Avery (Harvard) i Sarah Turner (University of Virginia). Według nich różnica w zarobkach pomiędzy przeciętnym człowiekiem z wykształceniem wyższym i bez niego to średnio 300 tys. dolarów dla mężczyzn i 200 tys. dolarów dla kobiet. Biorąc pod uwagę, że średni koszt zdobycia wykształcenia wyższego w Stanach wynosi 50 tys. dol., warto zainwestować w swoją edukację.
Po drugie – prawo popytu. Skoro są chętni na podjęcie studiów przy określonych cenach, to nie ma powodu, żeby opłaty obniżać. Ponadto z roku na rok przybywa zagranicznych kandydatów. W 2017 r. przekroczyli oni 5 proc. ogólnej liczby studentów. Nawet jak zmniejszy się liczba chętnych wśród obywateli, to amerykańskie uczelnie ciągle będą przyciągać wiele osób z innych krajów. Między innymi dlatego uczelnie potrzebują pieniędzy – chcą zaoferować więcej niż inne i tym samym przyciągnąć więcej kandydatów. Nowa sala gimnastyczna, basen, idealnie zielona nawierzchnia do gry w football, odnowiony akademik i oczywiście najlepsza kadra dydaktyczna – z pewnością zwiększą liczbę aplikantów. Wygenerują też duże wydatki, ale te pokryją sami zainteresowani.
Po trzecie, wzrost kosztów uzyskania wykształcenia wyższego rodzi obawy, że „młodzi Einsteini” wywodzący się z niezamożnych rodzin nie będą mieli możliwości podjęcia studiów i wykorzystania swoich ponadprzeciętnych zdolności intelektualnych – stypendia przecież kosztują. Rolę stypendiów podkreślał już w końcu lat 80. William Bennett, sekretarz edukacji USA. Dokładną analizę tego zjawiska, konkretnie programu Pell Grant, który jest największym programem rządowym wspierającym niezamożnych studentów, przeprowadził Lesley Turner (University of Maryland) w 2014 r. Pokazał on, że dzięki wykorzystaniu dyskryminacji cenowej uczelnie mogą „przechwycić” część dofinansowania otrzymywanego przez studentów. W związku z tym, że uczelnie wiedzą o otrzymywanym stypendium, ustalają czesne na wyższym poziomie, niż wynosiłoby bez informacji na temat dodatkowych środków finansowych. Turner pokazał, że takie zjawisko powoduje „przechwycenie” przez uczelnie średnio 12 proc. wielkości dofinansowania. W przypadku uczelni państwowych jest to mniej niż 5 proc. wielkości stypendium, ale niektóre uczelnie prywatne, dysponując wiedzą o dofinansowaniu, potrafią znacznie podnieść wysokość czesnego i tym samym przechwycić prawie 70 proc. wielkości stypendium. Grey Gordon (Indiana University) i Aaron Hedlund (University of Missouri) uważają, że to właśnie stypendia i rządowe programy wsparcia studentów są najważniejszym czynnikiem powodującym wzrost opłat uczelnianych. Choć trudno wprost stwierdzić, jaki wpływ na wzrost czesnego mają dotacje i programy rządowe (działają z różną siłą na różne uczelnie), to należy pamiętać, że interwencja publiczna (stanowa czy federalna) nie pozostaje bez echa dla opłat pobieranych przez uczelnie.
Średnia roczna stopa zwrotu z inwestycji w edukację wynosi ok. 6 proc. dla szkół państwowych i 4 proc. dla szkół prywatnych. Według rankingu U.S. News opartego na wynagrodzeniach z 2017–2018 r. zwrot z inwestycji w edukację po 20 latach może wynieść nawet ponad 700 tys. dolarów. Obecnie wyższe wykształcenie zwiększa mobilność społeczno-ekonomiczną w Stanach. Jednakże coraz droższe studia mogą już wkrótce pozostać poza zasięgiem rodzin z klasy średniej i tych, którzy chcą się do niej dostać. Powstanie bariera, która zamknie drogę do american dream dla ciężko pracujących studentów. Inwestycja w edukację dalej będzie bardzo korzystna, ale zostanie poza zasięgiem dużej części społeczeństwa USA.