O tyle wzrośnie w przyszłym roku przeciętne świadczenie. Najniższe – 0 31 zł. Pod warunkiem że wskaźniki dotyczące inflacji i płac będą takie, jak prognozuje rząd.
Według rządowych założeń, zamieszczonych w aktualizacji programu konwergencji, inflacja w tym roku ma wynosić 2,3 proc., zaś płace w gospodarce narodowej wzrosną nominalnie o 5,7 proc. Po uwzględnieniu tempa podwyżek cen realny wzrost pensji wynosiłby ok. 3,5 proc.
Z naszych wyliczeń opartych na tych wskaźnikach wynika, że w przyszłym roku seniorzy mogą liczyć na mniej więcej 3-proc. podwyżkę świadczeń, a więc minimalnie większą od tegorocznej. Nominalnie najniższa emerytura może wzrosnąć o 31 zł, a przeciętna o prawie 66 zł. Czy rzeczywiście tak będzie, zależy przede wszystkim od tego, czy rządowe prognozy się sprawdzą. A co do tego nie ma pewności.
– Założenie 2,3-proc. inflacji wydaje się mało realne. Choćby dlatego, że nie spodziewamy się jakiegoś przyspieszenia wzrostu cen żywności. Nasza prognoza to 1,7 proc. inflacji średniorocznej i 1,5 proc. w grudniu rok do roku – mówi Marcin Czaplicki, ekonomista banku PKO BP. Ale z drugiej strony rządowa prognoza podwyżek pensji wydaje mu się zbyt konserwatywna. Według wyliczeń bankowych ekspertów płace w gospodarce mogą realnie pójść do góry nawet o 6,5 proc.
Ostateczny wskaźnik waloryzacji będzie znany w lutym przyszłego roku. Niemniej prognoza też jest bardzo ważna, bo na jej podstawie będą planowane przyszłoroczne wydatki Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i budżetowa dotacja do tej instytucji.
Przy wskaźniku waloryzacji na poziomie 3 proc. jej łączny koszt powinien wynieść ok. 6 mld zł, a więc o co najmniej 400 mln zł więcej niż w tym roku.
Dodatkowo koszty FUS zostaną podbite o kolejne 0,5 mld zł za sprawą uchwalonej właśnie ustawy o zrównaniu renty socjalnej z najniższą rentą z tytułu niezdolności do pracy wypłacanej przez ZUS.
Jeśli rząd zdecyduje się na jeszcze inne gesty wobec protestujących (a presja rośnie), to z pewnością dojdzie do kolejnego zwiększenia wydatków z ZUS.
Podwyżki tak. Czyli jak?
W dokumencie, w którym Polska sprawozdaje Komisji Europejskiej stan
finansów publicznych, rząd założył, że ceny w tym roku wzrosną o 2,3 proc. To dość ambitne założenie, biorąc pod uwagę, że po przyspieszeniu na przełomie 2017 i 2018 r. inflacja znów się „cofnęła”: w marcu wynosiła zaledwie 1,3 proc., w kwietniu prawdopodobnie 1,6 proc. (ostateczne dane dziś przedstawi GUS). Ekonomiści szacują, że w całym roku może to być poniżej 2 proc.
Niska inflacja znów zapewne otworzy dyskusję o tym, w jaki sposób podwyższać emerytury. Zasadą jest wzrost o wskaźnik inflacji plus minimum 20 proc. realnego wzrostu płac. Jak do tej pory momentem krytycznym dla mechanizmu okazały się lata 2015 i 2016, w których liczony współczynnik inflacji był w okolicach zera. Ale wówczas zadziałały mechanizmy polityczne i pojawiły się pomysły na waloryzację mieszaną czy dodatki. Być może i tym razem tak będzie, bo wśród polityków rządzącego PiS panuje pogląd, że klasyczna waloryzacja emerytur to za mało.
– Powinniśmy wykonać gest wobec emerytów. Daliśmy pieniądze rodzinom, teraz trzeba coś przekazać seniorom – mówi jeden z polityków tego ugrupowania. Podobną zapowiedź złożyła w zeszłym tygodniu Elżbieta Rafalska, precyzując, że dodatkowy strumień pieniędzy powinien być skierowany do tych o najniższych świadczeniach.
W kilku ostatnich latach ten i poprzedni rząd przerobiły różne warianty podwyżek zwiększających relatywnie najniższe świadczenia. Jak wynika z naszych informacji, któryś z tych wariantów może być przerobiony tym razem.
Wariant jednorazowej, równej dla wszystkich podwyżki kwotowej był ćwiczony już na początku tej dekady przez rząd Donalda Tuska. Jak wynika z naszych wyliczeń, gdyby wynikające z prognozy waloryzacji budżetowe koszty podwyżki podzielić na wszystkich emerytów i rencistów, to kwotowa waloryzacja wyniosłaby około 70 zł. Czyli dla osób z najniższymi świadczeniami podwyżka byłaby ponad dwa razy większa niż w obecnym wariancie. Taki sposób jest jednak kontrowersyjny prawnie. Oznacza, że dla osób o świadczeniach w okolicach 2,8 tys. zł te 70 zł nie rekompensowałoby rosnącej inflacji, czyli ich świadczenia realnie by spadły. Z tego powodu w czasach rządów PO-PSL ten sposób podwyższania świadczeń trafił do Trybunału Konstytucyjnego. Sędziowie nie zakwestionowali takiej możliwości podwyżek.
Emerytury 2019
/
Dziennik Gazeta Prawna
To wzrost świadczeń według ustawowego wzoru z gwarancją minimalnej kwoty podwyżki. Takie podwyżki wprowadził już rząd PO-PSL w 2015 r. Ponieważ inflacja rok wcześniej była bardzo niska i waloryzacja wyniosłaby jedynie 0,68 proc., to rząd w roku wyborczym wprowadził minimalną podwyżkę emerytur w wysokości 36 zł. Niska inflacja powodowała, że wyższa podwyżka była tylko dla osób o świadczeniach powyżej 5299 zł. By uniknąć w roku wyborczym serii artykułów o groszowej podwyżce emerytur, rząd zdecydował się na taki wariant. Jego wadą jest budowanie bazy wyższych wydatków emerytalnych.
To pomysł, który był testowany przez różne ekipy rządowe. Ostatni raz w 2016 r. przez PiS. Ponieważ ogólny poziom inflacji nadal był niski i wskaźnik waloryzacji ustawowej miał być jeszcze niższy niż rok wcześniej i wynieść 0,24 proc. rząd zdecydował o wypłacie jednorazowych zasiłków dla emerytów o świadczeniach niższych o średniej. Wyniosły one 400 zł dla najniższych emerytur, 300 zł dla świadczeń do 1100 zł i 200 zł dla tych, których emerytury nie są wyższe niż 2000 zł. Z punktu widzenia budżetu zaletą tej metody jest, że nie podwyższa ona trwale wydatków budżetowych, ale to samo jest wadą dla seniorów. Ten pomysł był rozpatrywany w kontekście 500 plus dla emeryta, dodatku, nad którym zastanawiał się rząd, choć ostatecznie go nie wdrożył ze względów budżetowych.
W toku prac w ZUS dwa lata temu nad tzw. zieloną i białą księgą systemu emerytalnego pojawiały się pomysły wprowadzenia wyższego i niższego wskaźnika waloryzacji dla emerytur niższych i wyższych. Ustawowy wzór na waloryzację emerytur oraz rent to wskaźnik inflacji uzupełniony o co najmniej 20 proc. wzrostu płac. Stąd jeden z pomysłów przewidywał, żeby taki wzór utrzymać dla niższych świadczeń, a te wyższe podnosić tylko o inflację. To gwarantowałoby brak zastrzeżeń prawnych, bo taka metoda nie powodowałaby realnego spadku świadczeń jak waloryzacja kwotowa, a z drugiej strony najniższe emerytury rosłyby szybciej. Na takim rozwiązaniu tracą ci o wyższych świadczeniach.
Inna idea może polegać na zaproponowaniu zupełnie nowego wzoru na waloryzację i oparcie go np. na PKB. Słabością tego pomysłu jest to, że nigdy nie było do niego poważnego podejścia i jest on nieprzetestowany.
Decyzja o dodatkowych podwyżkach zostanie podjęta na podstawie stanu państwowej kasy. Bo to potencjalne możliwości wydatków publicznych określą, która z opisanych metod będzie miała największe szanse na realizację.