Ponad 14 mld zł będzie kosztowało stworzenie nowego systemu zbiórki odpadów, który pozwoli zbierać z rynku ok. 264 tys. t opakowań po napojach rocznie, czyli niecałe 2 proc. wszystkich odpadów komunalnych w Polsce. Jego późniejsze utrzymanie? Przez najbliższą dekadę – nieco ponad 23 mld zł
Takie wnioski płyną z najnowszego raportu Deloitte, który wziął pod lupę jedną z goręcej komentowanych reform prawa odpadowego, czyli zapowiadany na styczeń start systemu kaucyjnego na wybrane frakcje opakowań (obejmie on butelki plastikowe PET i szklane jednorazowego użytku do 3 l oraz puszki aluminiowe). Z opracowania wynika, że sama tylko obsługa systemu, czyli zliczanie, raportowanie, a także przewożenie opakowań – ze sklepów do centrów zliczania, a potem do recyklerów – pochłonie średnio 2,3 mld zł rocznie. Jeszcze więcej, bo ponad 3,1 mld zł, miałyby kosztować recyklomaty, czyli skomplikowane i drogie maszyny, które zbierałyby i raportowały o każdej wrzuconej butelce, tak by nawet jedno opakowanie nie zginęło w systemie.
Szacuje się, że jeden automat to wydatek rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych, a potrzeba ich będzie co najmniej kilkanaście tysięcy, choć docelowo, zgodnie z prognozami raportu, miałoby to być ponad 35 tys. sztuk. Sam zakup maszyn to jednak tylko krok, i to wcale nie pierwszy, bo zanim urządzenie zostanie podłączone do gniazdka, w wielu sklepach będą konieczne remonty i dostosowanie placówek do nowych wymogów – przekonują autorzy opracowania. I podają, że to właśnie prace budowlane w punktach zbiórki będą stanowiły gros kosztów wdrożenia systemu kaucyjnego w Polsce (65 proc. kosztów inwestycyjnych), czyli ponad 9,2 mld zł.
– To kolosalne koszty przy niewielkim wpływie na całe środowisko, w którym opakowania objęte systemem kaucyjnym stanowią średniorocznie tylko 1,7 proc. wszystkich odpadów komunalnych wytwarzanych każdego roku w polskich domach – komentują sceptycy. A dziś, w przededniu zapowiadanego na styczeń uruchomienia systemu kaucyjnego, jest to dość liczne grono: samorządowcy, firmy zbierające i przetwarzające odpady, a także część sektora handlu.
Już teraz w ramach gminnych, rzekomo tak nieefektywnych, systemów zbiórki jesteśmy w stanie zebrać ok. 70 proc. tworzyw. Nowoczesne sortownie, oparte zresztą na tej samej technologii, która ma zastosowanie w recyklomatach, są w stanie wysortować automatycznie niemal 100 proc. butelek PET i posortować je automatycznie po kolorach – mówi Krzysztof Gruszyczński
W ich ocenie zapłacimy krocie, by rozwiązać marginalny wycinek problemu ze śmieciami, jednocześnie ignorując dużo większe i pilniejsze reformy, których odpowiednie wdrożenie zapewniłoby skok jakościowy w całej gospodarce komunalnej, a nie tylko symboliczne i fragmentaryczne przyklejanie plastra na otwartą ranę. Mowa o zmianach w rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP), o które branża odpadowa, samorządy i recyklerzy zabiegają od lat. Z umiarkowanym skutkiem, bo choć prace nad nową ROP teoretycznie ruszyły, to dziś nikt nie ma wątpliwości, że wypracowanie rozwiązań akceptowalnych dla wszystkich będzie graniczyło z cudem, a ostatnie miesiące prac nad ustawą kaucyjną, a nie nad ROP, tylko odsunęły tę gruntowną reformę systemu w czasie.
Problem widoczny, choć marginalny?
Zwolennicy systemu kaucyjnego przekonują z kolei, że koszty jego wdrożenia i obsługi są drugorzędne w obliczu wymiernych korzyści środowiskowych – czystszych terenów publicznych i zamknięcia obiegu surowców, czyli doprowadzenia do sytuacji, gdy opróżnione plastikowe butelki zostają zebrane i przetworzone w kolejne, identyczne opakowania, a nie inne – często mniej wartościowe – przedmioty (zjawisko downcyklingu).
Podkreślają też, że choć samych butelek PET i puszek może być mało w kontekście całego strumienia odpadów komunalnych, to jednak wciąż są one powszechne w milionach polskich domów. I to w pokaźnej liczbie – każdego roku ze sklepowych półek znikają produkty i napoje przelane do 14,3 mld butelek szklanych wielokrotnego użytku, plastikowych oraz puszek, które mają być objęte kaucją. Warto zaznaczyć, że ta liczba nie zawiera pozostałych kilku miliardów sztuk napojów nalewanych do opakowań, które kaucją objęte nie zostaną (bo będą np. za duże). Innymi słowy, dużo kupujemy i dużo pojedynczych opakowań wyrzucamy. I niestety często nie tam, gdzie powinniśmy.
– Szacuje się, że przy obecnym poziomie recyklingu Polacy marnują rocznie ok. 12,8 tys. t puszek i 160,8 tys. t butelek plastikowych. Problemem są również jednorazowe butelki szklane, szczególnie tzw. małpki. Zużyte opakowania jednorazowe zdecydowanie za często trafiają do środowiska albo do odpadów zmieszanych, zamiast być poddawane recyklingowi. Przeciętnie na mieszkańca Polski przypadają ok. 132 opakowania, które zamiast zostać ponownie wykorzystane, trafiają do naszych lasów, na składowiska odpadów albo do spalarni – czytamy w skierowanym do premiera Donalda Tuska liście otwartym w sprawie systemu kaucyjnego z czerwca br., pod którym podpisały się organizacja pozarządowa Rodzice dla Klimatu oraz 34 inne organizacje i fundacje.
Sęk w tym, że choć te liczby mogą w pierwszej chwili robić wrażenie, to nieco bledną w zestawieniu z danymi obrazującymi cały rynek odpadowy, który można liczyć już nie w dziesiątkach czy setkach tysięcy, ale w milionach ton. Tylko według danych GUS każdego roku wytwarzamy w Polsce ponad 13,5 mln t odpadów komunalnych, z czego duża część to właśnie opakowania. W tej grupie opakowania objęte systemem kaucyjnym będą ważyć – jak wyliczył Deloitte – ok. 264 tys. t, co stanowi 1,7 proc. masy wszystkich odpadów komunalnych wytwarzanych każdego roku.
– Z horyzontalnej perspektywy, a tylko tak gminy mogą patrzeć na gospodarkę komunalną, butelki plastikowe PET są zaledwie jednym z kilkunastu rodzajów opakowań, które same w sobie też są jedną z wielu frakcji współtworzących cały gminny strumień odpadów – komentuje Olga Goitowska, ekspertka Unii Metropolii Polskich. Jako przeciwniczka wdrażania systemu kaucyjnego przed reformą ROP podkreśla, że błędem jest tworzenie tak drogiego i alternatywnego sposobu zbiórki, który rozreguluje obecnie działające mechanizmy, a jednocześnie nie przyniesie takich spektakularnych efektów na froncie walki o czystsze środowisko, jakich byśmy sobie życzyli.
Gminny kosz czy recyklomat w sklepie
O kompromis będzie trudno, bo w odpowiedzi na pytanie o zasadność wdrażania systemu kaucyjnego – i to już od 2025 r. – od miesięcy słychać swoisty dwugłos. Zwolennicy, którzy wielokrotnie podkreślali niską efektywność systemów gminnych, argumentują, że żadne z obecnie stosowanych rozwiązań nie pozwoli nawet zbliżyć się do wymaganych przez unijne przepisy poziomów zbiórki 90 proc. butelek PET w 2029 r., co jest obowiązkiem nałożonym na producentów na mocy dyrektywy single-use plastics (SUP). Przeciwnicy twierdzą z kolei, że nic nie stoi na przeszkodzie, by tak wysokie poziomy osiągnęły działające już dziś instalacje. Potrzebne są tylko inwestycje, które i tak czekają wiele firm w branży, oraz wdrożenie sprawiedliwej ROP, który ustabilizuje ceny surowców – przekonują.
– Już teraz w ramach gminnych, rzekomo tak nieefektywnych, systemów zbiórki jesteśmy w stanie zebrać ok. 70 proc. tworzyw. Nowoczesne sortownie, oparte zresztą na tej samej technologii, która ma zastosowanie w recyklomatach, są w stanie wysortować automatycznie niemal 100 proc. butelek PET i posortować je automatycznie po kolorach – mówi Krzysztof Gruszczyński, członek zarządu Polskiej Izby Gospodarki Odpadami. Zwraca też uwagę, że butelka PET to nie tylko najwartościowszy surowiec, lecz także najprostszy do wysortowania materiał. – Mamy szanse w Polsce na budowę najnowocześniejszych, a zarazem najefektywniejszych na świecie instalacji. Do tego jest nam jednak potrzebne finansowanie z systemu ROP. Rynek recyklingu tworzyw niestety nie sfinansuje się sam – twierdzi ekspert.
Co ciekawe, opracowanie Deloitte rzuca nowe światło na ten zamrożony w czasie, trwający od miesięcy spór. Z raportu wynika bowiem, że w pierwszej dekadzie funkcjonowania systemu kaucyjnego koszt netto zbiórki 1 t odpadów wyniesie średnio 6 tys. zł, co w przeliczeniu na sztukę opakowania oznacza ok. 0,385 zł za butelkę PET i 0,262 zł za puszkę metalową.
– Jest to ok. 10-krotnie więcej niż w ramach systemów gminnych – wyjaśniają autorzy raportu Deloitte. I podają, że dziś za odebranie i przetworzenie odpadów z żółtego worka trzeba zapłacić średnio 1100–1500 zł/t, co w przeliczeniu na jedną sztukę opakowania oznacza ok. 0,039 zł za butelkę PET i 0,022 zł za puszkę metalową.
Co to oznacza w praktyce i czy tak duże różnice mogą uprawniać do stwierdzenia, że jeden system jest z zasady bardziej efektywny?
– Warto zaznaczyć, że pierwsze systemy kaucyjne powstawały w czasach, gdy reszta odpadów była zbierana jako zmieszane, a zautomatyzowane sortownie nie były powszechne. Dlatego dzisiaj systemy kaucyjne stanowią równoległy mechanizm zbiórki, który w polskich warunkach ostatecznie może doprowadzić do spotkania obu strumieni odpadów – gminnego i kaucyjnego – w tych samych sortowniach. Różnica będzie polegać na tym, że zostaną one odrębnie zebrane i zostanie wykazany poziom zbiórki selektywnej – komentuje Joanna Leoniewska-Gogola, ekspertka Deloitte.
Na końcu zapłaci… mieszkaniec?
Dane zebrane przez Deloitte mogą prowadzić do jeszcze jednego wniosku, który szczególnie niepokoi samorządy – system kaucyjny nie pozostanie dla nich neutralny kosztowo. Innymi słowy, finansowe konsekwencje planowanych zmian odczują też mieszkańcy.
To punkt zapalny wielu dyskusji w środowisku odpadowym, bo takiej analizy, czyli realistycznego szacunku wpływu reformy na finanse samorządów, do tej pory nie było. Tymczasem, jak wynika z szacunków Deloitte, zapowiadana zmiana będzie oznaczała dla gmin nieuchronną utratę przychodów ze sprzedaży najcenniejszych surowców, które dziś trafiają do strumienia komunalnego, czyli właśnie butelek PET (ceny kształtują się obecnie na poziomie od 1385 do 1559 zł/t) i puszek z aluminium (od 3462 do nawet 5020 zł/t).
Dla kontekstu warto zaznaczyć, że wiele odpadów ma wartość ujemną, czyli są dla instalacji jedynie balastem (np. bardzo lekka i trudna w przetwarzaniu folia LDPE).
- W praktyce oznacza to, że wiele firm, zamiast na surowcach zarabiać, dopłaca, by kontrahenci je od nich w ogóle odebrali. Powód jest prozaiczny: na wiele frakcji, nawet selektywnie zebranych, zwyczajnie nie ma zbytu, a dopuszczalny okres magazynowania takich odpadów, często łatwopalnych, w sortowni, też nie jest nieograniczony. W przypadku butelek PET i puszek sytuacja jest zgoła odwrotna. To jedne z najprostszych do wysortowania i najchętniej skupowanych opakowań – wyjaśnia Karol Wójcik, przedstawiciel Izby Branży Komunalnej.
Jakiego rzędu byłyby to straty dla gmin i obsługujących je instalacji? Eksperci Deloitte oszacowali je na 6,6 mld zł w perspektywie najbliższej dekady i rozpatrują w dwóch wariantach: przy utrzymaniu obecnych stawek oraz przy przewidywanych maksymalnych stawkach za sprzedaż surowców i towarzyszących im dokumentów potwierdzających recykling (tzw. DPR). W tym pierwszym scenariuszu byłyby to kwoty roczne od 280 mln do 744 mln zł. W drugim, już od 672 mln do 1,8 mld zł.
To duży rozstrzał, którego nie sposób zestawić z innymi, oficjalnymi danymi. Stosownych informacji i szacunków na próżno szukać chociażby w ocenie skutków regulacji do projektu ustawy nowelizującej system kaucyjny. Co prawda odpowiedzialne za projekt Ministerstwo Klimatu i Środowiska uspokajało, że gminy nie będą na zmianach stratne, a wkrótce zyskają też dodatkowe wpływy z tytułu opłaty za sprzątanie terenów zielonych, którą narzuciła producentom opakowań jako współwinnym zaśmiecania – w myśl zasady „zanieczyszczający płaci” – dyrektywa SUP.
Jak wysoka będzie to kwota? Tego jeszcze nie wiadomo i trudno jednoznacznie oszacować, bo to pierwszy rok, gdy nowa opłata jest naliczana – przekonywał resort.
Na minutę przed dwunastą
Przewrotnie zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy systemu kaucyjnego mogą dziś stanąć pod jednym wspólnym sztandarem i zgodzić się co do jednego: zegar tyka, czasu na zmiany jest już niezwykle mało. System ma wystartować za niespełna trzy miesiące, a kluczowi interesariusze, na których będzie spoczywać ciężar pierwszych, przejściowych miesięcy, czyli m.in. duże placówki handlowe, wciąż mają wiele pytań i propozycji poprawek.
Zagrożenie dla terminowego startu systemu dostrzegło też Rządowe Centrum Legislacji, które zwróciło uwagę, że „biorąc pod uwagę obecny etap prac nad projektem oraz obowiązek notyfikowania przedmiotowego projektu Komisji Europejskiej […], wejście w życie projektowanych zmian ustawy przed dniem 31 grudnia 2024 r. nie wydaje się możliwe”. W odpowiedzi na to stanowisko Ministerstwo Klimatu i Środowiska podkreśliło, że w toku prac na bieżąco analizuje sytuację, i zaapelowało o przyspieszenie prac, by przyjąć ustawę w obecnym brzmieniu i w założonych terminach..
Materiał z serwisu partnerskiego Biznes i Klimat