Nie chcemy rewolucji, chcemy poprawy – mówi Krzysztof Baczyński, prezes zarządu Związku Pracodawców Przemysłu Opakowań i Produktów w Opakowaniach EKO-PAK, na temat uregulowania kwestii Rozszerzonej Odpowiedzialności Producentów
W sierpniu 2021 r. Ministerstwo Klimatu i Środowiska zaproponowało projekt ustawy, który był jednak fatalny i został skrytykowany, w mniejszym lub większym zakresie, przez wszystkich interesariuszy rynku. Wprowadzał model parapodatkowy, czyli polegający na pobieraniu daniny przez państwo od producentów opakowań, która miała być przekazywana do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, by ten zebrane pieniądze mógł podzielić i rozdysponować na potrzeby poszczególnych gmin. Kryteria podziału nie były jednak jasne. To był też system, który obciążał w konsekwencji konsumentów i powodował większą inflację. Projekt umarł śmiercią naturalną, a ministerstwo nie kontynuowało nad nim prac i zajęło się systemem kaucyjnym.
Nie ma i nigdy nie było. Zarówno producenci, jak i samorządy, są zgodni co do tego, że wdrożenie systemu ROP powinno jak najszybciej nastąpić. Różnimy się jednak w proponowanym podejściu: czy ROP będzie uwzględniał potrzeby producentów, czy tylko samorządów i firm odpadowych. My oczywiście postulujemy uwzględnienie naszych potrzeb: tych, którzy mają wziąć odpowiedzialność za swoje opakowania w całym cyklu ich życia.
Nie zamierzamy biernie czekać na propozycje innych i się tylko ustosunkowywać. Już w sierpniu 2019 r. nasze trzy organizacje jako pierwsze w Polsce zaproponowały kompleksową koncepcję wdrożenia ROP. W międzyczasie zmieniły się jednak warunki i konieczne były modyfikacje. Po pierwsze, od tego czasu zmianie uległa struktura gospodarki odpadami. Zniesiono regionalizację, dzięki czemu gminy nie muszą już kierować zebranych odpadów wyłącznie do instalacji znajdującej się w ich regionie, czyli części województwa. Obecnie sortownie mają prawo być kontraktowane w całym kraju. A po drugie, pojawił się projekt unijnego rozporządzenia o opakowaniach i odpadach opakowaniowych (PPWR), które nakłada na producentów wiele nowych obowiązków, takich jak: ekoprojektowanie i przydatność do recyklingu. Obecna nasza koncepcja jest już trzecią taką propozycją, uwzględniającą nie tylko nadchodzące zmiany, lecz także dotychczasowy dorobek samorządów w zakresie gospodarowania odpadami oraz sytuację na rynku gospodarki komunalnej. Przez cały czas aktywnie proponujemy więc rozmaite rozwiązania, a nie tylko narzekamy, że rząd nic nie robi.
Opiera się ona na trzech filarach. Po pierwsze, proponujemy, by gospodarka odpadami opakowaniowymi była prowadzona przez gminy w systemie komunalnym, jak ma to obecnie miejsce. Nie chcemy więc odbierać gminom niczego, co mają dziś. Nie chcemy też własności zbieranego surowca: pozostaje on własnością tych, którzy zbierają i sortują tak, jak ma to miejsce obecnie. Postulujemy jednak zmiany, przede wszystkim zwiększenie przejrzystości kosztów wszystkich elementów gospodarki odpadami. Chcemy, aby oferenci biorący udział w gminnych przetargach mieli obowiązek podawania konkretnych stawek związanych z odbiorem pojemników na selektywną zbiórkę, ich przesortowaniem i skierowaniem do recyklingu, a następnie, by stawki te znalazły się w umowach zawieranych przez gminy z tymi podmiotami, przy czym stawki dotyczące sortowania zawierały już przychody ze sprzedaży surowców do recyklingu w formie kosztu netto. Na podstawie tych stawek Organizacje ROP zawierałyby obowiązkowo umowy z gminami na pokrycie kosztu odbioru pojemników niebieskiego (papier), żółtego (tworzywa i metale) i zielonego (szkło), a z sortowniami – na wysortowanie z nich odpadów opakowaniowych i przekazanie ich do recyklingu. Płaciłyby więc gminom za każdą selektywnie zebraną tonę odpadów przekazanych do sortowni, a sortowniom – za każda tonę wysortowanych odpadów przekazanych do recyklingu. Koszty dotyczące pozostałych pojemników, czyli tych, do których zbiera się odpady zmieszane i bio powinni ponosić mieszkańcy.
Po drugie, zaproponowaliśmy wprowadzenie kryteriów jakości selektywnej zbiórki, czyli dopuszczalnego zanieczyszczenia w pojemnikach na odpady, nad którymi kontrolę miałyby sprawować firmy odbierające odpady oraz organizacje ROP. Jeśli okazałoby się, że w danych pojemniku więcej niż 30 proc. zajmuje inna frakcja, to wtedy zbiórka z niego traktowana byłaby jako odpady zmieszane. Dziś selektywna zbiórka jest wtedy, gdy jest ustawiony odpowiedni pojemnik i nieważne, co się w nim znajduje. Nikt tego nie pilnuje i dlatego np. połowa szkła, zamiast trafiać do pojemnika zielonego, ląduje w odpadach zmieszanych.
Po trzecie uważamy, że to organizacje ROP powinny wymagać na swoich klientach, czyli producentach, zasad ekoprojektowania opakowań. Muszą kontrolować i doradzać, z czego takie opakowania wytwarzać, tak by w pełni nadawały się do recyklingu, i jakie zmiany powinien wykonać u siebie dany producent. Bo opakowania mniej zdatne do recyklingu będą droższe w zagospodarowaniu, a nie jest rolą organizacji ROP bezrefleksyjne ściąganie pieniędzy od producentów.
Naszym celem jest to, by każde nasze opakowanie trafiło do recyklingu. Dlatego proponujemy też rozwiązanie dla trudnych odpadów, czyli takich, do których sortowania i recyklingu trzeba dopłacić więcej. Organizacje ROP miałyby obowiązek dokonania takiej dopłaty tak, aby sortowni opłacało się odpad wysortować, a recyklerowi – przyjąć. Co więcej, deklarujemy też pokrywanie kosztów wysortowania odpadów nadających się do recyklingu z odpadów zmieszanych, wiedząc, że są tam dziś wciąż odpady opakowaniowe, które można do recyklerów skierować. Docelowo jednak w odpadach zmieszanych nie powinno być niczego, co by się do recyklingu nadawało.
Zdecydowanie tak, dlatego nie proponujemy żadnej rewolucji, ale zasady, które już działają i sprawdziły się w wielu krajach Europy. To bowiem model, który działa w Czechach, we Francji, Włoszech, w Hiszpanii czy na Litwie, a więc tam, gdzie zbiórka odpadów jest realizowana na podstawie systemu komunalnego. Nasza propozycja uwzględnia jednak specyfikę naszego kraju i zadania własne gmin w Polsce.
Różni się podejściem. Wygląda bowiem na to, że samorządy nie mają zaufania do producentów, a jedynie do państwa. Dlatego uważają, że najlepszy system to ten oparty na daninie ściąganej od producentów, wpłacanego potem do państwowego superurzędu zwanego „administratorem systemu”, który zajmie się jej podziałem między gminy. Ich propozycja jest tym samym zbliżona do pierwszej, zaproponowanej przez ministerstwo w 2021 r. Jest jednak zasadnicza nowość: samorządy chcą, aby oprócz płacenia parapodatku organizacje ROP kupowały jeszcze od sortowni po cenach rynkowych dokumenty potwierdzające recykling (DPR), czyli owe słynne „kwity”, na które od lat wszyscy się skarżyli. Jesteśmy temu zdecydowanie przeciw, bo jest to nic innego jak spekulacyjny papier wartościowy, którego cena zależy od widzimisię sortowni. Naszym zdaniem potwierdzenie recyklingu powinno być wydawane automatyczne i bezpłatnie, ale sortownie nie chcą zrezygnować z takiego źródła przychodu, który jednak dla producentów oznacza nieprzewidywalność kosztów.
W proponowanym przez samorządy systemie podatkowym nie zależy od nas nic: mamy płacić i modlić się, aby zebrano tyle odpadów, aby wykonać poziomy recyklingu i aby wystarczyło DPR-ów dla wszystkich zainteresowanych. My nie chcemy jednak żadnych podatków ustalanych i dzielonych „po uważaniu”. Oczekujemy „tylko” realnego wpływu na to, co się dzieje z naszymi pieniędzmi i jak są one wydatkowane.
Na braku dobrego ROP tracą wszyscy. To nieprawda, że – jak utrzymują samorządy – utrzymanie obecnej sytuacji sprzyja producentom, bo dziś płacą oni przecież nie wiadomo na co i z miesiąca na miesiąc coraz więcej. Cena DPR nie odzwierciedla żadnego kosztu zagospodarowania odpadów i jest nieprzewidywalna, a niepewność jutra to najgorsze, co może być w biznesie.
Naszym celem jest to, by każde nasze opakowanie trafiło do recyklingu. Dlatego proponujemy też rozwiązanie dla trudnych odpadów, czyli takich, do których sortowania i recyklingu trzeba dopłacić więcej.
Każda ze stron dąży więc do systemu ROP. My wierzymy jednak, że nasz model i nasza propozycja jest korzystna dla wszystkich. Gmina ma pokrycie kosztów lepszej jakości selektywnej zbiórki. Sortownie dostają pieniądze za każdą tonę skierowaną do recyklingu, czy to ze zbiórki selektywnej, czy z odpadów zmieszanych. Recykler zaś ma pewność, że odpad, który dostał, nadaje się do recyklingu, a jeśli jest z tym kłopot, to otrzyma pieniądze za jego przyjęcie, by nie dołożył do interesu. Producenci poprzez organizacje ROP uczestniczą zaś aktywnie w całym procesie, mając wpływ na przestrzeganie standardów selektywnej zbiórki w gminach i wiedzę o rzeczywistych kosztach i wynikach zarówno tej zbiórki, jak i sortowania.
To zdecydowanie lepsze niż jakikolwiek podatek. Przećwiczyły go Węgry, gdzie jego wprowadzenie w 2011 r. obniżyło poziom recyklingu z 70 proc. do 46 proc. Nie idźmy tą drogą.
Partner