Mandat można dać podczas kontroli – jest to prosta i niewymagająca żadnych nakładów pracy administracyjnej procedura. Inaczej jest w przypadku kary administracyjnej - mówi Joanna Piekutowska, główny inspektor ochrony środowiska.

W czerwcu GIOŚ pochwalił się sukcesem w postaci udziału w rozbiciu szczecińskiej grupy przestępczej przeciwko środowisku. Gang nielegalnie transportował i składował odpady. Co mu dziś za to grozi?
ikona lupy />
Joanna Piekutowska, główny inspektor ochrony środowiska / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

To zależy od ustaleń prokuratury prowadzącej postępowanie. Jako GIOŚ tylko pomagamy i wykonujemy czynności, o które poprosi nas policja lub prokuratura. Możemy to robić na poziomie centralnym lub wojewódzkim, przy czym ta pierwsza opcja jest łatwiejsza, ponieważ umożliwia działanie na terenie całego kraju. Na ogół przestępstwa związane z odpadami nie dzieją się na terenie jednego województwa, tylko odpady są przemieszczane z terenu jednego województwa do drugiego. Poza tym na szczeblu centralnym mamy kadrę fachowców, którzy potrafią obsłużyć sprzęt specjalistyczny, a nie wszystkie województwa mają takie możliwości.

Ale wciąż to nie przestępcy płacą za usuwanie nielegalnych odpadów, tylko państwo lub samorządy. Nie da się tego sfinansować z nakładanych kar. Czy pani zdaniem to powinno się zmienić?

Myślę, że jesteśmy w stanie przynajmniej zmierzać w tę stronę. Wcześniej jednak musiałby się wydarzyć szereg rzeczy.

Rozpoczęliśmy rozmowy z Instytutem Ochrony Środowiska – Państwowym Instytutem Badawczym (IOŚ-PIB), który jest twórcą bazy danych odpadowych (BDO). Naszym celem jest wprowadzenie obowiązku wpisywania pośrednika w kartę przekazania odpadów w BDO, dzięki czemu będzie wiadomo, komu odpady zostały przekazane.

To ma pomóc w znalezieniu odpowiedzialnych za nielegalne miejsca składowania odpadów?

Taki jest zamiar. Dodatkowo zwiększa to poczucie nadzoru nad całą trasą odpadów. Dzięki temu pośrednicy czują, że nie są niewidzialni i że ktoś sprawuje nad nimi pieczę. Idealnym rozwiązaniem byłoby całkowite wyeliminowanie pośredników w gospodarce odpadami – wtedy mielibyśmy tylko wytwórcę odpadów i instalację, do której odpady mają trafić. W ten sposób znacząco poprawilibyśmy możliwość nadzoru nad strumieniem odpadów, bo skrócilibyśmy łańcuch, w którym są one przekazywane.

W DGP 3 lipca 2024 r. ukazał się artykuł o nielegalnych odpadach, w którym dr inż. Jacek Pietrzyk z Business Centre Club powiedział, że upatruje możliwości poprawy sytuacji poprzez wprowadzenie rozszerzonej odpowiedzialności producenta. Całkowicie się z tym zgadzam – odpowiedzialność powinna spoczywać na wytwórcy odpadów do momentu, w którym odpad zostanie przekazany do instalacji docelowej i tam zutylizowany. Dopiero wtedy będziemy mogli mówić o tym, że mamy prawdziwy nadzór nad gospodarką odpadami. To, że przedstawiciel Business Centre Club ma takie samo zdanie, jest dla mnie budujące i wierzę, że wspólnymi siłami uda nam się poprawić skuteczność w tym zakresie.

Przedstawiciele biznesu mówią też jednak, że konieczna jest poprawa jakości danych w BDO. Kuleje też digitalizacja.

Myślę, że IOŚ-PIB jest dobrze przygotowany do tego, żeby sprostać tym wyzwaniom. Z naszej perspektywy, dopóki istnieją pośrednicy w gospodarce odpadami, kluczowe jest to, żebyśmy widzieli ich w BDO. Na razie na tym koncentrujemy się podczas rozmów z instytutem.

Rozmawiamy też z Ministerstwem Finansów. Chcielibyśmy mieć dostęp do danych SENT, czyli Systemu Elektronicznego Nadzoru Transportu, dzięki czemu moglibyśmy śledzić trasę przewozu odpadów, gdy mamy podejrzenia co do konkretnego wytwórcy czy pośrednika – np. dlatego, że mamy już informacje o różnych nieprawidłowościach z nim związanych. Dzięki dostępowi moglibyśmy sprawdzić, czy transport odpadów, który miał odbywać się z punktu A do B, przypadkiem nie jedzie w zupełnie inną stronę.

Wiceminister Anita Sowińska mówiła DGP o zastępowaniu postępowań administracyjnych mandatami karnymi jako sposobie na usprawnienie procedur dotyczących gospodarki odpadami. Eksperci są sceptyczni. Czy według pani to coś zmieni?

W tym pomyśle chodzi o to, żeby uwolnić Inspekcję Ochrony Środowiska od procedur związanych z nakładaniem niskich kar administracyjnych, takich jak 300 czy 500 zł. Zamiast tego chcielibyśmy dawać mandaty karne, których maksymalna wysokość to 10 tys. zł.

Mandat można dać podczas kontroli – jest to prosta i niewymagająca żadnych nakładów pracy administracyjnej procedura. Tymczasem w przypadku wymierzenia jakiejkolwiek kary administracyjnej, nawet 300 zł, musimy zawiadomić stronę o wszczęciu postępowania, w przypadku skomplikowanych spraw – przeprowadzić rozprawę, a następnie wydać decyzję administracyjną, od której można się odwołać. To odwołanie trafia do GIOŚ jako drugiej instancji, potem przysługuje skarga do wojewódzkiego sądu administracyjnego, a następnie – skarga kasacyjna do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Przez to mamy ogromny nakład pracy na wszystkich szczeblach administracji po to, żeby wymierzyć karę 300 zł. Jej uzyskanie w żaden sposób nie rekompensuje poniesionych kosztów administracyjnych, w tym włożonej pracy. W moim przekonaniu zamiast tego moglibyśmy po prostu dać mandat. Dzięki temu nie ponosimy zbędnych kosztów oraz upraszczamy nasze działanie. Uwalniamy też czas na to, żeby się zająć sprawami większej wagi. Nawet z założenia taka niska kara ma tylko charakter porządkowy i raczej nie dotyczy wielkiego uchybienia. Funkcję pouczającą może spełnić także mandat karny, a my zyskujemy czas.

Czyli, mówiąc wprost, to ma ułatwić życie GIOŚ? Nie zwiększy skuteczności ściągania kar od przedsiębiorców, odpowiedzialność zostanie przeniesiona na sądy w przypadku nieprzyjęcia mandatu.

Tak, to powinno zwiększyć efektywność pracy całej Inspekcji Ochrony Środowiska, przy czym pamiętajmy, że mówimy tylko o karach do 10 tys. zł. To działanie ma uprościć naszą pracę i uwolnić nasz czas na sprawy o większej wadze z punktu widzenia zanieczyszczenia środowiska.

Często przytacza się liczbę 311 – to miejsca nielegalnego składowania odpadów niebezpiecznych, których listę GIOŚ przygotował dla Ministerstwa Klimatu i Środowiska (MKiŚ). Czy tego typu miejsc może być więcej?

Ta lista była przygotowana na określony dzień. Od tego czasu wiele mogło się zdarzyć – mogły powstać nowe tego typu miejsca lub mogliśmy otrzymać informacje o miejscach, które już istniały, jednak o nich nie wiedzieliśmy. Na pewno nie jest to lista zamknięta i może ulec zmianie.

GIOŚ utajnił tę listę, tłumacząc to potencjalnymi konsekwencjami – podrzucaniem odpadów, podpaleniami czy eskalacjami sąsiedzkimi. Z perspektywy przestępców utajnienie dużo jednak nie zmieni, a mieszkańcy czy osoby rozważające zakup działki w okolicy powinni mieć przecież dostęp do tego typu informacji.

Jestem głównym inspektorem ochrony środowiska od połowy kwietnia 2024 r., więc dla mnie był to fakt zastany. W tej sprawie GIOŚ współpracuje ściśle z MKiŚ i z wojewódzkimi inspektoratami ochrony środowiska.

Pani wolałaby tę listę upublicznić?

W tej sprawie GIOŚ współpracuje ściśle z MKiŚ.

W grudniu Naczelny Sąd Administracyjny stwierdził, że lista „bomb ekologicznych” to informacja publiczna. Dopiero w kwietniu GIOŚ odmówił jej udzielenia. Wtedy podmiot składający wniosek odwołał się od decyzji GIOŚ, czyli postępowanie sądowe nadal się toczy.

Tak, czekamy na stanowisko sądu. Tak jak powiedziałam, jestem w bieżącym kontakcie z MKiŚ w tej sprawie.

Przejdźmy do rzek. Obecnie niemal 100 proc. wód nie jest w dobrym stanie, mimo że według ramowej dyrektywy wodnej wszystkie powinny osiągnąć ten stan do 2027 r.

Za gospodarowanie wodami odpowiada Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie – to ono wydaje pozwolenia wodnoprawne i prowadzi ich rejestr. W związku z tym to Wody Polskie odpowiadają za stan rzek, na który wpływa w dużej mierze to, jakie ścieki do nich odprowadzamy.

Jako GIOŚ tylko monitorujemy stan rzek. Obecnie trwają prace nad nową ramową dyrektywą wodną, która od stycznia 2028 r. prawdopodobnie znacząco poszerzy zakres monitorowanych parametrów. Chodzi przede wszystkim o farmaceutyki i substancje, które podlegają bioakumulacji w ciele człowieka, ryb czy roślinach. Szacujemy, że będzie to ok. 70 nowych związków chemicznych do monitoringu. Przygotowujemy się więc do zakupu aparatury i myślimy nad stworzeniem nowego narzędzia informatycznego, które będzie na bieżąco informowało społeczeństwo o wynikach badań.

Dziś mamy stały monitoring rzek prowadzony przez GIOŚ, monitoring interwencyjny na Odrze, system monitoringu ciągłego rozwijany przez Instytut Rybactwa Śródlądowego (IRS), a stan wód się od tego nie poprawia. Czy to nie dowód na chaos w zarządzaniu?

To wszystko się uzupełnia. Pierwszym elementem jest monitoring zwyczajny – czyli państwowy monitoring środowiska, w ramach którego na ogół 12 razy w roku w określonych punktach pobieramy próbki i prowadzimy badania. Oprócz tego, w związku z sytuacją na Odrze, opracowaliśmy i prowadzimy tzw. monitoring interwencyjny na tej rzece. Na bieżąco dostosowujemy ten monitoring do sytuacji i ustaleń z cotygodniowych spotkań międzyresortowego zespołu zarządzania kryzysowego, którym przewodniczy MKiŚ. Obecnie trzy razy w tygodniu pobieramy próbki z wyznaczonych miejsc oraz dodatkowo w miejscach, w których sytuacja tego wymaga – przykładowo ostatnio dołączyliśmy monitoring jeziora Dąbie po tym, gdy doszło tam do śnięcia ryb. W terenie działają też WIOŚ, więc wszędzie, gdzie pojawiają się śnięcia ryb, WIOŚ-e zlecają pobór próbek do Centralnego Laboratorium Badawczego GIOŚ, gdzie sprawdzane jest m.in. to, czy występuje złota alga. Badanie na zawartość toksyny w złotej aldze wykonuje Uniwersytet w Gdańsku.

Natomiast sondy, które zainstalował Instytut Rybactwa Śródlądowego, to dodatkowy program, na który IRS otrzymał 250 mln zł z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zgodnie z zawartą umową. Na razie zatrzymaliśmy się na pierwszym etapie realizacji tego programu – sond jest ok. 30, a wyniki z nich są na bieżąco udostępniane na dedykowanej stronie.

Strona ta jest jednak prowadzona przez GIOŚ.

Na ten moment tak, ponieważ okazało się, że IRS nie był jeszcze do tego przygotowany od strony informatycznej. W związku z tym, na prośbę resortu klimatu, GIOŚ w tym pierwszym etapie opracował stronę, na której udostępnia wyniki pomiarów. Jesteśmy więc tylko instytucją wspomagającą, choć temat żywo nas interesuje, uczestniczymy we wszystkich rozmowach na ten temat. Nie ma jednak żadnego powielania pracy.

Nieoficjalnie słyszymy, że resort klimatu nie jest zadowolony ze współpracy z IRS. Do tej pory powstało tylko parędziesiąt sond, do końca roku powinno ich być ponad 800. W dodatku często nie działają. Czy jest możliwe, że GIOŚ przejmie te obowiązki?

Możliwość zawsze istnieje, natomiast jest to ogromne zadanie. Wystarczy spojrzeć na kwotę, która została na ten cel przewidziana – 250 mln zł na sam monitoring rzek, podczas gdy my na monitoring we wszystkich obszarach – wód, powietrza itd. – mamy niecałe 100 mln zł. Aby takie duże przedsięwzięcie zrealizować, musielibyśmy więc otrzymać odpowiednie wsparcie finansowe, m.in. na zatrudnienie fachowców.

W monitoringu powietrza też szykują się nowe wyzwania.

Tak, trwają prace nad nową dyrektywą. Nie znamy jeszcze finalnego kształtu, ale z tego, co wiemy, to większy nacisk ma zostać położony na zanieczyszczenia komunikacyjne w centrach dużych miast. Po przyjęciu dyrektywy mamy dwa lata, żeby się do tych wymagań dostosować. Mamy znakomity zespół fachowców w tym zakresie – w roku 2023 zajęliśmy pierwsze miejsce w międzylaboratoryjnych badaniach porównawczych w całej Unii Europejskiej, co uważam za bardzo duży sukces. Jestem więc spokojna, że jak dyrektywa wejdzie w życie, to będziemy w stanie przystosować się do nowych wymagań w zakresie monitoringu.

Czym innym jest jednak kwestia jakości powietrza. Niektóre normy będą nawet dwukrotnie bardziej restrykcyjne.

Tak, przy czym my tylko monitorujemy stan powietrza, a to, czy jego jakość się poprawi, zależy od wysiłku całego społeczeństwa. Chodzi o poprawę jakości paliw, którymi ogrzewamy nasze domy, używanie jak najmniejszej ilości węgla, szczególnie tego złej jakości, a także np. o unowocześnienie transportu samochodowego, który jest dużym emitentem zanieczyszczeń.

Jakie są jeszcze plany GIOŚ na najbliższą przyszłość?

Chciałabym połączyć WIOŚ z GIOŚ. Obecnie WIOŚ z punktu widzenia finansowego podlegają wojewodom. W tej sprawie podejmujemy już różne działania i mam nadzieję, że uda nam się osiągnąć ten cel. ©℗

Rozmawiała Aleksandra Hołownia