Branża OZE czeka na ustawę, która zmniejszy odległość wiatraków od zabudowań. To jednak nie wystarczy, by rozwiązać jej problemy.

Według raportu Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej potencjał farm lądowych w Polsce po zmniejszeniu minimalnej odległości turbin od zabudowań z 700 do 500 m wyniesie 41 GW. To czterokrotnie więcej niż obecnie. Wyczekiwane odblokowanie ustawy wiatrakowej nie jest jednak panaceum na problemy branży, która i tak będzie musiała się mierzyć z brakiem chętnych na zielony prąd.

Piotr Czopek, ekspert PSEW: – Obecnie w Polsce pracują wiatraki o łącznej mocy 10 GW, a to oznacza, że bez skrócenia minimalnej odległości do 500 m w połowie wykorzystaliśmy nasz potencjał – mówi DGP.

Ale potencjał wiatru to jedno, a realia – drugie. Dzisiaj projekt wiatrakowy, który nie ma opóźnień, powstaje w ok. siedem lat, ale bywa, że czas budowy farmy wiatrowej wynosi nawet dekadę. – Regulacje europejskie wskazują, że optymalnie, by inwestycje te trwały maksymalnie dwa lata – to pokazuje, jak długą drogę musimy jeszcze przejść – mówi Czopek.

Podstawowy problem to jednak zapotrzebowanie na tak wiele mocy z wiatru. Polskie Sieci Elektroenergetyczne, operator krajowego systemu przesyłu energii, poinformowały DGP, że tylko w zeszłym miesiącu do wyłączeń farm wiatrowych dochodziło czterokrotnie. To znacznie rzadziej niż w przypadku fotowoltaiki, ale problem istnieje już teraz. – Okresowe nadwyżki generacji ponad zapotrzebowanie są zjawiskiem występującym w każdym systemie z wysokim udziałem OZE – podkreślają PSE.

Optymistyczna ocena potencjału polskich wiatraków nie znajduje odbicia w oficjalnych dokumentach. Sporządzony przez operatora Projekt Planu Rozwoju Sieci Przesyłowej na lata 2025–2034 zakłada, że za 10 lat moc lądowych farm wiatrowych może wynieść ponad 19 GW. Jednak tam zostały wzięte pod uwagę przede wszystkim lokalizacje nowych elektrowni wynikające z zawartych umów o przyłączenie oraz z wydanych warunków przyłączenia. PRSP zakłada, że w 2034 r. moc morskich farm wiatrowych wyniesie prawie 12 GW, przy czym uwzględniono możliwość powstania 18 GW. Na Pomorzu powstanie też elektrownia jądrowa. Jak powiedział wiceprezes PSE Włodzimierz Mucha w wywiadzie dla DGP, „odwróci to paradygmat pracy systemu elektroenergetycznego mówiącego, że energia elektryczna w Polsce jest produkowana przede wszystkim na południu kraju i transportowana na północ”. Infrastruktura sieci nie jest jeszcze na to gotowa. Oprócz tego wszystkiego szacowana moc fotowoltaiki według obecnych założeń i dostępnych danych może wynieść ok. 45 GW.

Zdaniem Piotra Czopka zgody na przyłączenia do sieci będą jednym z najpoważniejszych problemów, jakie staną przed inwestorami branży wiatrowej. – Musimy też sprawić, by w Polsce wzrosła konsumpcja prądu. Tu powstaje błędne koło – z jednej strony mamy problem z niskim zapotrzebowaniem na prąd ze strony przemysłu, ale wynika ono z tego, że mamy jedne z najwyższych cen w Europie. Dlatego w Polsce mamy mało inwestycji energochłonnych. A prąd będzie tańszy wtedy, kiedy będzie więcej inwestycji w OZE. Te z kolei nie powstają, bo jest niskie zapotrzebowanie na prąd – mówi.

Według danych Urzędu Regulacji Energetyki w zeszłym roku operatorzy sieci rozpatrzyli negatywnie łącznie 7448 wniosków o wydanie warunków przyłączenia do sieci elektroenergetycznej dla planowanych jednostek wytwórczych o mocy 83,61 GW. Całkowita moc odnawialnych źródeł energii w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym na koniec 2023 r. wynosiła 28,3 GW.

W dyskusji publicznej uwaga skupiła się na odległości wiatraków od zabudowań, ale z perspektywy PSE równie istotna jest odległość turbin od kabli napowietrznych. – Zarówno krajowe, jak i zagraniczne badania jednoznacznie wskazują na negatywny wpływ zbyt bliskiej odległości turbiny wiatrowej na bezpieczną eksploatację linii. Stąd obecne zapisy, które określają minimalną odległość turbin wiatrowych od linii jako co najmniej trzykrotność wirnika wraz z łopatami lub dwukrotność wysokości elektrowni wiatrowej – podaje operator w odpowiedzi na pytanie DGP. Dzięki takiemu rozwiązaniu linie są chronione na wypadek przewrócenia się turbiny wiatrowej, np. na skutek ekstremalnych warunków pogodowych. Na łopatach turbin może też osadzać się lód, a wskutek działania sił odśrodkowych bryły mogłyby uszkodzić linie i słupy energetyczne. Ponadto praca turbin w zbyt bliskiej odległości do linii powoduje jej dodatkowe drgania, a to z kolei przyspiesza ich degradację. Wszystko to oznacza natomiast, że rozwój energii wiatrowej potrzebuje rozwoju infrastruktury, a ta tworzy ograniczenia dla farm wiatrowych. ©℗