Dwa lata po zatruciu Odry wciąż nie mamy pełnego systemu monitoringu rzek. A złota alga znów namnożyła się w Kanale Gliwickim, skąd na przełomie kwietnia i maja wyłowiono już 1,5 tony martwych ryb.
Teoretycznie do końca roku powinniśmy mieć 825 punktów na rzekach i jeziorach objętych monitoringiem ciągłym. Na razie mamy ich 35, głównie na Odrze, dwa są na Wiśle. Sondy odczytujące wyniki parametrów wody często są jednak wyłączane lub w ogóle nie mierzą najważniejszych wskaźników. Przykładowo w poniedziałek jeden punkt był czasowo wyłączony, na innym trwały prace techniczne. Wyniki z monitoringu miały być w czytelny sposób prezentowane na stronie internetowej, ale ta po „zweryfikowane wyniki z prowadzonego przez GIOŚ monitoringu interwencyjnego Odry” odsyła na inną stronę. Przy danych zbieranych przez sondy można przeczytać, że „prezentowane dane są poglądowe, nie podlegają bieżącej weryfikacji”.
Według informacji prezentowanych przez byłą minister środowiska Annę Moskwę już po zatruciu Odry toksycznym zakwitem złotych alg budżet, m.in. na stworzenie monitoringu rzek i jego cyfryzację, miał wynosić 250 mln zł. Dziś coraz częściej słychać na jego temat wątpliwości. – Obecnie panuje chaos, w którym trudno jasno określić odpowiedzialność konkretnych podmiotów. Mamy monitoring w ramach Państwowego Monitoringu Środowiska, monitoring interwencyjny, monitoring automatyczny – brak jest jednak podmiotu odpowiedzialnego za koordynację i nadzorowanie tych wszystkich pomiarów – mówi DGP Maria Włoskowicz, prawniczka z Fundacji Frank Bold.
Umowa w sprawie monitoringu została podpisana z Instytutem Rybactwa Śródlądowego (IRS). Ale to nie on, tylko GIOŚ udostępnia wyniki pomiarów, zresztą jest do tego instytucją najbardziej odpowiednią.
W rządzie nieoficjalnie słyszymy, że resort środowiska ma coraz większe wątpliwości w sprawie wykonania umowy. IRS chwali za to monitoring w mediach społecznościowych, pisząc, że „zebrane w ostatnich dniach doświadczenia wskazują, że realizacja projektu przebiega zgodnie z planem”. Powód? To sondy IRS wykryły niepokojące parametry wody w Kanale Gliwickim. Na przełomie kwietnia i maja doszło tam do śnięcia 1,5 t ryb. Złota alga trafiła stamtąd do Odry i mimo że obecność glona w rzece nie musi oznaczać toksycznego zakwitu, to jednak takie ryzyko rośnie przy niskim stanie wód i coraz wyższej temperaturze. – Kanał Gliwicki jest wylęgarnią złotych alg. Mimo że obecnie sytuacja nie jest dramatyczna, to spadający przepływ wody może ją znacznie pogorszyć. Obecnie w Odrze mamy osłabiony ekosystem, a do rzeki nadal trafiają kopalniane solanki. Myślę, że można panikować – mówi DGP Krzysztof Smolnicki z Międzynarodowej Koalicji Czas na Odrę.
– Czujniki dają możliwość szybkiej reakcji na niebezpieczne sytuacje, np. gdy przekroczone zostaną dopuszczalne lub ostrzegawcze wartości parametrów – mówi DGP prof. Mariusz Czop z Akademii Górniczo-Hutniczej, specjalista hydrogeologii, gospodarki wód i ochrony środowiska. Dodaje, że pomagają też wykrywać nielegalne zrzutów ścieków i... dają efekt psychologiczny. – Gdy ludzie wiedzą o złym stanie wód, mogą wywierać presję na władze. Podobnie było wcześniej z jakością powietrza. Od kiedy pojawiły się pomiary pokazujące poziom smogu, mieszkańcom zaczęło bardziej zależeć na radykalnej poprawie sytuacji – przekonuje profesor. W ostatnim czasie pojawiły się zresztą inicjatywy społecznego monitoringu wód.
– Dużo rzeczy jest dziś robionych punktowo, brakuje jednak systemowego podejścia. Szwankuje też analiza danych z monitoringu i informacja o tym, co powinno się zadziać po wykryciu zagrożenia – ocenia Włoskowicz. Zresztą zdanie na temat monitoringu rzek wyraziło też na swojej stronie Ministerstwo Klimatu, pisząc: „Mimo wydania przez poprzedni rząd wielu milionów złotych, monitoring automatyczny jest w początkowej, pilotażowej fazie”.
Pilotażowo ciągły monitoring Odry został uruchomiony 31 marca 2023 r. Dwa miesiące później dane zostały upublicznione – w tamtym momencie dostępne były dane z dziewięciu miejsc. Poprawa monitorowania rzeki poprzez „systemy ciągłego i precyzyjnego monitorowania pomiarów jakości wody” była jednym z zaleceń unijnej analizy wniosków po katastrofie odrzańskiej. – Od lat zabiegaliśmy o to, żeby wprowadzić automatyczny monitoring rzek. Aby to się stało, konieczna była jednak katastrofa na Odrze. Obecnie punktów jest kilkadziesiąt, ale na cały nasz kraj to nie jest wystarczająca liczba. Taki system pozwoli zauważyć ogólne trendy zmian jakości wody – mówi prof. Czop.
Zespół zarządzania kryzysowego Ministerstwa Klimatu i Środowiska poinformował w ostatnich dniach, że prowadzi prace nad stworzeniem aktywnego modelu hydrologicznego, dzięki któremu możliwe byłoby „widzenie się” zrzutów przemysłowych. Po katastrofie na Odrze okazało się, że znakomita większość zrzutów była zgodna z pozwoleniami wodnoprawnymi, jednak nikt nie brał pod uwagę ich skumulowanego wpływu na rzekę. Analiza resortu środowiska dotyczy też możliwości inwestycji w systemy odsalania wód kopalnianych. Szczegółów brak. ©℗