Wojna, pandemia, spowolnienie gospodarcze i nieuczciwa konkurencja doprowadziły do sytuacji, w której na rynku brakuje surowców z recyklingu. A biznes potrzebuje ich dziś bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. To chwilowy impas czy długofalowy kryzys?

Europejski rynek jest dziś zalewany pseudo-surowcami wtórnymi i pierwotnymi wątpliwej jakości. Każdego miesiąca do krajowych portów wpływają tysiące ton – rzekomo spełniających normy – recyklatów, czyli poddanych recyklingowi opakowań z tworzyw sztucznych lub tektury, z których później powstają np. nowe plastikowe butelki lub papierowe ręczniki.

Gdzie zaczyna się ich podróż? Setki kontenerów pokonują długą drogę z Azji lub Bliskiego Wschodu. Część firm działających w krajach ze wskazanych regionów przetwarza odpady bez uwzględnienia jakichkolwiek norm środowiskowych. Inne produkują tani plastik z rosyjskiej, obłożonej unijnym embargiem, ropy.

Najwięcej recyklatów przepływa jednak bezpośrednio z Chin, które są jednym z największych eksporterów recyklatu z tworzyw sztucznych na świecie. I to ich udział mocno zaburza rynek.

Jaka jest największa przewaga produktów z Azji? Oczywiście cena – średnio o 1/3 niższa, niż proponują legalnie działający recyklerzy w UE. Z taką konkurencją trudno wygrać europejskim przetwórcom. Szczególnie na rozchwianym i pogrążonym w chaosie rynku, który od trzech lat przeżywa kolejne trzęsienia ziemi – począwszy od wybuchu pandemii koronawirusa i wywołanego nią zamrożenia gospodarek, przez ich rozmrożenie, a na wojnie na Ukrainie i zerwanych łańcuchach dostaw kończąc.

Napływ taniego surowca zza granicy to zła wiadomość nie tylko dla krajowych recyklerów, ale również dla całej branży odpadowej. Bez skutecznego odzysku surowców z odpadów nie zamkniemy obiegu, nie wykonamy ciążących na nas obowiązków dotyczących zbierania i przetwarzania odpadów, a przez to zapłacimy milionowe kary – alarmują eksperci i apelują o pilne zmiany w przepisach, które pozwoliłyby uniknąć nieadekwatnych obciążeń za szczególnie trudny 2023 rok. Podkreślają przy tym, że problemy, z którymi mierzy się branża to nie tylko polska specyfika. Ostatni rok był niezwykle wymagający dla całego sektora recyklingu w wielu innych krajach UE. – Zawieszanie bądź zamykanie zakładów przetwarzania, i to nie tylko tworzyw sztucznych, to coraz częstszy scenariusz również w Niemczech czy we Włoszech, czyli w państwach, gdzie nakłady finansowe na system zbiórki, sortowania, transportu i przetwarzania były od lat i wciąż są, dużo wyższe, niż w Polsce – mówi Anna Grom, prezes Grupy Interzero w Polsce i dyrektor zarządzająca Interzero Circular Solutions Europe.

Uwięzieni w geopolitycznym impasie

Jak na razie nie zanosi się, by zła passa branży miała szybko ustąpić miejsca wyczekiwanemu ożywieniu gospodarczemu. Wciąż utrzymują się wysokie ceny energii, które – jak przekonuje Robert Szyman, dyrektor generalny Polskiego Związku Przetwórców Tworzyw Sztucznych (PZPTS) – odpowiadają za 25-50 proc. kosztów całkowitych pracy instalacji przetwarzających surowce w recyklat.

To, że sytuacja jest trudna potwierdza też Andrzej Kubik, który prowadzi dwa przedsiębiorstwa zajmujące się recyklingiem: GPR Guma i Plastik Recycling oraz REPLAS Recycling Plastics.

– Są dwa główne czynniki, które wpływają na ceny surowców wtórnych – to koszty płacy rosnące wraz z ciągłym wzrostem płacy minimalnej oraz koszty energii elektrycznej, która w Polsce jest obecnie jedną z najwyższych wśród krajów UE. Ceny surowców pierwotnych zależą natomiast głównie od notowań cen ropy naftowej na światowych giełdach – mówi.

W praktyce oznacza to, że po skokowych podwyżkach cen energii z ostatnich miesięcy, które drastycznie podwyższyły koszty produkcji krajowego recyklatu, dysproporcja cenowa między europejskimi a azjatyckimi dostawcami surowców pierwotnych, powiększyła się. Recyklerom brakuje też dostępu do dużego strumienia dobrego jakościowo surowca, za co winę ponoszą przede wszystkim mieszkańcy, którzy słabo sortują odpady. Dodatkowo, rynek zbytu nie jest obecnie chłonny, bo przy utrzymujących się niskich cenach ropy naftowej, wielu firmom bardziej opłaca się pakować swoje produkty w nowy plastik, wyprodukowany z taniej ropy, niż w ten „odzyskany” – z recyklingu.

Potwierdzenie wskazanych trendów stanowią m.in. ustalenia organizacji Plastics Recyclers Europe, która ostrzega, że europejski przemysł tworzyw sztucznych może być zagrożony niskim popytem na recyklat produkowany w UE oraz wysokim importem spoza kontynentu. – Organizacja zaleca niezależny system certyfikacji stron trzecich, aby zapewnić przejrzystość i identyfikowalność. Ale niestety, jak na razie na zaleceniach się kończy, a branża nadal znajduje się w zapaści – komentuje Anna Grom.

Warto zaznaczyć, że wstrząsy na rynku surowców nie dotykają tylko rynku tworzyw sztucznych. Jak przekonuje Paweł Abramczyk, category manager Recycled Fiber Unit Stora Enso, intensywnych zakłóceń związanych z pandemią Covid-19, konfliktem na Ukrainie oraz globalną inflacją nie uniknął również rynek makulatury. – Dzisiaj wiele firm odnotowuje widoczne spowolnienie. Obecne warunki makroekonomiczne i rynkowe stwarzają poważne wyzwania, ponieważ słaby globalny wzrost i wysoka inflacja negatywnie wpływają na nasze wyniki – mówi.

Podobnie sytuację ocenia Barbara Wytrykus, kierownik Działu Makulatury Tektura Opakowania Papier S.A. Jak wskazuje, ostatnie dwa lata, a szczególnie 2022 r., były wyjątkowo trudne dla branży – Presja ciążącego nad nami kryzysu powodowała duże wahania na rynku makulatury, zarówno cenowe, jak i ilościowe. Wielu przedsiębiorców miało w tym czasie liczne powody do obaw o ceny prądu, gazu czy węgla – wyjaśnia.

Splot tych czynników doprowadził do sytuacji, w której na rynku brakuje dobrych jakościowo surowców, których coraz pilniej potrzebuje cały rodzimy biznes. Ten niepokojący trend zauważa Beata Szynkiewicz, dyrektor handlowy w PRT Radomsko, firmie należącej do międzynarodowej spółki ALPLA, która zajmuje się przetwarzaniem jednego z najbardziej pożądanych na rynku materiałów – butelek plastikowych PET – czyli popularnych butelek na napoje. Z jej obserwacji wynika, że nawet w przypadku tak wartościowych opakowań, zarówno ilość, jak i jakość odpadów, które nadawałyby się do przetworzenia, pozostawiają wiele do życzenia.

– Przez wysokie koszty pozyskania materiału do recyklingu dochodzimy do sytuacji, w której recyklat PET bywa droższy od materiału tzw. virgin, czyli pierwotnego surowca PET pozyskanego bezpośrednio z ropy naftowej. Paradoksalnie okazuje się więc, że producenci używający recyklatów ponoszą z tego tytułu wyższe nakłady i są mniej konkurencyjni niż ci, którzy używają jedynie materiału pierwotnego. A to przecież zupełne postawienie sprawy na głowie, przez które popyt na recyklaty tylko spada, co oddala nas od celów gospodarki obiegu zamkniętego – mówi Beata Szynkiewicz.

Zwraca przy tym uwagę na kolejny absurd związany z obecną sytuacją. – Tu zawodzi cały system, bo z jednej strony na rynku brakuje dobrego jakościowo surowca, a z drugiej, w wielu sortowniach wciąż mamy tysiące ton materiałów, które zamiast do recyklingu trafią do spalarni, bo ich wysortowanie i doczyszczenie jest zbyt słabo dofinansowane w ramach systemu ROP (rozszerzonej odpowiedzialności producentów – red.) – konkluduje.

Widmo niesprawiedliwej kary

Dlaczego dostęp do surowców jest dziś tak ważny? Bo bez nich żadnej firmie nie uda się osiągnąć ambitnych celów środowiskowych, które stawia przed nami UE. To na przykład obowiązek zbierana i poddawania recyklingowi opakowań z tworzyw sztucznych po produktach wprowadzonych przez firmę na rynek na poziomie ponad 55 proc. do 2030 r. A to nie jedyny wymóg, któremu będzie musiał sprostać biznes w najbliższych latach.

Zgodnie z najnowszymi propozycjami UE, pod koniec obecnej dekady wprowadzane na rynek opakowania będą musiały zawierać co najmniej 35 proc. tworzywa pozyskanego z recyklingu.

– Nałożenie na producentów obowiązku użycia materiału z recyklingu niewątpliwie zmieni warunki na rynku i zwiększy popyt na recyklat – twierdzi Mariusz Musiał, dyrektor zarządzający w ALPLA Polska.

Nie jest w tej ocenie odosobniony. To wszystko dobre i potrzebne regulacje – uważają przedstawiciele branży, choć niektórzy mają wątpliwości co do tego, czy tak ambitne cele są możliwe do zrealizowania w ciągu kilku lat. Zarówno optymiści jak i sceptycy podzielają jednak jedną wątpliwość. Co będzie, jeżeli do zakładów recyklingu trafi fizycznie tylko 30 proc. wszystkich opakowań wprowadzonych w danym roku na rynek przez producenta? W jaki sposób ma on wtedy uczynić zadość ciążącym na nim obowiązkom i zebrać oraz przetworzyć taką masę odpadów powstałych z opakowań, żeby osiągnąć wymagany przepisami poziom 55 proc. recyklingu?

Przedstawiciele branży odpadowej coraz częściej stawiają sobie podobne pytania. I trudno się dziwić, jeśli wziąć pod uwagę, że za każdy nieuzyskany procent poniżej wymaganego poziomu recyklingu zapłacą srogie kary w postaci tzw. opłaty produktowej. W grę wchodzą tu sumy rzędu kilku tysięcy złotych za każdą tonę brakujących odpadów. To nic innego jak sankcja za niewywiązanie się z obowiązku zebrania oraz przetworzenia odpadów na wymaganym poziomie.

Jeżeli sytuacja się nie poprawi, to przedsiębiorcy, mimo swoich najlepszych chęci, wysiłku i nakładów finansowych, zwyczajnie nie będą w stanie zrealizować swoich obowiązków, bo na rynku zabraknie odpadów, które można przetworzyć, za co producenci zapłacą, nieproporcjonalnie – w ich odczuciu – wysokie kary z tytułu tzw. opłaty produktowej.

W poszukiwaniu zaginionych odpadów

Jak doszło do tego, że przy stale rosnącej ilości śmieci wytwarzanych przez gospodarstwa domowe na rynku brakuje odpadów, które nadawałyby się do recyklingu?

Eksperci są zgodni, że tak kuriozalna sytuacja wynika z nawarstwienia się kilku czynników. Pierwszy z nich to wspomniany już import bardzo atrakcyjnych cenowo surowców wtórnych i pierwotnych. Zrzucanie winy na nierówną konkurencję z azjatyckimi potęgami zda się jednak na niewiele, zwłaszcza, że w dużym stopniu sami nie potrafimy uporządkować bałaganu na rodzimym podwórku. Przejawia się on chociażby słabą jakością selektywnej zbiórki odpadów w naszych domach. A eksperci nie mają wątpliwości, że dobra zbiórka jest warunkiem koniecznym do tego, żeby rozmawiać o dalszych etapach zagospodarowania odpadów, w tym o ich recyklingu. Tymczasem z (najnowszych dostępnych) danych GUS za 2022 r.
wynika, że zaledwie 40 proc. spośród 13,5 mln odpadów wytwarzanych przez mieszkańców Polski jest zbieranych selektywnie. To oznacza, że już na starcie ponad połowa śmieci z gospodarstw domowych trafia do instalacji komunalnych jako odpady zmieszane, z których można później odzyskać jedynie od kilku do kilkanastu procent wartościowych surowców.

Za brak surowca na rynku odpowiada też niższa konsumpcja i produkcja w ostatnich latach, w związku z zamknięciem gospodarki w czasie pandemii, a później jej spowolnieniem, w fazie wychodzenia z kryzysu. W efekcie spadła też ilość opakowań, które zostały wprowadzone na rynek. Dodatkowo, wiele z tych produktów i opakowań wyjechało z kraju w ramach pomocy żywnościowej i humanitarnej dla Ukrainy.

– To był nasz piękny gest i odruch solidarności z narodem ukraińskim, z którego powinniśmy być dumni. Ale – przewrotnie – oznacza to też problem prawno-formalny dla organizacji odzysku opakowań, które muszą wykonać ciążące na nich zobowiązania – mówi Anna Grom, prezes Grupy Interzero w Polsce.

Jak wyjaśnia, zgodnie z przepisami przedsiębiorcy rozliczają swój obowiązek zbiórki i recyklingu opakowań za 2023 r. w odniesieniu do roku poprzedniego. Ten jednak był szczególny właśnie ze względu na fakt, że setki tysięcy produktów i opakowań, które zostały legalnie wprowadzone do obrotu w Polsce, później zniknęło w systemie, wyjeżdżając z kraju.

– Innymi słowy, mamy dużo mniej odpadów, które możemy przetworzyć, a musimy przetworzyć ich zdecydowanie więcej, niż kiedykolwiek wcześniej – mówi prezes Grupy Interzero w Polsce.

Potrzebna interwencja UE?

Przedstawiciele branży są zgodni, że w obecnej sytuacji niezbędne są działania osłonowe. Spoglądają przy tym w kierunku Brukseli, która – być może jako jedyna – ma narzędzia, by chronić wewnętrzny rynek wspólnoty.

– Sytuacja ewidentnie wymknęła się spod kontroli, bo nikt chyba nie zakładał, że UE będzie masowo importować recyklat z drugiego końca świata, o którego składzie i jakości nic nie wiemy – mówi Paweł Lesiak, wiceprezes zarządu Interzero Polska. I dodaje, że najwyższa pora ograniczyć import niesprawdzonych i często nieprawdziwie oznaczonych surowców wtórnych. Wypierają one bowiem z rynku lepszy jakościowo, ale droższy surowiec przetwarzany na miejscu.

Ekspert przekonuje, że takie zamknięcie granic może wyjść wszystkim na dobre. Wymusi rozbudowę nowych zakładów recyklingu, które pod nadzorem unijnych regulacji i wymogów będą nie tylko dostarczać surowce najwyższej jakości, ale również pozwolą domknąć obieg surowców na terenie UE, czyli zbliżyć się do ideału gospodarki obiegu zamkniętego.

W ocenie Beaty Szynkiewicz, zamknięcie obiegu surowców, do którego dąży UE jest jak najbardziej możliwe. Istnieje tylko jeden warunek brzegowy: zużyte opakowania z rynku europejskiego muszą trafiać do recyklingu na terenie UE i tam być przetwarzane w recyklat wysokiej jakości. A krajowy przemysł będzie go potem wykorzystywać do produkcji nowych opakowań na wewnętrzny rynek. – Nie chodzi przecież tylko o to, żeby opakowania po prostu zawierały recyklaty, ale o to, żeby zamykać obieg surowców, redukować ilość odpadów powstających w UE i ograniczać użycie materiałów pochodzących bezpośrednio z ropy naftowej – mówi Szynkiewicz.

Plaster na świeże rany

O ile systemowe zmiany są niezbędne, aby długofalowo uzdrowić rynek, tak już dziś trzeba podejmować działania, żeby obserwowany obecnie brak surowców nie dociążył branży nieadekwatnie wysokimi karami. – W 2023 r. nastąpiły rekordowe, skokowe wzrosty cen potwierdzeń przetworzenia odpadów. Dotknęło to również podmioty wprowadzające do obrotu produkty w opakowaniach. Niejednokrotnie ich koszty realizacji ustawowych obowiązków wzrosły pięciokrotnie z roku na rok i nie można tego zrzucić wyłącznie na inflację – mówi Paweł Lesiak.

Wtóruje mu Anna Grom, która podkreśla, że czynniki makroekonomiczne wpływające w 2023 na większość gospodarek europejskich pokazały, w jaki sposób niska produkcja, niska konsumpcja i jednoczesna wysoka inflacja wpływają na funkcjonowanie systemów ROP .

– Niedobór surowców wtórnych dostępnych na rynku, zapełnione recyklatami i płatkami magazyny oraz związany z tym brak dalszej możliwości przetwarzania kolejnych partii zebranych odpadów opakowaniowych, to wszystko bezpośrednio wpływa na ceny, jakie wprowadzający musi zapłacić za wypełnienie jego obowiązku. I te koszty stale rosną, w większości krajów europejskich właściwie z miesiąca na miesiąc – zauważa ekspertka.

Czy jest prosty sposób na rozwikłanie tego problemu? Jednym z możliwych rozwiązań, postulowanych przez przedstawicieli organizacji odzysku, jest czasowe obniżenie wysokości stawek opłat produktowych, w szczególności dla opakowań z tworzyw sztucznych, szkła i z drewna, określonych w rozporządzeniu Ministra Środowiska z 16 grudnia 2014 r. w sprawie stawek opłat produktowych dla poszczególnych rodzajów opakowań. – Zmiany tych stawek zmniejszą obciążenia finansowe przedsiębiorców w przypadku ewentualnego nieuzyskania - pomimo podjęcia wszelkich możliwych działań - wymaganych poziomów recyklingu w trudnym 2023 roku – wyjaśnia Paweł Lesiak.

Drugim rozwiązaniem, które mogłoby pomóc biznesowi, byłoby obniżenie przewidzianych dla 2023 roku, wymaganych poziomów recyklingu, jakie określono w rozporządzeniu Ministra Klimatu i Środowiska z 19 grudnia 2021 r. w sprawie rocznych poziomów recyklingu odpadów opakowaniowych w poszczególnych latach do 2030 r.

Paweł Lesiak zwraca uwagę, że wyznaczone w tym rozporządzeniu poziomy dla 2023 roku są poziomami krajowymi, które nie mają wpływu na rozliczenia Polski w ramach przepisów unijnych. Oznacza to, że resort środowiska może obniżyć poziomy recyklingu wyznaczone dla roku 2023, pozostając przy tym w zgodzie z prawem europejskim w tym zakresie.

Co zaś, czekając na potencjalne zmiany, mogą już teraz zrobić firmy? – Sugerowałbym przeprowadzenie aktualnego i skrupulatnego audytu środowiskowego, który pozwoli jednoznacznie ustalić, jakie konkretne rodzaje i masy opakowań wprowadzamy do obrotu. Tegoroczne doświadczenia pokazały, że nawet duże podmioty, z uwagi na brak rzetelnej weryfikacji, potrafią zawyżać masę opakowań nawet o 40 proc. – mówi Paweł Lesiak. I zaznacza, że dziś, w obliczu nieustannie rosnących wymagań środowiskowych, żadna firma nie może dłużej zwlekać ze zmianami, ale musi jak najszybciej zadbać o zapewnienie sobie dostępu do jak największej ilości jak najlepszego recyklatu.