W ramach Wielkiego Postu podejmowaliśmy różne zobowiązania. Powstrzymujemy się od picia alkoholu czy jedzenia słodyczy, obywaliśmy się w piątki bez mięsa, staraliśmy się wydobyć z siebie wiele dobrych, na co dzień zapominanych cech. Gama dobrowolnie realizowanych postanowień jest niezwykle szeroka.
Ja miałem ochotę włączyć do niej jeszcze jedną propozycję, tylko pozornie wymagającą demonstracji wielkiego duchowego męstwa. Propozycję ważną choćby tylko przez ten krótki okres między Środą Popielcową a Wielkanocą, a polegającą na ograniczeniu ilości gazów cieplarnianych emitowanych przez każdego z nas.
Tak, wiem, że przekonanie o wpływie człowieka na procesy globalnych zmian klimatu ma ciągle wielu przeciwników, choć z drugiej strony niewierzących w pojawianie się tych zmian też jest już chyba bardzo niewielu. Wśród konsekwencji zachodzących zmian, które powinny według mnie nakłonić do działania największych nawet niedowiarków, można wymienić na przykład zagrożenia konfliktami nie przez przypadek określanymi mianem klimatycznych. Anomalie klimatyczne to dzisiaj bardzo poważna sprawa, dotycząca także globalnego bezpieczeństwa. Wojna w Darfurze, która pochłonęła już dwa miliony ofiar, jest powszechnie i zasadnie uznawana za pierwszy, bardzo znamienny konflikt wywołany zmianami klimatycznymi.
Wiele konfliktów o podobnym podłożu jest już w toku albo niechybnie niebawem się pojawi. Jakżeby mogłoby być inaczej, skoro w ciągu ostatnich siedmiu lat prawie 160 milionów ludzi zostało zmuszonych do zmiany miejsca zamieszkania w związku z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi? W imię troski o następne pokolenia wolę więc, zamiast bezczynności, wybrać opcję bezpieczniejszą i namawiać do dbałości o środowisko naturalne i redukcję emisji szczególnie tam, gdzie to nic albo niewiele kosztuje. Żeby przedstawić to obrazowo: przeciętny słoń waży, powiedzmy, 2,5–3 tony. W krajach rozwiniętych każdy obywatel wysyła w powietrze około czterech takich słoni rocznie, czyli generuje emisję gazów o wadze 10–12 ton! Średnia dla całego świata to blisko 5 ton na osobę, a np. w Stanach Zjednoczonych jest to nawet 25 ton.
Nawiążmy w tym kontekście do ustaleń przyjętych za podstawę decyzji ostatniego szczytu klimatycznego w Paryżu. Otóż chwalebny cel zapobieżenia do końca wieku wzrostowi temperatury o więcej niż 2 stopnie Celsjusza zostanie osiągnięty tylko wtedy, gdy ludzkość wyemituje do atmosfery w tym czasie nie więcej niż bilion ton gazów cieplarnianych. Wygląda to na dużo, ale nie dajmy się zwieść liczbie zer; przy obecnym poziomie emisji ta granica zostanie osiągnięta już za 25 lat! No dobrze, powiemy, ale co w tej sprawie może zrobić każdy z nas? Przecież mamy polityków coraz bardziej przekonanych o narastających zagrożeniach, rozwijamy nowe, niskoemisyjne technologie, mamy lasy pochłaniające szkodliwe gazy.
Czyżby to wszystko nie zabezpieczało nas przed przewidywanymi kłopotami? Co miałby indywidualnie robić każdy z nas, jeśli całe zło tkwi w ugruntowanej praktyce funkcjonowania całych społeczeństw, w milionach tkwiących w korkach samochodów, w opalanych węglem domowych piecach, w braku przekonujących zachęt do ograniczania marnotrawstwa energii? Powiedzmy więc dobitnie, że o ile indywidualne działania każdego z nas nie znaczą wiele, to bez nich z pewnością nie osiągniemy żadnego z celów polityki klimatycznej.
W trakcie szczytu paryskiego stwierdzono, że warunkiem powodzenia proponowanej polityki jest szybkie ograniczenie rocznej emisji przypadającej na człowieka do 2,5 tony (obecnie w krajach rozwiniętych jest to, jak powiedzieliśmy, ponad 10 ton), a w dłuższym okresie nawet do jednej tony. Mówimy tu o wartościach średnich w skali globalnej. Unia Europejska konsekwentnie demonstruje chęć bycia liderem i na przykład w roku 2030 roczna emisja na jej mieszkańca według przewidywań ciągle będzie dwukrotnie mniejsza niż w przypadku Stanów Zjednoczonych.
Szacuje się przy tym, że 40-procentowa redukcja obecnego poziomu emisji może być osiągnięta względnie tanio i praktycznie bez pogorszenia komfortu życia pod warunkiem jednak, że będzie ona w znacznym stopniu efektem racjonalnych działań obywateli i firm wspieranych różnego rodzaju zachętami, a nie sztucznych regulacji i zakazów zaburzających konkurencyjność poszczególnych gospodarek. Działań zarówno dawno dobrze rozpoznanych, takich jak np. modernizacja budynków i systemów ciepłowniczych pod kątem oszczędności energii potrzebnej do ich ogrzewania (w przeciętnym budynku na ten cel zużywane jest 70 proc. sumarycznego zapotrzebowania na energię), racjonalizacja transportu towarów i ludzi, pobudzanie inicjatyw innowacyjnych w wysokoemisyjnych sektorach gospodarki czy zwiększanie powierzchni lasów, ale także inicjatyw mniej oczywistych, jak np. zmiana szkodliwych nawyków konsumpcyjnych.
Mówiąc o transporcie, pamiętajmy, że każdy litr benzyny bądź oleju napędowego to dodatkowe dwa kilogramy gazów w atmosferze. Korzystanie z transportu publicznego i zabieranie sąsiadów do samochodu, gdy jedziemy do pracy, nie wspominając już nawet o korzystaniu z rowerów, ma więc olbrzymie znaczenie w ogólnym bilansie emisyjnym. Mówiąc o obszarach zalesionych, warto wiedzieć, że średniej wielkości drzewo absorbuje rocznie ok. 5 kilogramów dwutlenku węgla, co oznacza, że do całkowitego skompensowania emisji generowanej przez jednego Europejczyka potrzebne byłoby dzisiaj blisko 2 tys. drzew!
Anomalie klimatyczne to dziś poważna sprawa, dotycząca także globalnego bezpieczeństwa. Wojna w Darfurze, która pochłonęła już dwa miliony ofiar, jest powszechnie uznawana za pierwszy konflikt wywołany zmianami klimatycznymi
Namawiając do zmiany nawyków konsumpcyjnych, chodzi nam zaś na przykład o preferowanie produktów regionalnych i rezygnację ze snobistycznych przyzwyczajeń konsumowania horrendalnie szkodliwych dla klimatu smakołyków z innych kontynentów (często transportowanych samolotami bądź uprawianych w ogrzewanych węglem lokalnych szklarniach), ograniczenie marnotrawstwa żywności (w bogatych krajach na poziomie jednej trzeciej wszystkich spożywanych produktów!) czy zwiększenie w diecie ilości lokalnie uprawianych warzyw i owoców kosztem sprowadzanych najczęściej z dalszych odległości produktów odzwierzęcych, w tym mięsa.
Spójrzmy np. na emisyjny bilans mięsa wołowego. Jeden kilogram tego mięsa na naszym talerzu ma za sobą przeciętnie niewiarygodnie wysoką emisję 28 kilogramów gazów cieplarnianych. Fatalnie jest także z produkcją sera, którego kilogram wymaga wcześniejszego wyemitowania aż 8 kilogramów gazów. O ileż korzystniej wyglądają te dane dla warzyw i owoców, dla których powyższy wskaźnik nie przekracza kilkuset gramów! Nie mówiąc już o zaletach zdrowotnych takiej diety.
Nie od rzeczy będzie dodać na koniec, że obywatelska świadomość niezbędności dbania o ziemską atmosferę jest ważna także dlatego, że staje się ona automatycznie elementem presji na polityków. W końcu warunki, w jakich będziemy w przyszłości żyli, zależą jednak głównie od nich. Warto wywierać taką presję, bo jest ona jedyną drogą do uracjonalnienia wielu pozbawionych głębokiej refleksji decyzji regulacyjnych podejmowanych na różnych poziomach. Za taką byłbym skłonny uznać np. całą dzisiejszą politykę unijną w zakresie handlu emisjami, zagrażającą przyszłej globalnej konkurencyjności państw członkowskich i tysiącom miejsc pracy w wielu ważnych sektorach gospodarki.
Czy więc aktualna sytuacja pozwala nam na patrzenie na sytuację naszego kraju z umiarkowanym choćby optymizmem? Chyba jednak tak. Pamiętajmy bowiem, że istotą problemu są działania na rzecz zapobiegania wzrostowi sumarycznego stężenia gazów cieplarnianych w atmosferze, na co składa się redukcja emisji, konsekwentne powiększanie obszarów pochłaniających gazy w naturalny sposób oraz przechwytywanie gazów w celu ich przemysłowego wykorzystywania. Naszą siłą są zaś stosunkowo duże powierzchnie kompensujących emisje lasów i pól uprawnych. Nie oznacza to jednak, że możemy zapomnieć o konieczności aktywnych działań na rzecz ograniczania emisji. Tyle że działania wywoływane zrozumieniem tej potrzeby przez wszystkich obywateli i prowadzone przez firmy ufające stabilnym warunkom nieprzeregulowanej gospodarki okazałyby się z pewnością znacznie skuteczniejsze niż spadające na nas odgórne dyrektywy i zobowiązania.