Kraje skandynawskie mogą mieć problem ze spełnieniem zakładanych celów na 2030 r.
Najwyższe w Europie wskaźniki udziału czystej energii w miksie (ponad 98 proc. według brytyjskiego think tanku Ember), najniższa emisyjność, największy udział aut elektrycznych w sprzedaży, ambitne cele na 2030 r. i najwyższy poziom świadomości społecznej w sprawach klimatu. Kraje skandynawskie od lat plasują się na czele wszystkich niemal rankingów mierzących postępy zielonej transformacji. W publikowanym co roku przez niemiecką organizację ekologiczną Germanwatch globalnym rankingu ochrony klimatu (Climate Change Performance Index) w 2022 r. Danii, Szwecji i Norwegii przyznano odpowiednio czwarte, piąte i szóste miejsce, przy czym pierwszych trzech miejsc w tym zestawieniu nie przyznaje się (co ma symbolizować, że żaden kraj nie robi w polityce klimatycznej wystarczająco dużo).
Rok później swoje lokaty utrzymały Szwecja i Dania, ale Norwegia spadła na miejsce 10. Oslo oberwało się m.in. za nikłe postępy w dziedzinie dekarbonizacji przemysłu oraz rosnące emisje sektora gazowo-naftowego. Jak wskazano, o ile inne branże ograniczyły od 1990 r. swój ślad węglowy o 40 proc., emisje firm paliwowych wzrosły niemal o połowę. W ocenie ekspertów problemem są też zapowiedzi dalszego rozwoju wydobycia ropy naftowej i gazu, w tym na terenie Arktyki – co jest uznawane za niezgodne z zobowiązaniami klimatycznymi.
Krytyczne głosy pojawiają się także w odniesieniu do polityki Kopenhagi. O utrzymującym się ryzyku dla obowiązującego celu na 2030 r. (70 proc. redukcji emisji gazów cieplarnianych) mówi Duńska Rada Klimatyczna, która w tegorocznym raporcie podniosła wątpliwości m.in. co do osiągnięcia zakładanej obniżki emisji z rolnictwa oraz wykonalności rządowych planów dotyczących technologii wychwytu i magazynowania CO2 (CCS). Duńska stolica musiała wycofać się w zeszłym roku z obietnicy osiągnięcia neutralności klimatycznej już w 2025 r., do czego przyczyniła się m.in. właśnie nadmierna wiara w CCS. Największe obawy dotyczą jednak Szwecji. W zeszłym roku władzę w kraju przejął mniejszościowy rząd utworzony przez ugrupowania centrum i centroprawicy, popierany przez narodowo-konserwatywnych Szwedzkich Demokratów – drugą siłę w parlamencie. Jedną z pierwszych decyzji nowych władz w Sztokholmie było obniżenie rangi ministerstwa środowiska i klimatu i włączenie go do struktur resortu energii, przemysłu i przedsiębiorczości. Pod koniec marca Szwedzka Rada ds. Polityki Klimatycznej napisała w corocznym raporcie, że zielona transformacja kraju traci impet w czasie, gdy UE zaostrza swój kurs. Eksperci orzekli jednocześnie, że plany przedstawione przez rząd będą oznaczać zwiększenie emisji gazów cieplarnianych w krótkiej perspektywie i stawiają pod znakiem zapytania krajowe cele na 2030 r., które zakładają redukcję śladu klimatycznego o 63 proc. w porównaniu z 1990 r. Filarem tego programu miała być szybka dekarbonizacja transportu – emisje w tym sektorze miały zostać ograniczone w tej dekadzie o 70 proc.
Oficjalnie rząd Ulfa Kristerssona zapewnia, że cele na 2030 r. są niezagrożone, a klimat jest na szczycie listy priorytetów szwedzkiej prezydencji w Radzie UE. W ich wypełnieniu ma pomóc m.in. rozwój energetyki jądrowej – oprócz budowy nowych elektrowni oraz małych reaktorów jądrowych jest analizowana także możliwość ponownego uruchomienia dwóch reaktorów wyłączonych z użytkowania pod koniec ubiegłej dekady. Na początku roku przyjęto przepisy znoszące ograniczenia dotyczące rozwoju tej gałęzi energetyki. Rozbudowa floty reaktorów ma się przyczynić do szybszej elektryfikacji przemysłu i innych sektorów gospodarki. Ale powstanie nowych reaktorów to przedsięwzięcie na wiele lat. A równocześnie rząd zaproponował cięcia w wydatkach budżetowych na cele środowiskowe i klimatyczne, które mają zmniejszyć się po raz pierwszy w tej dekadzie.
W tym miesiącu Sztokholm ogłosił decyzję o odejściu od przyjętych przez poprzedni rząd planów dotyczących biopaliw. Wdrożenie decyzji – zdaniem części specjalistów – może zagrozić krajowym celom klimatycznym na 2030 r. Zgodnie z przyjętym porozumieniem obowiązkowe domieszki biopaliw zostaną – poczynając od 2024 r. – obniżone do unijnego minimum, 6 proc., wobec dotychczas obowiązujących progów: 7,8 proc. dla benzyny i aż 30,5 proc. dla diesla (w przyszłym roku miały sięgnąć odpowiednio 12,5 proc. i 40 proc.). Według rządu zmiany pozwolą na obniżenie cen diesla na stacjach o ponad 2 zł. Ceny paliw były w ostatnich latach źródłem rosnących napięć społecznych.
„Emisje z ruchu aut muszą nadal szybko spadać, ale obowiązkowy udział biopaliw nie jest efektywnym narzędziem promocji transformacji, uderzając jedynie w budżety domowe” – stwierdzili przedstawiciele koalicji rządzącej i Szwedzkich Demokratów. To sugestia, że zamiast przez normy dla paliw cele klimatyczne mogą być realizowane innymi metodami, np. poprzez szybsze zwiększanie udziału aut elektrycznych w rynku. Ale taki scenariusz budzi wątpliwości – według ekspertów większy udział paliw kopalnych w bakach 5 mln samochodów, który będzie bezpośrednim efektem zmian, trudno będzie zrekompensować.
W ocenie Szwedzkiej Agencji Ochrony Środowiska w rezultacie realizacja obowiązujących celów redukcji emisji z transportu – o 70 proc. do końca dekady – może być niemożliwa.
Czy te sygnały świadczą o tym, że Sztokholm może się stać nieoczekiwanym sojusznikiem Polski i innych krajów zgłaszających zastrzeżenia wobec reform z pakietu Fit for 55, choćby w sprawie zakazu aut spalinowych? To wątpliwe. Nasz rozmówca ze szwedzkiego rządu w nieoficjalnej rozmowie przyznaje, że Sztokholm zgadza się kierunkowo z polityką klimatyczną UE. Tłumaczy, że w przypadku obniżenia celów emisyjnych dla paliw silnikowych kroki rządu były podyktowane czynnikami rynkowymi. – Fit for 55 to dobrze zbilansowany pakiet, ale tworząc nowe przepisy, musimy znaleźć odpowiedni balans, żeby nie wpływać tak negatywnie na konkurencyjność europejskiego rynku – powiedział. ©℗