Napaść Rosji na Ukrainę może opóźnić planowane przemiany. Przygotowania do kolejnego szczytu klimatycznego rozpoczną się w atmosferze narastających napięć na linii północ–południe

Teoretycznie powodów do niepokoju o cele klimatyczne nie ma. Zarówno Komisja Europejska, jak i Waszyngton zapewniają, że traktują rosyjską agresję jako argument za przyspieszeniem transformacji i uniezależnieniem energetyki od surowców kopalnych. Opisany przez portal Euractiv projekt konkluzji kolejnego szczytu szefów rządów Unii, który ma się odbyć w przyszłym tygodniu w Brukseli, mówi o najszybszym, jak to możliwe, wygaszeniu zależności Europy od rosyjskich dostaw ropy, gazu i węgla. A wstępne propozycje KE w tym zakresie kładły akcent m.in. na ułatwienia dla inwestycji w OZE i poprawę efektywności energetycznej, w tym poprzez termomodernizację budynków.
Podobny kierunek deklaruje Joe Biden. - Obecny kryzys jest dla nas brutalnym przypomnieniem, że aby chronić naszą gospodarkę w długim okresie, musimy stać się niezależni energetycznie - mówił w zeszłym tygodniu amerykański prezydent. To zaś oznaczać powinno - według niego - przyspieszenie zielonej transformacji w energetyce. Biden odpiera tym samym krytykę ze strony opozycyjnych republikanów, którzy domagają się wyhamowania przemian w związku z rosnącymi cenami energii i paliw dla obywateli.
Raptowny wzrost cen surowców energetycznych i inne zmiany związane z rosyjską inwazją w Ukrainie powodują jednak rozbieżności między celami redukcji emisji gazów cieplarnianych a praktyką i wymogami bezpieczeństwa energetycznego. Na zagrożenie, że instrumenty wymierzone w kryzys energetyczny przyczynią się do przypieczętowania wysokoemisyjnej ścieżki rozwoju, zwraca uwagę m.in. amerykański serwis Axios.
Chodzi m.in. o zwiększone w ostatnim czasie wykorzystanie węgla. Dotyczy to m.in. największej gospodarki UE. Niemiecki koncern RWE poinformował we wtorek, że - w związku z koniecznością ograniczania zużycia rosyjskiego gazu - prowadzi analizy zmierzające do ponownego uruchomienia części węglówek, które wyłączył w minionych latach, oraz przedłużenia pracy tych opalanych nim bloków, które zgodnie z harmonogramem miały zostać wygaszone w tym roku. O dopuszczeniu takiej strategii - dłuższej pracy elektrowni węglowych jako alternatywy dla gazu (pod warunkiem utrzymania się w celach redukcji emisji) - mówił też ostatnio m.in. wiceszef KE Frans Timmermans. Powrót węgla już dziś widać w całej Europie. Poza Niemcami plany wygaszania elektrowni opóźnił już także jeden z operatorów brytyjskich. Według analityków S&P wytwarzanie prądu z węgla może być na niemal dwukrotnie wyższym poziomie niż w pandemicznym 2020 r.
Energetyka węglowa to niejedyny obszar, którego odrodzenie może zagrozić celom klimatycznym. Na przykład w Londynie dyskutuje się o zwiększeniu produkcji ropy naftowej i gazu na Morzu Północnym. Do tej pory zgoda na nowe projekty wydobywcze była tam obwarowana zaporowymi w praktyce warunkami - przede wszystkim koniecznością udowodnienia, że nie zagrożą brytyjskim celom klimatycznym. Teraz - jak wynika z doniesień agencji Bloomberg - rząd dyskutuje o poluzowaniu reguł i wprowadzeniu wyjątków dla inwestycji strategicznych.
Prymat bezpieczeństwa energetycznego i kontroli cen surowców nad klimatem widoczny jest też w ostatnich decyzjach Waszyngtonu. Biden uwolnił w tym celu z rządowych rezerw 30 mln baryłek ropy naftowej i zachęca krajowy sektor wydobywczy do zwiększenia produkcji. Według części ekspertów nastąpi ekspansja infrastruktury związanej z gazem skroplonym. W Europie mają powstać nowe terminale do odbioru LNG, zapowiadane m.in. przez kanclerza Niemiec Olafa Scholza.
Ale krótkoterminowy zwrot w kierunku paliw kopalnych to niejedyny czynnik, który budzi obawy specjalistów od międzynarodowej polityki klimatycznej. Ich niepokój budzi skutek, jaki konflikt rosyjsko-ukraińskich i towarzyszące mu zawirowania na rynkach odniesie na sytuacji krajów rozwijających się. Już w zeszłym roku, przed konferencją klimatyczną w Glasgow, obszarem silnych napięć była kwestia wsparcia finansowego transformacji w państwach rozwijających się. W 2020 r. zamożniejszej części świata nie udało się spełnić obietnicy dotyczącej mobilizacji co najmniej 100 mld dol. rocznie na ten cel, przy czym największym maruderem były USA, których wydatki na ten cel od lat pozostają znacznie niższe, niż wynika to z wielkości amerykańskiej gospodarki i udziału kraju w historycznych emisjach. Jeszcze kilka dni temu pełnomocnik Białego Domu ds. dyplomacji klimatycznej John Kerry deklarował, że dzięki pieniądzom z USA cel 100 mld może zostać osiągnięty w tym, a najpóźniej w przyszłym roku. Tymczasem w podpisanej we wtorek przez Joego Bidena ustawie budżetowej na cele związane z pomocą klimatyczną zaplanowano tylko 1 mld dol. Według wyliczeń think tanku Overseas Development Institute to zaledwie ok. 2 proc. „sprawiedliwego udziału” USA w kosztach związanych ze zmianą klimatu.
- Opóźnienie dekarbonizacji - np. za sprawą dłuższego korzystania z węgla może, ale nie musi być zagrożeniem dla polityki klimatycznej - uspokaja Marcin Kowalczyk, były negocjator klimatyczny obecnie związany z WWF Polska. Jak mówi, z punktu widzenia celów klimatycznych, oprócz terminu coalexitu, ważną kwestią będzie skala wykorzystania węgla i tempo rozwoju energetyki odnawialnej. Ekspert przyznaje jednak, że istnieje obawa, iż politycy mogą wykorzystać obecny kryzys jako argument za spowolnieniem transformacji. Niepokojąca, z jego punktu widzenia, jest też perspektywa napięć między globalną północą a państwami rozwijającymi się. - Nawet cel 100 mld dol. pomocy, którego osiągnięcie odsuwa się w czasie, nie wystarczy, żeby zapewnić realizację wszystkich celów światowej polityki klimatycznej - podkreśla Kowalczyk. - Na obecnym etapie nie można jeszcze w pełni przewidzieć konsekwencji rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Znaczący może okazać się fakt, że obie strony konfliktu odgrywają kluczową rolę w światowej gospodarce żywnościowej - dodaje.

www.gazetaprawna.pl/biznes-i-klimat/