Zakłócenia, transformacja, zmiany strukturalne – z pewnością żyjemy w ciekawych czasach. Europejczycy stoją dziś w obliczu kilku wielkich tendencji jednocześnie. To zmiany klimatu i potrzeba dekarbonizacji naszych gospodarek; cyfryzacja, konieczność ponownego przemyślenia organizacji miejsca pracy, deglobalizacja. Temu wszystkiemu towarzyszy potrzeba zachowania znaczenia gospodarczego.

Sandra Parthie, dyrektorka brukselskiego biura Instytutu Gospodarki Niemieckiej (IW), członkini Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego fot. EU2020–EESC
W sektorze przemysłu konkurencja przybiera na sile i staje się w coraz większym stopniu ogólnoświatowa. Przez długi czas Europejczycy byli przyzwyczajeni do roli globalnych decydentów, do pozycji w awangardzie rozwoju technologicznego i do czerpania korzyści z dobrobytu społecznego i gospodarczego. Wszystkie te pewniki są jednak obecnie zagrożone. W nowym porządku świata zdominowanym przez duet Chiny–Stany Zjednoczone Europa może stać się piątym kołem u wozu.
„No i co z tego?”, można by zapytać. Oto dlaczego to jednak bardzo ważne: otóż Europa nie dysponuje zasobami naturalnymi i od wieków opierała swoją zamożność i społeczny dobrobyt na handlu zagranicznym i na dostępie do zasobów – od srebra do przypraw, ropy i gazu – oraz na ich wykorzystaniu. Często zajmowała pozycję dominującą wobec swoich partnerów handlowych i kształtowała zasady i normy handlowe na swoją korzyść. Mogła tak działać, ponieważ miała siłę rynkową, była konkurencyjna i innowacyjna.
A teraz sytuacja się zmienia. Chociaż UE pracuje nad ukończeniem tworzenia jednolitego rynku, to nadal istnieje wiele przeszkód wewnętrznych, interesy krajowe utrudniają ten proces. Podczas gdy państwa członkowskie wykłócają się o szczegóły regulacyjne, ogólna siła rynkowa UE maleje, zwłaszcza w odniesieniu do Azji. Przewiduje się, że do 2030 r. co najmniej 85 proc. wzrostu gospodarczego będzie miało miejsce poza UE. Oznacza to, że będzie się on odbywał na rynkach tworzonych przez inne podmioty i zgodnie z przepisami i normami przez nie kształtowanymi. Tam wartości europejskie, od ochrony socjalnej po prawa pracownicze, dialog społeczny, normy pracy i środowiskowe, nie odgrywają żadnej roli. Oznacza to również, że europejskie przedsiębiorstwa i przedsiębiorcy ze Starego Kontynentu mają coraz trudniejszy dostęp do zasobów, których bardzo potrzebują. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że rośnie globalny popyt, a tym samym konkurencja o te zasoby, lecz także dlatego, że nasila się protekcjonizm oraz środki przymusu i działania odwetowe przeciwko państwom, przedsiębiorstwom i gospodarkom. Wszystkie te okoliczności mają wpływ na dostęp do zasobów takich jak metale ziem rzadkich i surowce, których nasz przemysł wytwórczy potrzebuje, by działać i by zapewniać miejsca pracy wysokiej jakości.
Wzywanie do „autonomii” strategicznej tego problemu nie rozwiąże. Ruch w kierunku protekcjonizmu i dążenie do samodzielności gospodarczej to ślepa uliczka. Ze względu na brak zasobów Europa nie może być niezależna. Musi przez cały czas walczyć o to, by system handlu międzynarodowego dobrze działał.
Potrzebuje jednak strategii, by sobie z tą sytuacją poradzić. Europa musi wszędzie, gdzie to możliwe, zrezygnować z jednostronnej zależności. Musi zmienić zasobochłonne wzorce konsumpcji i produkcji, zwiększyć zdolności przetwarzania oraz inwestować w zakłady produkcyjne w przyszłościowych sektorach i je rozwijać. Dotyczy to zwłaszcza artykułów o wysokiej wartości, w przypadku których konieczne jest utrzymanie potencjału technologicznego i innowacyjnego UE.
Zatem równowaga i neutralność klimatyczna słusznie stają się przewodnimi zasadami naszej działalności gospodarczej. Głównym czynnikiem wpływającym na konkurencyjność Europy jest energia – sposób jej produkcji i jej koszty. Niedawny wzrost cen energii to obecnie najważniejszy problem, który trapi prywatne gospodarstwa domowe, a także przemysł i polityków. Niesie za sobą również niepokojące implikacje geopolityczne. Dostawy energii w Europie są nadal w dużym stopniu uzależnione od zewnętrznych producentów. Zmiana tej sytuacji przyniesie poprawę naszym gospodarkom na kilku poziomach: inwestowanie w większą ilość energii ze źródeł odnawialnych i w zdecentralizowane dostawy energii będzie bodźcem dla europejskich producentów, przyczyni się do zmniejszenia emisji CO2, do zmniejszenia zależności od paliw kopalnych o zmiennych cenach, a w dłuższej perspektywie do obniżenia cen energii. Dlatego to priorytet polityczny dla Europy.
Jednocześnie jednak należy pamiętać, że UE nie jest monolitem. Oznacza to, że możliwości dostosowania się do tych nowych potrzeb i radzenia sobie z czynnikami zakłócającymi są bardzo zróżnicowane pomiędzy regionami i państwami członkowskimi. Transformacja wymaga inwestycji w badania naukowe i innowacje, w infrastrukturę, w przyciąganie przedsiębiorstw, w korzystne warunki produkcji dla przedsiębiorstw, w nowe technologie i materiały. Jednak także w środki wsparcia dla pracowników w sektorach dotkniętych zmianami strukturalnymi, w edukację oraz w podnoszenie i zmianę kwalifikacji.
Nie wszystkie państwa członkowskie są w takim samym stopniu przygotowane do stawienia czoła tym wyzwaniom. Ponadto pandemia pogłębiła nierówności między państwami członkowskimi, a rządy mają bardzo różniące się między sobą wykazy spraw do załatwienia i listy priorytetów. Różnice te nie powinny jednak przysłaniać wizji przywódców politycznych. Zmiana klimatu nie będzie czekać na kolejne wybory. Dostępne są środki finansowe na inwestycje cyfrowe i ekologiczne, a poprawa zdolności administracji publicznych i dobre zarządzanie to nie czarnoksięstwo, lecz kwestia woli politycznej. Obywatele są świadomi trwających zmian strukturalnych. Aby skłonić ich do wspierania stosownych działań politycznych, konieczne są szeroko zakrojone konsultacje i działania komunikacyjne, zwłaszcza z udziałem partnerów społecznych i przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego.
Europejczycy byli przyzwyczajeni do roli globalnych decydentów, do bycia w awangardzie rozwoju technologicznego. Te pewniki są dziś zagrożone. W nowym porządku świata zdominowanym przez duet Chiny–Stany Zjednoczone Europa może stać się piątym kołem u wozu