Single, rodziny wielodzietne, właściciele dużych mieszkań, oszczędni? Kto zyska, a kto może stracić na nowych zasadach naliczania opłaty śmieciowej?

Warszawa przetestowała w ostatnich kilkunastu miesiącach różne metody naliczania opłaty śmieciowej. I szykuje mieszkańców na kolejną zmianę. W ratuszu pojawiła się propozycja, by opłata ponoszona przez gospodarstwa domowe była zróżnicowana w zależności od tego, jaką powierzchnię zajmuje (patrz: ramka).

CZYTAJ TEŻ : Rada Warszawy przyjęła nową metodę opłat za śmieci

Nowe propozycje dotyczące opłat śmieciowych w Warszawie:

Gospodarstwa domowe wniosą opłatę w zależności od powierzchni zajmowanego lokalu:

  • do 30 m kw. - 65 zł miesięcznie,
  • 30,01 m kw. - 40 m kw. - 76 zł;
  • 40,01 m kw. - 60 m kw. - 86 zł;
  • 60,01 m kw. - 80 m kw. - 96 zł;
  • powyżej 80,01 m kw. - 102 zł
  • domki jednorodzinne (niezależnie od powierzchni) – 105 zł miesięcznie
  • 9 zł – zniżka za kompostowanie odpadów

Kto skorzysta, a kto straci na takim obrocie sprawy? Wszystko zależy od tego, które systemy ze sobą porównamy. I nie możemy tu nie uwzględnić interesów miasta, a pośrednio mieszkańców. Jeśli bowiem system finansowy się nie spina (czyli do kasy wpływa za mało pieniędzy na zagospodarowanie odpadów), miasto dorzuci środki w innej puli w budżecie i na przykład nie zbuduje ścieżki rowerowej lub nie naprawi chodnika.

Cofnijmy się nieco w czasie.

Opłata za śmieci zależna od liczby osób w gospodarstwie

Do lutego 2020 roku warszawiacy wnosili opłatę uzależnioną od liczby osób w gospodarstwie domowym (metoda tzw. klasy gospodarstw). Metoda i opłaty nie były kwestionowane. Opłata rosła wraz z liczbą osób w gospodarstwie domowym. Jednoosobowe gospodarstwo domowe płaciło 10 złotych, a czteroosobowe 37 zł. Sprawiedliwie? Abstrahując od niskich stawek, które w listopadzie 2021 r. nie pozwolą na pokrycie kosztów, to tak. Udowodniono, że liczebniejsze gospodarstwa domowe z reguły żyją oszczędniej: dwie osoby zużywają więcej odpadów (na osobę) niż rodzina pięcioosobowa (na osobę). Dlaczego miasto zrezygnowało z tego rozwiązania? W systemie brakowało osób (nie były ujęte w deklaracjach) a więc także pieniędzy. W 2020 r. koszty systemu były szacowane na 950 mln złotych, a w 2019 r. do kasy miasta z tytułu opłat wpłynęło zaledwie 350 mln zł. Na tych, którzy unikali opłaty np. nieujętych w deklaracjach studentach czy pracownikach sezonowych, zrzucali się pozostali. To tylko jedna przeszkoda. Rosły koszty więc stawki i tak trzeba było podnieść. Poza tym różnicowanie opłaty w zależności od liczebności gospodarstwa domowego zaczęły kwestionować sądy administracyjne. Miasto musiało się z niego wycofać.

Wówczas pojawiła się propozycja, bo opłatę śmieciową uzależnić od powierzchni mieszkania.

Opłata za śmieci zależna od powierzchni mieszkania

Przelicznik był prosty: opłata rosła proporcjonalnie do zwiększającego się metrażu zajmowanego przez mieszkańców. Bardzo szybko dały się słyszeć protesty: to nie metry kwadratowe wytwarzają śmieci. Straciłaby na tym rozwiązaniu osoba, która żyje samotnie i skromnie, ale zajmuje duży metraż. Nieproporcjonalnie mało płaciliby za to mieszkańcy żyjący w mało komfortowych warunkach, ale wytwarzający spore ilości śmieci. Pięcioosobowa rodzina żyjąca na 30 mkw płaciłaby mniej (według wówczas proponowanych stawek: 36 zł) niż emeryt na 70 mkw (według wówczas proponowanych stawek: 80,8 zł). Z tego rozwiązania miasto wycofało się zanim weszło w życie.

Ryczałt

Już wtedy władze miejskie zapowiadały: przygotowujemy się do wprowadzenia metody od zużycia wody, ale tymczasowo będzie obowiązywał ryczałt: 65 zł dla gospodarstwa domowego w zabudowie wielorodzinnej i 94 zł dla gospodarstwa domowego w zabudowie jednorodzinnej. Nie miało znaczenia to, jaka jest liczebność gospodarstwa domowego. Sprawiedliwie? Raczej nie. W tym wypadku poszkodowanymi były także osoby żyjące w pojedynkę, które wnosiły taką samą opłatę, co rodziny wielodzietne. W przypadku singli był to wzrost o kilkaset procent (przypomnijmy, że jednoosobowe gospodarstwa płaciły 10 zł!) Źle potraktowani mogli się też poczuć stereotypowo oszczędni emeryci: także oni płacili tyle samo, co trzypokoleniowa rodzina mieszkająca w bloku. Zadowoleni zapewne byli za to wielodzietni.

Tym głośniejszy był sprzeciw „dużych rodzin”, gdy w kwietniu 2021 roku Warszawa w końcu wprowadziła metodę od zużycia wody.

Opłata za śmieci zależna od zużycia wody

Jej zaletą jest szczelność: liczba osób w gospodarstwie domowym jest uwzględniana w zużyciu wody wskazywanym na wodomierzu. Znika problem, że ktoś nie zostanie „pominięty” w deklaracji śmieciowej – korzysta na tym miasto i wszyscy mieszkańcy, bo nie dokładają się do niepłacących. Poza tym to metoda, na której zyskują oszczędni – przez styl życia mogą wpływać na wysokość opłaty, a także środowisko.

Niektórzy mieszkańcy alarmowali jednak o podwyżkach rzędu kilkuset procent. To prawda, w niektórych wypadkach podwyżki były znaczące, ale przypomnijmy, że punktem odniesienia były – zwłaszcza w przypadku większych gospodarstw domowych opłaty mocno zaniżone. Czteroosobowa rodzina mieszkająca bloku płaciła bowiem za śmieci 65 zł, czyli 16,25 zł na osobę (singiel płacił 65 zł!) W metodzie od zużycia wody i przy założeniu, że miesięcznie każda osoba w rodzinie zużywa 2,5 m3 wody, opłata wzrosła do 31,8 zł za osobę, a opłata w sumie do 127,3 zł. Miasto wprowadziło program osłonowy dla rodzin. Surowo jednak potraktowało właścicieli nieruchomości nieopomiarowanych – jedna osoba miała płacić miesięcznie za śmieci 50,92 zł (przyjęto zużycie 4 m3 wody miesięczne przez jedną osobę), a więc czteroosobowa rodzina musiała wyjąć z portfela 203,68 zł. Sprawą zainterweniował się resort klimatu i nałożył na metodę wodną cenowy kaganiec: gospodarstwo domowe nie może zapłacić więcej niż około 150 zł – ten przepis gminy muszą wdrożyć do końca roku. Wiadomo już jednak, że Warszawa wycofuje się z metody wodnej.

Opłata za śmieci zależna od powierzchni mieszkania?

Kto zyska, a kto straci, jeśli nowa propozycję uchwali rada miasta i wejdzie ona w życie? Przypomnijmy, gospodarstwo domowe będzie ponosić opłatę w zależności od powierzchni mieszkania (stałą opłatę wniosą mieszkańcy domków jednorodzinnych). Nie będzie to jednak prosty przelicznik: metry kwadratowe na złotówki. Opłata będzie „sprawiedliwa” przy porównaniu tych gospodarstw, w których metraż przekłada się proporcjonalnie na liczbę mieszkańców: większy metraż – większa rodzina. Odetchną mieszkańcy nieruchomości nieopomiarowanych i wielodzietni – maksymalna opłata dla gospodarstwa domowego wyniesie bowiem 102 złote (przy metrażu powyżej 80 mkw; mniejszy metraż to niższa opłata) Emeryt i singiel wciąż zapłacą sporo. Nawet jeśli mieszkają na 30 m kw, ich rachunek to w najlepszym wypadku 65 złotych. Zyska miasto (w porównaniu do metody uwzględniającej liczbę osób), bo metoda ta jest szczelna. Powierzchnia użytkowa jest określona w ewidencji gruntów i budynków lub w księgach wieczystych. W przypadku braku tych danych może być obliczona na podstawie przepisów prawa budowalnego. Zakładany wpływ z opłat w 2022 roku to 1 mld 044 mln zł, a wydatki: 1 mld 156 mln zł.

Dlaczego tej metody nie wprowadzono wcześniej? Otóż dopiero w ostatniej nowelizacji ustawy czystościowej (weszła w życie we wrześniu) doprecyzowano przepisy, które pozwalają miastom (gminom) różnicować opłatę w metodzie od gospodarstwa domowego np. właśnie od powierzchni mieszkania.

Nie ma w 100 proc. sprawiedliwej metody obliczania opłaty za odpady komunalne. Sprawiedliwej, czyli takiej, według której ten kto śmieci więcej, płaci więcej. Miasta i gminy nie mogą bowiem rozliczać mieszkańców z ilości śmieci, które ci wyrzucają do pojemników lub worków. Dlaczego? Z obawy przed tym, że odpady będą lądować nie koszu, ale w lesie lub domowym piecu, takie rozwiązanie nie wchodzi w grę - nie przewiduje go tak zwana ustawa czystościowa (o utrzymaniu czystości i porządku w gminach). Gminy mają tu związane ręce.

Oznacza to, że zawsze któraś grupa mieszkańców korzysta i a inna traci na przyjętych rozwiązaniach. W zależności od metody niezadowolone lub zadowolone będą „duże rodziny”, single, oszczędni lub zużywający dużo wody, ci, którzy mogą się cieszyć sporym mieszkaniem lub mieszkający na niewielkiej powierzchni. Nie oznacza to, że nie należy podejmować wysiłków, by opłaty były nakładane w społecznym odbiorze sprawiedliwie, a system się bilansował.

Komentarz

Mateusz Karciarz, prawnik w Kancelarii Radców Prawnych Jerzmanowski i Wspólnicy:

Sprawiedliwe obciążanie mieszkańców opłatą śmieciową to w ostatnim czasie jeden z częstszych tematów spotykanych w wielu gminach w Polsce, zwłaszcza przy okazji kolejnych podwyżek tych opłat. Nie należy jednak tracić z pola widzenia tego, że gminy działają w oparciu o przepisy ustawowe, które wprowadzają liczne ograniczenia w zakresie sposobu obciążania mieszkańców wspomnianą opłatą śmieciową. Tym samym, każda gmina w Polsce może skorzystać z jednej z czterech prawnie dopuszczalnych metod – od osoby, od powierzchni, od zużytej wody, od gospodarstwa domowego (z dodatkową możliwością łączenia tych metod). Ustawodawca nie zdecydował się jednocześnie na możliwość naliczania opłaty od fatycznej ilości wytworzonych odpadów komunalnych, wychodząc z założenia, że wiele osób, chcąc płacić jak najmniej, będzie zaniżać tę ilość, a odpady będą podrzucane do miejsc do tego nieprzeznaczonych (przydrożne rowy, lasy, itp.). Innymi słowy, żadna z obecnie dopuszczalnych metod nie odnosi się w sposób bezpośredni do ilości wytwarzanych odpadów, przyjmując określone założenie pośrednio się do tej kwestii odnoszące, za wyjątkiem klasycznej metody od gospodarstwa domowego, która zakłada, że każde gospodarstwo płaci tyle samo, bez względu na inne uwarunkowania.

Trudno jest tym samym stwierdzić, czy którakolwiek z ww. metod sprawiedliwie obciąża mieszkańców, bo każda z nich ma swoje plusy i minusy, które dodatkowo są inne w zależności do gminy (w każdej gminie w Polsce przy okazji zmiany metody naliczania opłaty śmieciowej uwypuklane są zwłaszcza jej minusy na skrajnych przykładach, typu samotna staruszka mieszkająca, po śmierci męża i wyprowadzeniu się dzieci, w stumetrowym mieszkaniu w kamienicy w centrum miasta, czy też rodzina mieszkająca w domku jednorodzinnym z dużym ogrodem, do którego podlewania zużywana jest duża ilość wody, albo taka sama wysokość opłaty dla gospodarstwa jednoosobowego i gospodarstwa pięcioosobowego, itp.). Przykład Warszawy jest w tym kontekście najbardziej obrazowy. Nie sprawdziła się najpopularniejsza, bo jedna z najprostszych metod, tj. metoda od osoby (która w odbiorze społecznym jest najbardziej sprawiedliwa, ale nie uwzględnia tego, że każdy wytwarza inną ilość odpadów komunalnych), bowiem metoda ta opiera się na założeniu, że każdy właściciel deklaruje faktyczną liczbę osób przebywających na jego nieruchomości. Warszawa z kolei, jako miasto, w którym duża liczba osób wynajmuje mieszkania (studenci, pracownicy, turyści), nie jest w stanie zweryfikować prawidłowości składanych deklaracji śmieciowych, co było wykorzystywane i liczba deklarowanych osób była zaniżana przez właścicieli nieruchomości. Warto przy tym zauważyć, że z podobnymi problemami od wielu lat borykają się tzw. gminy turystyczne i duża część z nich z tego powodu przeszła na metodę od wody – metodę, którą również Warszawa chciała wykorzystać, ale po ostatnich zmianach, które wprowadziły górną granicę opłaty w odniesieniu do jednego gospodarstwa, stałą się ona – łagodnie mówiąc – nieatrakcyjna. Metoda ta jednak, oprócz tego, że trudna jest do „zakłamania” przez właścicieli nieruchomości, bazuje na założeniu, że im wyższe zużycie wody, tym większa ilość wytwarzanych odpadów, bo przebywa na danej nieruchomości więcej osób (ale to nie jedyne założenie przy tej metodzie). Z kolei klasyczna metoda od gospodarstwa (tj. bez jakiegokolwiek różnicowania) będąca dla gmin bardzo atrakcyjna, bo prosta do wymierzania, także jest niezrozumiała społecznie z uwagi na brak jej jakiegokolwiek powiązania z ilością wytwarzanych odpadów komunalnych przez każde gospodarstwo domowe. Metoda od powierzchni z kolei, mimo jej powszechnego niezrozumienia (klasyczny argument – przecież to nie metry kwadratowe śmiecą, a ludzie), dla gmin jest pewnego rodzaju rozwiązaniem, bowiem pozwala z bardzo dużą dokładnością ustalić, jakie będą wpływy od mieszkańców (gminy wszak mają, chociażby na potrzeby podatku od nieruchomości, informacje o metrażu zasobów mieszkaniowych na swoim terenie), a tym samym doprowadzić do w miarę precyzyjnego samobilansowania się systemu.

Podsumowując nie sposób nie zauważyć, że specyfika każdej gminy jest inna, lecz w przypadku Warszawy zrozumiałym jest, że jej władze starają się w zakresie metody naliczania opłaty śmieciowej oprzeć na obiektywnych, możliwych do łatwego zweryfikowania danych. W obecnym stanie prawnym natomiast są tylko dwie metody, które na to pozwalają, a które przynajmniej starają się oddać faktyczną ilość odpadów komunalnych wytwarzanych na danej nieruchomości, tj. metoda od wody (która po ostatniej nowelizacji stała się mniej korzystna w przypadku takich dużych gmin jak Warszawa) oraz metoda od powierzchni, właśnie którą w powiązaniu z metodą od gospodarstwa planuje od nowego roku wprowadzić Warszawa.