Ekstremalne zjawiska powodują wielomiliardowe straty, które wymuszają zmiany m.in. na rynku ubezpieczeniowym.

Według najnowszych szacunków koszty ostatniej fali powodzi dla europejskich gospodarek przekroczą 8,5 mld euro. Wiele wskazuje, że są to oceny bardzo zachowawcze. Niemiecki przewoźnik kolejowy Deutsche Bahn wycenia straty, jakie dotknęły samą tylko infrastrukturę kolejową, na 1,3 mld euro.
Koszty mogą wzrosnąć
W zeszłym tygodniu z kolei na niektórych obszarach prowincji Henan w Chinach w ciągu doby spadło tyle deszczu, co zwykle na przestrzeni całego roku, a w stolicy regionu Zhengzhou w sześć godzin opady osiągnęły poziom typowy dla całego półrocza. Według ekspertów tak ulewnych deszczy nie było tam od nawet tysiąca lat. Wstępne szacunki władz mówią o kilkudziesięciu ofiarach śmiertelnych i stratach rzędu 200 mln dol., ale biorąc pod uwagę choćby skalę ewakuacji, która objęła setki tysięcy obywateli, a także to, że w regionie, w który uderzył żywioł, mieszczą się cenne aktywa przemysłowe, m.in. wielkie zakłady mięsne oraz fabryki iPhone’ów – należy liczyć się z tym, że już teraz ostateczne koszty kataklizmu mogą okazać się większe. W zalane już tereny uderzyć może tajfun In-Fa. Koszty mogą wzrosnąć tam raptownie także w przypadku, gdy wzbierające rzeki rozsadziłyby wielkie tamy.

W tym samym czasie, gdy Europa, Indie czy Chiny walczą z wielkimi masami wody, Ameryka i Syberia zmagają się z suszą i pożarami. Trwająca od czerwca fala gorąca na Zachodnim Wybrzeżu Ameryki przyniosła rekordowe upały i setki ofiar śmiertelnych. W Stanach Zjednoczonych ogień objął ok. 6 tys. km kw. – to ponad 60 razy więcej niż wynosi powierzchnia Białowieskiego Parku Narodowego. Największy z pożarów, który trawi stan Oregon, obejmuje 1,6 tys. km kw., a więc trzykrotność powierzchni Warszawy. Jego skala jest taka, że wpływa na pogodę: powoduje burze, które z kolei przyczyniają się do dalszego rozprzestrzeniania się ognia. Walkę z żywiołem dodatkowo utrudnia pandemia. Grupa strażaków musiała wycofać się z akcji ratunkowej po wykryciu u nich zakażenia COVID-19. Na terenie USA i Kanady aktywnych jest prawie 400 pożarów. Dym z Zachodniego Wybrzeża przysłonił w czwartek niebo nad Nowym Jorkiem, który dzielą od Oregonu tysiące kilometrów.

Jeszcze większą skalę mają tegoroczne pożary na północnym wschodzie Rosji. Płonie tam tajga porastająca 15 tys. km kw. Dym niemal całkowicie zasnuł Jakuck, chmura znad Syberii dotarła także na Alaskę.

O ile straty ludzkie i gospodarcze z pożarów będą zapewne skromniejsze niż w przypadku europejskich powodzi ze względu na mniejszą gęstość zaludnienia w ogarniętych przez żywioł rejonach, koszt ekologiczny może być znaczny. Wiąże się z uwolnieniem dużej ilości dwutlenku węgla zmagazynowanego w drzewach. Na Syberii gorąco przyczynia się do topnienia wiecznej zmarzliny, co też przyczynia do dodatkowych emisji. Wreszcie, jak wynika z ostatnich badań, miliony ton dwutlenku węgla mogą trafiać do atmosfery na skutek podziemnych pożarów torfu na dalekiej północy.

Tu i teraz

Z danych brokera ubezpieczeniowego Aon wynika, że łączna wartość zniszczeń wywołanych przez katastrofy naturalne sięgnęła w 2020 r. 268 mld dol. 97 mld dotknęło własności objętej ubezpieczeniami. Zeszły rok był rekordowy, jeśli chodzi o liczbę zdarzeń, które przyniosły straty wyższe niż miliard dolarów (było ich 28, do tej pory rekordowy był rok 2011 z wynikiem 21 katastrof o tej skali). Specjaliści oceniają, że skala strat związanych z katastrofami w tym roku będzie podobna, jak w poprzednim.

Według firm reasekuracyjnych (przejmujących ryzyko od towarzystw sprzedających polisy bezpośrednio klientom) to właśnie sezonowe podtopienia i pożary, jakie obserwowaliśmy w ostatnich tygodniach, będą w nadchodzących latach źródłem największego bólu głowy dla branży ubezpieczeniowej, do tej pory skoncentrowanej w większym stopniu na „megawydarzeniach”, takich jak huragany czy trzęsienia ziemi. Ich częstotliwość będzie rosła wraz ze zmieniającym się klimatem i już dziś widać, że wpływa to na wycenę ryzyka przez ubezpieczycieli. W ocenie szwajcarskiego banku UBS straty dla branży związane z samymi tylko lipcowymi powodziami w Europie sięgną 6 mld dol., z czego dwie trzecie uderzy w reasekuratorów. Jeszcze większe koszty, na poziomie kilkunastu miliardów dolarów, pociągnęła za sobą zimowa fala mrozów w Teksasie.

Jak zauważają przywoływani przez „The Wall Street Journal” analitycy hamburskiego banku Berenberg, huragany i pożary lasów wpłynęły już na podwyżkę cen dyktowanych przez reasekurantów w Azji i USA. Teraz ten sam trend może dotknąć Europę. Z modeli klimatycznych wynika, że do końca stulecia burze i ulewy mogą być na naszym kontynencie kilkanaście razy częstsze niż obecnie. Ale na rosnące koszty materialne związane z tego typu ekstremami pogodowymi ma też wpływ m.in. proces rozlewania się miast.

Na to, że powodzie, nawałnice, susze oraz ekstremalne temperatury stanowią źródło największych ryzyk spośród wszystkich typów katastrof wskazuje także ostatni raport Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO). Ten typ ekstremów pogodowych – jak wskazują eksperci organizacji – stanowi zarazem podstawowy „wehikuł”, poprzez który odczuwamy zmianę klimatu. – Żaden kraj, rozwinięty czy rozwijający się, nie jest odporny na jej skutki. Zmiana klimatu dotyka nas tu i teraz. Jest sprawą absolutnie kluczową, aby zwiększyć inwestycje na adaptację do nowych warunków – podkreśla sekretarz generalny WMO Petteri Taalas.