Spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe chciałyby mieć większą swobodę w organizowaniu zbiórki odpadów w blokach. Nie mają takiej możliwości, a kolejne rozporządzenie utrwala sztywne regulacje.
Na razie część gmin przymyka oko na jakość segregacji odpadów w zabudowie wielorodzinnej. Wiadomo, że jest dużo gorsza niż w domach jednorodzinnych. Przewodniczący jednego ze związków międzygminnych w Wielkopolsce ocenia, że 100 proc. nieruchomości w blokach kwalifikuje się do podniesienia opłaty za odbiór odpadów, a jest to dwukrotność lub czterokrotność stawki podstawowej.
Przypomnijmy, że obowiązek segregacji odpadów wprowadziła nowelizacja ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach z lipca ubiegłego roku (Dz.U. z 2019 r. poz. 1579). Oznacza to, że mieszkańcy nie mogą deklarować, że nie segregują śmieci. Za niesegregowanie grożą natomiast sankcje w postaci podniesionej opłaty. Początkowo gminy dostały czas na zmianę uchwał do 6 września br., jednak termin ten w związku z epidemią przedłużono do końca roku. Część gmin czekała do ostatniego momentu na zmianę uchwał, bo nowe zasady oznaczają straty w budżetach: ci, którzy deklarowali, że nie segregują, dobrowolnie płacili wyższą opłatę. Poza tym nowela wprowadziła niekorzystne stawki za odbiór i zagospodarowanie opadów z firm, jeśli organizuje je gmina.

Mało elastyczne przepisy

Od 1 listopada segregowanie odpadów jest obowiązkowe w Krakowie. Nie wszystkie spółdzielnie i wspólnoty zdążyły się przystosować do przepisów: dostawić altany i zlikwidować zsypy. To koszty. Jak wylicza Krzysztof Wojakowski ze Spółdzielni Mieszkaniowej im. Tadeusza Kościuszki w Krakowie, jedna altana śmietnikowa pochłania 30–40 tys. zł, zwykle ze środków funduszu remontowego. W dodatku mieszkańcy nie chcą altan pod swoimi oknami, a zgodnie z przepisami każda nieruchomość musi mieć swój zestaw pojemników. – Nie ma wolnej przestrzeni ani na parkingi, ani na nowe altany śmietnikowe – podkreśla.
To jest jeden z głównych problemów w organizowaniu selektywnej zbiórki odpadów w gęstej zabudowie miejskiej. W zabudowie zwartej oraz na wsiach stosowane były tzw. dzwony, czyli wspólne pojemniki do zbiórki poszczególnych frakcji. Teraz odpady trzeba odebrać pojedynczo spod każdego domu. To z kolei przekłada się na wyższe koszty. Problem ten występuje także w terenach górskich, gdzie taka zbiórka generuje dodatkowe trudności.
Sztywne stanowisko, że odpady muszą być odbierane z miejsca wytworzenia, czyli każda nieruchomość musi mieć pięć pojemników, przesądza skierowany do konsultacji przez ministra klimatu i środowiska projekt rozporządzenia w sprawie szczegółowego sposobu zbierania wybranych frakcji odpadów. Z jednej strony resort wysyła sygnały, że samorządy będą mogły przyjmować bardziej elastyczne rozwiązania. Przypomnijmy, że program „Czystość plus” zakłada, że gmina za zgodą ministerstwa mogłaby odejść od systemu pięciopojemnikowego i zaproponować własny (projekt nie został jednak jeszcze przedstawiony). Z drugiej jednak treść rozporządzenia skłania raczej do refleksji o utrzymywaniu rozwiązań nadregulacyjnych.
Maciej Kiełbus, partner w Kancelarii Prawnej Dr Krystian Ziemski & Partners w Poznaniu, zwraca uwagę, że w znowelizowanej w lipcu ubiegłego roku ustawie zmieniono art. 4a, który jest podstawą do wydania rozporządzenia w sprawie standaryzacji selektywnej zbiórki odpadów komunalnych. Określono, że nie ma ono określać „szczegółowego sposobu zbierania wybranych frakcji odpadów”, a jedynie „sposób zbierania odpadów”. – Tym samym powinno cechować się większą ogólnością i elastycznością względem rozporządzenia dotychczasowego. Nie może być zatem wierną kalką dotychczasowych rozwiązań – zaznacza.

Chcą segregować, ale nie mogą

Aby poprawić jakość selektywnej zbiórki w zabudowie wielorodzinnej, zmienić należy niewątpliwie także postawy mieszkańców i ich dotychczasowe przyzwyczajenia. Do zsypów – tam, gdzie jeszcze funkcjonują – powinny trafiać wyłącznie odpady zmieszane, a posegregowane do pojemników w altanach śmietnikowych. Łatwiej jednak wszystko wyrzucić do szybu.
Nasi rozmówcy podkreślają, że najmniej do selektywnej zbiórki przykładają się wynajmujący mieszkania na krótki czas. Ale nie tylko oni mają grzechy na sumieniu. W zabudowie wielorodzinnej mieszkańcy wyrzucają stare meble, nie bacząc na daty odbioru odpadów wielkogabarytowych. Zdarza się więc, że tygodniami leżą i niszczeją, choć ktoś mógłby z nich jeszcze skorzystać. Nie zawsze jednak za wątpliwą jakość selektywnej zbiórki można winić mieszkańców. Pojemniki poza altanami śmietnikowymi nie należą do wyjątkowych sytuacji. Na jednym z praskich osiedli bez zadaszenia stoi otwarty pojemnik na makulaturę, która po zamoknięciu nie nadaje się do wykorzystania. Mieszkańcy oburzają się, gdy do jednej śmieciarki trafiają „posegregowane” odpady. Jednak firma odpadowa ma prawo odebrać odpady jako zmieszane, jeśli frakcje są zanieczyszczone.