- Nie jest prawdą, że inwestycje w gospodarkę odpadami zaczynamy od spalarni. Na warszawskim rynku jest ona brakującym elementem systemu - mówi Michał Olszewski, wiceprezydent Warszawy
Unia Europejska coraz mocniej dociska w kwestii recyklingu odpadów. Dojdzie do tego opłata od nieprzetworzonego plastiku, która może mocno uderzyć państwa członkowskie po kieszeni. Nie obawia się pan, że w perspektywie kilkunastu lat nie będzie czym palić w warszawskiej spalarni – na rozbudowę której podpisano właśnie umowę – bo odpadów wysokokalorycznych zacznie brakować?
Nie obawiam się, bo obserwuję, jak podchodzą do tej kwestii państwa postrzegane jako wzór, gdy mowa o ekologii, czyli Norwegia, Szwecja, Austria – tam wszędzie działają spalarnie. Oczywiście wiele zbudowano kilka lat temu, ale są też nowe, jak w Oslo czy Kopenhadze, a ostatnio kolejna powstała w Sztokholmie. Nie robimy nic wbrew doktrynie, która utrzymuje się w państwach o bardzo ekologicznym reżimie postępowania z odpadami. Nie ma lepszej metody na zagospodarowanie frakcji resztkowej niż utylizacja termiczna. Obecnie w Polsce podlega ona przede wszystkim procesom biologiczno-mechanicznym, ale te zmniejszają masę odpadów resztkowych do połowy, a dzięki spalaniu – do 30 proc.
Lobby antyspalarniowe błędnie przyjmuje radykalną postawę bezwzględnego sprzeciwu. Wiadomo, że po wysegregowaniu surowców zawsze zostanie frakcja resztkowa, którą trzeba zagospodarować. W tej kwestii mam podejście pragmatyczne – koniecznie musimy zmniejszać ilość odpadów, jak najwięcej poddawać odzyskowi, ale system musi być zbudowany tak, byśmy byli w stanie zagospodarować całą frakcję powstającą w danej gminie czy regionie.
Jednak tej frakcji ma być coraz mniej. W perspektywie 15 lat do recyklingu ma trafiać 65 proc. odpadów komunalnych. I będzie to cel liczony od całej masy odpadów, a nie jak obecnie tylko od zebranych selektywnie – to radykalna zmiana.
Dzisiaj w Polsce problemem nie są powstające spalarnie, ale totalnie ułomny system wykorzystania surowców wtórnych. W przeciwieństwie do Szwecji, Austrii czy Norwegii nie mamy skutecznych rozwiązań, które nadają wartość opakowaniom wprowadzanym na rynek, czyli rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP – zakłada opłatę za wprowadzenie opakowania na rynek, z której jest finansowane jego zagospodarowanie, w tym recykling). Nie działa mechanizm, który zmusza rynek do ponoszenia odpowiedzialności i zmniejszania ilości opakowań jednorazowych.
Obecnie do frakcji wysokokalorycznej (z której powstaje paliwo alternatywne – RDF, czyli m.in. kawałki folii i plastiku) trafia to, co powinno zostać poddane odzyskowi. Dziś firma odpowiedzialna za przetwarzanie odpadów ma do wyboru: zapłacić za spalenie w cementowni lub dwa razy więcej za odzyskanie surowca. Mamy coraz więcej produktów opakowaniowych, bo nie ma żadnego mechanizmu, który by tę produkcję powstrzymywał. Nie ma też zachęty, by opakowania były zwrotne czy do wykorzystania regranulatu. Producent soków na swoim produkcie ma marżę na poziomie kilku groszy, natomiast różnica w cenie opakowania z tworzyw wtórnych a surowca pierwotnego to co najmniej kilkanaście groszy. Wybór dla przedsiębiorcy jest prosty. Przepisy są nie tyle nieszczelne, ile otwarte na oścież jak wrota. W konsekwencji obecnie samorządy dopłacają do zagospodarowania surowców. Ponieważ gonimy za zwiększeniem poziomu odzysku, płacimy coraz więcej.
W Austrii sytuacja jest prosta. Poziomów odzysku nie liczy się w każdej gminie, ale na poziomie państwa. Wlicza się do nich surowce wtórne zebrane w ramach rozszerzonej odpowiedzialności producenta. Jako gminy walczymy, by gdy ROP wejdzie w życie, filozofię liczenia poziomów zmienić także u nas. Unia Europejska nie nakazuje rozliczeń na poziomie gmin, ale do osiągania celów zobowiązuje państwo członkowskie.
Zakładamy, że wchodzi ROP, a z nim przepisy skłaniające finansowo do wykorzystania surowców wtórnych. Obowiązuje też już podatek od plastiku. Za kilka lat sytuacja na rynku odpadowym diametralnie się zmieni. To argumenty podnoszone przez ekologów przeciwko budowie spalarni.
Po pierwsze, to zakład na jedną trzecią docelowej masy odpadów w Warszawie. Po drugie, będzie to jedyna w metropolii i jedna z niewielu spalarni w województwie mazowieckim. Norweskie i szwedzkie miasta budowały spalarnie najpierw pod swoje potrzeby. Potem okazywało się, że frakcji resztkowej jest coraz mniej i zaczęły sięgać po odpady z innych części kraju. Norweskie spalarnie przepalają obecnie również odpady z Wielkiej Brytanii. Spalarnia w Oslo pali frakcję kaloryczną z kilku dużych brytyjskich miast.
Sam pan wskazuje na problem w krajach, które dostarczają ciepło i energię ze spalania odpadów: RDF-u brakuje.
I wskazuję też rozwiązanie. Jesteśmy w innej sytuacji. Mamy znacznie większy rynek odpadów z niewielkim udziałem mocy na paliwo RDF. Obecnie bazuje on na cementowniach. Na ponad 12 mln ton odpadów komunalnych wytwarzanych każdego roku moce przerobowe dla RDF-u to około milion ton rocznie. Komunalne spalarnie wciąż mają tu sens.
Rozmawialiśmy ostatnio z kolegami z Wiednia. Tam spala się dziś trzy razy tyle odpadów, ile będzie wynosiła wydolność warszawskiej spalarni. Ostatnia spalarnię Wiedeń zbudował 10 lat temu. Robili to świadomie, wiedząc, że poziomy odzysku będą wymuszały zmniejszanie ilości frakcji, która jest do niej kierowana. Poza opakowaniami wytwarzamy mnóstwo produktów, które nie nadają się do ponownego przetworzenia. Cały czas mówimy, że w Warszawie produkujemy coraz więcej odpadów. Jednak w porównaniu do krajów uważanych za bardziej ekologiczne, jak Dania czy Austria, to wciąż mniejsze ilości przypadające na jednego mieszkańca. W Wiedniu zbiera się około 1 mln ton odpadów, my zbieramy 760 tys. ton. Jesteśmy miastem porównywalnym co do liczby mieszkańców. Kopenhaga jest trzy razy mniejsza od Warszawy, ale dysponuje instalacją o mocy trzykrotnie wyższej, niż planuje zbudować Warszawa. Nie obawiałbym się, że przez ROP spadnie nam ilość paliwa, ale czegoś innego: że na pierwszym etapie realizacji projektu, rozruchu spalarni na początku 2024 r., będziemy mieli bardzo silną presję z rynku, by kierować odpady do spalenia. W Krakowie, Bydgoszczy, Rzeszowie jest bitwa o to, żeby zakontraktować moce. Wystarczyło, że spalarnia w Rzeszowie otworzyła się na odpady spoza regionu, by ceny poszybowały trzykrotnie. Tak silna jest dzisiaj presja, by odpady spalać.
Warszawska spalarnia będzie otwarta na odpady spoza regionu?
Priorytetem jest, by do spalarni trafiały odpady z terenu Warszawy, które są odpowiedniej kaloryczności i te, które wstępnie zostały poddane obróbce w sortowni. W Austrii pali się odpady zmieszane bez sortowania i tam ma to sens. Mieszkańcy mają wyższą świadomość ekologiczną i motywację, by wyselekcjonować odpady i nie wrzucać opakowań do czarnego worka. Lądują tam rzeczywiście tylko te odpady, które nie podlegają selektywnej zbiórce. Dlaczego? Bo dzięki przepisom w zakresie ROP mieszkańcy Wiednia nie płacą za to, co wrzucają do kolorowych pojemników, a wyłącznie za odpady resztkowe.
Towarzystwo na Rzecz Ziemi alarmuje, że pozwolenie na budowę warszawskiej spalarni jest już nieważne
Nie jest to prawda. Według przepisów prawa budowlanego wygasa ono, gdy nie zostały podjęte roboty budowlane objęte pozwoleniem, a w przypadku warszawskiej spalarni prace ruszyły.
Część warszawskich odpadów trafi do spalenia. Część trafi do recyklingu sfinansowanego ze środków pochodzących z ROP, jeśli ten system w końcu zostanie opracowany i wejdzie w życie. Jaki jest plan Warszawy na pozostałe frakcje, w tym bioodpady i podniesienie poziomów recyklingu w najbliższych latach?
Czasem pada zarzut, że rozpoczynamy inwestycję w gospodarkę odpadami od spalarni. To jednak nieprawda. Spalarnia na warszawskim rynku jest brakującym elementem gospodarki odpadami. Mamy na terenie Warszawy działające nowoczesne sortownie: co najmniej trzy zakłady o wysokiej wydajności. W planach warszawskiego MPO są dwie kolejne tego rodzaju instalacje: jedna powstanie w ramach rozbudowy spalarni, a druga na warszawskim Radiowie. Tam zostanie rozbudowana też instalacja do zagospodarowania odpadów zielonych i bio oraz do przetwarzania odpadów wielkogabarytowych. Na razie tylko jedna z warszawskich instalacji należąca do firmy Lekaro ma technologię do przerabiania bioodpadów na kompost, a odpadów zielonych – trzy. Jesteśmy też na etapie przygotowania decyzji środowiskowej dla budowy biogazowni.
Jakie są efekty zbiórki bioodpadów w Warszawie?
Materiał jest bardzo złej jakości. Frakcje są bardzo zanieczyszczane. Kilka razy podejmowaliśmy próby, by kierować je do odzysku, natomiast cały czas trafia tam dużo materiału pozaroślinnego. Przyszły rok poświęcimy na kampanię w tym zakresie.
Mięso to główny problem? Nie worki foliowe?
Zawsze najlepiej wyrzucać odpady bio bez folii – zachęcamy do tego. Aczkolwiek nie jest dzisiaj problemem odseparowanie ich na instalacji. Nanocząstki plastiku nie są głównym problemem w wykorzystaniu kompostu do celów rolniczych. Austriacy mają kompostownię powiązaną z biogazownią. Część materiału, która nie nadaje się do kompostowania, kierowana jest do produkcji biogazu. Worków trzeba unikać z innego powodu. Worki i folie po kontakcie z frakcją bio nadają się praktycznie tylko do spalenia.
Trzeba zmniejszać ilość odpadów, jak najwięcej poddawać odzyskowi, ale musimy być w stanie zagospodarować całą frakcję
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama