Cięcia w środkach na sprawiedliwą transformację nie oznaczają, że Unia spowolni proces odchodzenia od paliw kopalnych. W procesie tym większa odpowiedzialność spadnie jednak na państwa.
DGP
Przyjęcie zasady, że 30 proc. funduszy musi zostać przeznaczone na cele związane z ochroną klimatu, a wszystkie muszą być niesprzeczne z celami paryskimi, czyni z budżetu UE na najbliższe lata największy z dotychczas przyjętych na świecie programów zielonej odbudowy. Szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę to, że cele dotyczące redukcji emisji mają wkrótce zostać podniesione – co także znalazło się w konkluzjach z zakończonego w zeszłym tygodniu szczytu. Cele klimatyczne będą też przyświecać zaplanowanym nowym źródłom dochodów unijnego budżetu: cłu węglowemu (carbon border adjustment mechanism), czyli opłacie za ślad węglowy produktów sprowadzanych do Europy, opodatkowanie niepoddanych recyklingowi odpadów z plastiku oraz objęcie nowych sektorów – transportu morskiego i lotniczego – systemem handlu uprawnieniami do emisji. Jak wylicza Reuters, na podstawie przyjętego przez unijnych liderów porozumienia na zielone cele mogłoby w najbliższych siedmiu latach trafić 550 mld euro – „suma ogromna, ale dalece niższa niż 2,4 bln euro, potrzebnych według badaczy do wypełnienia celów klimatycznych UE”.
Daleko idącym ambicjom klimatycznym, jakie wyraża porozumienie budżetowe państw UE, towarzyszy jednak redukcja o ponad połowę – względem pierwotnych propozycji KE – Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Z 40 mld euro planowanych na ten cel zostało 17,5 mld, zaś polska koperta w ramach funduszu uszczuplona została do ok. 3,5 mld euro, z czego połowa ma być uwarunkowana przyjęciem celu neutralności klimatycznej. Głównymi ofiarami przesunięcia akcentu w unijnym budżecie będą regiony węglowe, które będą musiały konkurować o środki. – Fundusz Sprawiedliwej Transformacji to dla nich stosunkowo niewielkie środki, ale za to pewne. Regiony górnicze będą mogły się ubiegać o pieniądze z Funduszu Odbudowy, ale w nim konkurencja jest również o pozostałe dziedziny inwestycji, w tym ze zdrowiem i cyfryzacją oraz z pozostałymi, niewęglowymi województwami – mówi DGP Michał Hetmański z Fundacji Instrat. W efekcie ciężar odpowiedzialności za sprawiedliwą transformację spada nie tylko na regiony, ale też coraz bardziej na państwa członkowskie i opracowywane przez nie krajowe plany odbudowy.
Jak podkreśla Hetmański, powodzenie transformacji opartej na unijnych pieniądzach na odbudowę w dużym stopniu zależeć będzie od jakości zgłaszanych projektów. – Do tej pory różnie z tym u nas bywało. W Polsce największym uznaniem cieszą się ogromne projekty infrastrukturalne, w tym drogowe, a mniejsze, ale bardziej innowacyjne, są rzadkością – wskazuje. Zauważa jednocześnie, że w nowej perspektywie realizacja unijnych projektów będzie wymagała większego niż dotąd wkładu własnego. – To wszystko będzie premiować bogatsze regiony, które stać na wkład własny – przekonuje ekspert.
Niewykluczone, że na skutek presji PE klimatyczny komponent unijnych planów zostanie jeszcze wzmocniony. W przyjętej w czwartek rezolucji, która określa mandat negocjacyjny europarlamentu w dalszych rozmowach nad budżetem i Funduszem Odbudowy, deputowani skrytykowali cięcia funduszy przyjęte w rezultacie presji koalicji państw oszczędnych i wezwali do podniesienia ich na programy klimatyczne. Zagrozili za to wetem.
Kształt propozycji dotyczących Funduszu Sprawiedliwej Transformacji skrytykował też w swojej opinii Europejski Trybunał Obrachunkowy, który przekonuje, że dostęp do pieniędzy powinien być silniej powiązany z unijnymi celami klimatycznymi. Obecna formuła funduszu nie daje, według ETO, wystarczającej rękojmi, że unijne pieniądze przyczynią się do realnej zmiany w regionach węglowych.
Zdaniem Michała Hetmańskiego, ambitny klimatyczny budżet UE jest w interesie Polski. – Obecna perspektywa budżetowa to dla nas ostatnia szansa, żeby wykorzystać unijne wsparcie do złagodzenia przebiegu naszej transformacji. Dziś Niemcy czy Holandia są jeszcze zainteresowane. Za siedem lat Polska może znaleźć się powyżej progów konwergencji, czyli oddzielających w ramach Unii gospodarki wschodzące od rozwiniętych. A wtedy nikt już nie będzie się interesował specyficzną sytuacją naszych regionów. Jeśli już, to adresatem tego rodzaju wsparcia będzie unijne sąsiedztwo: Ukraina lub potencjalni członkowie UE kraje Bałkanów Zachodnich – mówi.